wtorek

Przepowiednia - P.C. Cast

     Czy jesteście gotowi na wkroczenie do mitycznego Partholonu?

     "Przepowiednia" to pierwsza część nowej serii P.C Cast, współautorki serii Dom Nocy. Błędnie z początku oceniałam "Przepowiednię" na podstaie właśnie tej serii, którą P.C. Cast pisała wraz z córką, bowiem okazało się, że książka była znakomitą rozrywką na poziomie, skutecznie umilającą czas.

     W ciągu ostatnich w świecie książkowym rządzą wampiry, wilkołaki, anioły, mroczni łowcy... powieści takie jak ta są perełkami na rynku wydawniczym pozwalającymi od czasu do czasu oderwać się od monotonii i zagłębić w tajniki świata o jakim jeszcze nigdy nie słyszeliście, o jakim nigdy nie marzyliście. Z jakimi istotami spotykamy się więc w "Przepowiedni"? Myślę, że właśnie przez te postacie, tą książkę bardziej zaliczam do gatunku fantastyki, nie paranormal romance, bo dominują tam co prawda ludzie, jednak duża część społeczeństwa Partholończyków to centaury, czy też, jak Elphlame, główna bohaterka - pół centaur, pół człowiek, mieszańce, co mimo wszystko zdarza się niezwykle rzadko.

     El od początku egzystencji wstydziła się dolnej partii swojego ciała. Tej od bioder w dół - pokrytej gęstymi włosami a zakończonymi lśniącymi czarnymi kopytami, pozwalającymi dziewczynie być szybszej od człowieka, i sama wierzyła, że za jakiś czas, po wyczerpujących treningach będzie w stanie wyścignąć niejednego centaura. Matka Elphlame jest Umiłowaną Bogini Epony, tak więc jest uwielbiana przez całe społeczeństwo Partholonu, w przeciwieństwie do córki, która stroniła od ludzi i wcale nie chciała być na miejscu matki, która gotowa była je dla córki odstąpić. Tajemniczy, wewnętrzny impuls, od jakiegoś czasu każe El odbudować stary zamek należący do rodu MacCallan, w którym stulecie temu miał miejsce pożar. Dziewczyna razem z bratem, Cuchulainnem wyrusza więc doprowadzić go do użyteczności. Zatrudnia ludzi mających za obowiązek doprowadzenie zamku do stanu z jakiego Elphlame byłaby zadowolona i spisują się znakomicie. Okazuje się też, że Elphlame trafiła do zamku MacCallanów nie przez przypadek, bowiem, namaszczona przez Boginię, w końcu czuje obecność jej i innych duchów, które nie opuściły jeszcze murów zamku, chociażby byłego przywódcę Klanu, sprzed stu lat.
W zamku Elphlame w koncu zasmakuje przyjaźni, szacunku, miłości i namiętności... zakazanej oczywiście, nie mogłoby być inaczej. Fomorianinowie to wymarła już rasa demonów, siejących spustoszenie drapieżników łaknących krwi jak najsoczystszego z owoców. Gdy Elphlame pewnego razu podczas biegania zalicza ciężki upadek, właśnie taki Fomorianin... a raczej pół Fomorianin, pół człowiek, pomaga jej. El kilka razy sekretnie się z nim spotyka i w końcu pomiędzy nimi nawiązuje się więź. Mocne uczucie.. ale czy przetrwa, wystawione na ciężką próbę?

     Narracja książki jest trzecioosobowa, co wydaje się dość miłą odmianą od książek coraz częściej wydawanych w narracji pierwszoosobowej i oczywiście kobiecej, do tej pory spotkałam się bodajże z jedną książką, która opowiedziana była przez chłopaka. Obszerna ksiązka, nie kończąca się w dwie godziny po rozpoczęciu, z niebanalnymi bohaterami z którymi wprost nie da się nie utożsamić... czego jeszcze chcieć? W dobrej książce jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jest przerzucanie kartek, łaknąc wiecej tekstu, robiac to coraz bardziej niecierpliwie, jednak w tej powieści nie chciałam przerzucać tych stron, gdyż wiedziałam, że im częściej i szybciej będę to robić, tym szybciej książka się skończy i tak własnie si stało- przygody El, Cu oraz ich przyjaciół i wrogów skończyły się jak biczem, ale mimo to przygodę jaką przeżyłam z bohaterami "Przepowiedni" zapamiętam na długo. Bardzo podobało mi sie to, że autorka w pewnym sensie uczyniła z postaci drugoplanowych tak ciekawych bohaterów, że czasem tylko czekaliśmy na rozwój wydarzeń z nimi związany. Do gustu szczególnie przypadła mi Brenna oraz Cu, a ich związek był jak wisienka na ciastku z kremem, za to "Przepowiednia" nalezy do jednaj z niewielu książek, gdzie głóna rola męska (choć w wypadku tej powieści można by powiedzieć, że głónym bohaterem jest Cuchulainn, którego, dzięki Bogini, było bardzo dużo) średnio przypadła mi do gustu. Nie, żebym nie lubiła Lochlana, ale po prostu nie miał zadziornego charakterku, który uwielbiam u chłopców.

     Podczas czytania tej książki miałam od czasu do czasu po prostu ochotę zamknąć ją na chwilę i... przytulić. Przytulić i porozmyślać, jak to by było, gdybym znalazła sie na miejscu Elphame, co ona musi przeżywać. Zakończenie, chociaż nie tylko zakończenie, wywołało u mnie potok łez, co ostatnio przy książkach zdarza mi się niezmiernie rzadko, jednak ta, niezwykle mocno mnie poruszyła. Trzeba dziękować wydawnictwu Mira również za niebanalną, estetyczną i przyciągającą wzrok okładkę, dzięki której może parę osób, które lubią osądzać książę po szacie graficznej, spotka się z naprawde ciekawą lekturą. Dla mnie ta książka była cudowna, wręcz możnaby rzec - bez wad. Nic, tylko polecać i dać ocenę 8/10.

1 komentarz:

  1. Też strasznie podobała mi się ta książka i rónież dałam 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń