niedziela

Wariant - Robison Wells


      „Tej książki nie da się odłożyć, akcja pędzi od pierwszej strony i od pierwszej strony wszystko jest zagadką”

„Kirkus Revievs”


                  Książka „Wariant”, gdy weźmiemy ją do ręki jest cienka, okładka niczym nie zachwyca, ale i na skrzydełkach, i na tyle, a nawet na okładce z przodu jest mnóstwo pozytywnych recenzji i opinii, które tylko zachęcają do zabrania się za tę pozycję. W momencie gdy dostałam tę książkę myślałam sobie, że pewnie trochę sobie posiedzi na półeczce,zdąży się zakurzyć, ale jakoś tak naszła mnie na coś z tego gatunku ochota i po prostu tę książkę… Połknęłam. Jak zaczęłam tak chwilę potem skończyłam. Tak więc co do pierwszych słów nagłówkowej opinii już się mogę zgodzić. Co dalej z akcją, zagadką i napięciem?

            Akademia Maxfield. Szkoła do której wcale nie łatwo się dostać. Benson miał nadzieję na lepszy start w tejże szkole, jednak nawet nie wiedział jak wielki błąd popełnił wypełniając formularz przyjęcia oraz przekraczając mury Akademii. Bo kto wie czy jeszcze kiedyś dane mu będzie z niej wyjść? Maxfield nie jest normalną szkołą. Nie ma w Niej klas, podziału na wiek, określenia ile lat trzeba się spędzić… Po nauczycielach też nic tam nie zostało. Uczniowie, którzy przynależą albo do posłusznego Porządku, albo buntowniczego Spustoszenia, albo ostatecznego Wariantu są pilnowani przez jakaś siłę z zewnątrz, która  daje im środki potrzebne do życia, ustala jako taki harmonogram dnia, ale za nic nie pozwala opuścić murów tejże Akademii. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ktoś niemalże… Więzi uczniów? Czyżby oni byli tu jedyną prawdziwą i normalną… rzeczą? A może nawet oni nią nie są? Tego Benson nie wie, wie za to, że musi uciekać.

            Narracja książki jest prowadzona z perspektywy głównego bohatera, co nadaje powieści jako taki klimat i jest moim zdaniem niezbędne, bo aby dobrze wczuć się w tą książkę musimy po prostu wiedzieć co się dzieje w głowie głównego bohatera, inaczej tajemnica nie byłaby zachowana w odpowiedni sposób, a przecież do tego dążymy. Wiedząc tyle co wie główny bohater i ani grama więcej wiemy dokładnie tyle, aby książka potrafiła nas zaskakiwać z każdą kolejną stroną.

            Bohaterów mamy tu naprawdę sporo, jednak książka zbyt bardzo skupia się na Bensonie, byśmy innych mogli poznać naprawdę dobrze. Pierwsza osoba poznana przez głównego bohatera w Akademii Maxfield to posłuszna Becky, której zadaniem jest siedzenie w papierach i oprowadzanie nowych uczniów zapoznając ich z regulaminem. Z początku wydawała się strasznie sztywna, okropnie podporządkowana i przeraźliwie posłuszna, jednak potem kto wie czy nawet taki charakterek nie będzie potrafił się zmienić? Poza Becky jest jeszcze Jenny, do której Benson czuje troszkę więcej niż powinien, co może zaboleć, oraz kilka osób do których czuje się mniej lub więcej sympatii – Mason, Lily, Oakland, Curtis, Myszka i wiele innych… Każdy ma inny charakter, inny stosunek do życia w zamknięciu… Jednak kto jest na tyle zdeterminowany aby naprawdę odważyć się uciec?

            Jeśli chodzi o oprawę graficzną jak i fizyczny wygląd książki, to mamy tu typową robotę Wydawnictwa Amber. Nawalone reklam i opinii, niezbyt zachwycająca okładka, czcionka taka jak przy każdej ich książce oraz wygórowana cena, choć masakry nie ma. Niepotrzebnie moim zdaniem z przodu na okładce jest wielka czerwona ramka z napisem, że to książka dla fanów GONE’a, bo to niejako wszystko psuje.Ale źle nie jest, książka pośród innych prezentuje się dość przyzwoicie, nie mam na co narzekać : )

            Podsumowując, poprzeczki tejże książce wysoko nie postawiłam, więc trudno by było mnie zawieźć. Wręcz przeciwnie – mimo że ta pozycja nie zachwyca, to jestem dosć mile zaskoczona. Cieszę się, że przeczytałam tę ksiązkę, chociaż tego na początku nei planowałam i teraz już wiem, że narzekanie na moją szkołę w porównaniu z Akademią Maxfield jest wręcz bezpodstawne ;) Polecam i oceniam na 7/10.

Oryginalny tytuł: Variant
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 17.01.2012r.
Ilość stron: 304
Cena detaliczna: 32,80

piątek

Hades - Alexandra Adornetto

„Co się dzieje z aniołami w piekle?”


            „Hades” Alexandry Adornetto to długo wyczekiwana kontynuacja „Blasku” – debiutanckiej powieści tejże młodziutkiej autorki. Pierwsza część książki o aniołach z misją w miasteczku Venus Cove dość dobrze przyjęła się wśród polskich czytelników i mi także się dość spodobała, chociaż hymnów pochwalnych nad tą książką nie piałam. „Hades” miał niesamowicie dobrą reklamę, od dawna na youtube pojawiały się różne zachęcające zapowiedzi, dlatego postawiłam książce poprzeczkę dość wysoko. Jednak czy słusznie?

            Nadchodzi Halloween. Z tej okazji większość uczniów liceum imienia Bryce’a Hamiltona szykuje się na zapewne niezapomniane przyjęcie. Pojawiają się oczywiście kobiece dylematy opierające się na”W co się ubrać?”, jednak koleżanki ze szkoły także zaskakują Bethany twierdząc, że za wiele czasu spędza z Xavieram – swoim ukochanym. Ale kogo to obchodzi? Ważne, że są razem. W tym samym czasie Beth razem ze swoim rodzeństwem dowiaduje się, że w miasteczku położonym nie tak daleko doszło do paru incydentów, które swoje źródło najprawdopodobniej mają w czymś nie z tego świata. Jednak wszystkie plany Bethany diabli biorą w momencie imprezy Halloweenowej. Koleżanki uparcie chcą zrobić seans spirytystyczny. Dziewczyna doskonale wie, że pomysł jest koszmarny, że z siłami poza ziemskimi lepiej nie zadzierać, ale przegłosowana przez większość siada i bierze się do roboty. Myśli sobie, co ma do stracenia. Jednak wszystko obraca się o 180 stopni, kiedy Molly nie zdając sobie z tego sprawy, przerywa krąg i pozwala na uwolnienie ducha. Jednak przestraszone nastolatki jeszcze nie wiedzą jakie będzie niosło to za sobą konsekwencje. Bethany niedługo później się dowiaduje. Diabelski podstęp powoduje, że anielica zostaje zesłana do czeluści piekielnych, a czy da sobie tam radę? Sama, bez ukochanego, bez rodzeństwa, bez przyjaciół? Czy może niebo przybędzie jej na ratunek? Czy Beth zdoła wypełnić swoją misję?

            - Będziesz dziś u nas na obiedzie? – zapytałam Xaviera, biorąc go pod rękę. – Gabriel chce wypróbować przepis na meksykańskie naleśniki.
            Xavier zerknął na mnie z ukosa i roześmiał się.
            - Co cię tak rozbawiło?
            - Tak sobie tylko pomyślałem, że na obrazach przedstawia się anioły wyłącznie jako strażników tronu niebieskiego, ewentualnie walczące z demonami…. Ciekawe, dlaczego nigdy nie pokazuje się ich w kuchni, przyrządzających meksykańskie naleśniki.
           - Dlatego, że odpowiedni wizerunek to postawa.

            Książkę tę zaklasyfikować można tylko do zwykłego, anielskiego paranormalu. Nie jest to powieść nie wiadomo jak kreatywna czy oryginalna, po prostu bardzo miłe i szybko idące czytadło na chłodne wieczory, gorące dni na słoneczku czy też rano jeszcze pod kołdrą. Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, co też zaskoczeniem nie jest, ale nie przeszkadza nie wiadomo jak bardzo. Dobrze wiedzieć co się dzieje w głowie głównej bohaterki, choć nie zawsze była mi ta wiedza niezbędna. Ciekawe także były w książce chwile, kiedy widzieliśmy co się dzieje u Xaviera, Gabriela, Ivy i Molly jej oczami chociaż nie uczestniczyła w tych wydarzeniach.

            Jeśli chodzi o bohaterów to myślę, że na niewielu możemy się tu specjalnie skupić za wyjątkiem Xaviera, Bethany, Ivy, Gabriela no i naszego czarnego charakterku bez którego by się nie obeszło – Jacka Thorne’a. Główna bohaterka nikogo swoja inteligencją nie powala, jest wręcz przez część książki nikim więcej jak zakochaną nastolatką, ale na szczęście taki stan nie trwał całą książkę. Xavier jest chłopakiem któremu zdecydowanie mówię TAK. Bardzo go polubiłam, potrafi zażartować w odpowiednim momencie, ale także być poważnym wtedy kiedy trzeba. No i niesamowitą sympatią darzyłam również brata Bethany – Gabriela. Lubujący się w kulinariach, z gitarą w ręku, naprawdę przypadł mi do gustu. Uzdrowicielka, Ivy za to była najpoważniejszą z nich wszystkich. Sprawiała wręcz wrażenie takiej ich matki, opiekunki i jakoś tak… nic głębszego do Niej nie poczułam, ale postacią była ciekawą. W ogóle postacie są mocną stroną tej książki, bo wykreowane zostały znakomicie.

            Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną to gdy na przykład wejdziemy na stronę „Blasku” na lubimyczytac.pl to bardzo wiele opinii mówi o przecudownej, zniewalającej okładce, i zgadzam się z tym. Okładka rzeczywiście, to jest to. I pierwsza część i druga idealnie wpasowane w klimat książki, estetyczne oraz tajemnicze. Ogromny plus! W środku za to mamy dobrej jakości papier i skrzydełka, które uwielbiam. Z resztą jak powieść o aniołach może nie mieć skrzydeł ;)

            Podsumowując, wymagałam od tej książki sporo i chłamu nie dostałam, a za to bardzo ciekawą, zaskakująca i pędzącą przez kolejne wydarzenia kontynuację, nawet może lepszą niż pierwsza część. Jak do tejże książki usiadłam, przez długą chwilę nie odchodziłam, mogę wręcz rzec, że mimo dość przyzwoitej długości, bo prawie 400 stron, i tak mogła być trochę dłuższa i dłużej pozwalać nam na cieszenie się Xavierem, którego w realnym życiu nie spotkamy ;) Tak więc książkę zdecydowanie polecam tym, którzy czytali „Blask”, a tym, którzy jeszcze nie mieli tej przyjemności polecam zabrać się, naturalnie, najpierw za pierwszą część ;) Moja ocena to będzie jakieś… 6/10.

Oryginalny tytuł: Hades
Nr. Tomu w serii: II
Wydawnictwo Bukowy Las
Data wydania:
Liczna stron: 392
Cena detaliczna: 36,90

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las!


wtorek

Vaclav i Lena - Haley Tanner


„Czy magia pomoże stawić czoło poznanym tajemnicom i rozpędzić czarne chmury?”



Książka „Vaclav i Lena” niemalże chodziła za mną od bardzo, bardzo, bardzo dawna, ale zawsze było coś co nie pozwalało mi kupić tej książki –brak funduszy, brak okazji… Aż w końcu się ktoś nade mną zlitował i na urodziny dostałam w komplecie Vaclawa Wspaniałego wraz z jego uroczą asystentką Leną, z czego niebywale się ucieszyłam i jakiś czas po otrzymaniu prezentu zabrałam się do lektury bardzo pozytywnie nastawiona, mimo że nie jest to do końca mój gatunek. Byłam po prostu jakoś tak dziwnie pewna, że ta książka to będzie TO. Czy rzeczywiście poruszyła moje serce? Czy może okazała się tylko dobrze zapowiadającą pozycją tak naprawdę nie wartą tracenia czasu i pieniędzy?

Vaclav to dziesięcioletni chłopiec z normalnej rodziny pochodzenia rosyjskiego. Zafascynowany Harrym Houdinim oraz Davidem Coperfieldem sam chce być taki jak oni w przyszłości. Lena to cichutka dziewięcioletnia dziewczynka, sierota, także pochodząca z Rosji, z marnym angielskim słownictwem oraz niewielkim wzrostem. Jej rola jest asystowanie Vaclavowi Wspaniałemu przy jego niezwykłych sztuczkach. Dzieci, nie zważając na protesty dorosłych szykują się do tajemniczego magicznego występu który ma odmienić ich przyszłość. Jednak nie wszystko idzie tak jak dzieci sobie zaplanowały. W przeddzień wielkiego show Lena znika. Vaclav początkowo jest zezłoszczony na przyjaciółkę, jednak gdy orientuje się, że zniknęła i najprawdopodobniej nie wróci zaczyna wierzyć, że jeśli co wieczór będzie wypowiadał pewne zaklęcie odzyska przyjaciółkę. Zaklęcie okazuje się skuteczne dopiero po ośmiu lat, w siedemnaste urodziny dziewczyny kiedy to Vaclav postanawia, że koniec z zaklęciem.

„(…)czuje, że jeśli dziś postanowi je powiedzieć, to będzie oznaczać, ze będzie musiał powtarzać je do końca życia – nigdy nie będzie mógł przestać, bo zaprzestanie będzie znaczyło, że przez niego Lenie stanie się coś złego.”

Do czego doprowadzi zaprzestanie wypowiadania tego słowa? Czy Lena się odnajdzie, a może coś się jej stanie? Gdzie przez ten cały czas się podziewała? Dlaczego nie skontaktowała się z Vaclavem? Jak już prawie dorośli przyjaciele będą się zachowywać w stosunku do siebie po tylu latach rozłąki? Odnajdą wspólny język, czy może będą dla siebie całkowicie obcymi ludźmi? Czy Vaclav Wspaniały i jego urocza asystentka Lena powrócą? Jaki finał będzie miała ta historia?

Teraz, pisząc te słowa, ten opis fabuły w poprzednich akapitach miałam ogromną ochotę po prostu chwycić mój egzemplarz historii o czarującym młodym magiku i jego asystentce i na nowo przeczytać. Ta historia mnie urzekła. Sprawiła, że przechadzając się w empiku czekając na autobus nie oglądam już tylko działu fantastyki ale także przechodzę tam gdzie mamy literaturę troszkę poważniejszą, zmuszającą do zastanowienia się. Być może ta książka właśnie ma wpływ na to, że będę zaczynała sięgać po powieści obyczajowe? Chociaż czy „Vaclava i Lenę” można nazwać powieścią obyczajową? Nie wydaje mi się. W sumie to nie wiem do jakiego gatunku tę książkę zaklasyfikować… Jak wspomniałam, nie jest to obyczajówka, ale też nie młodzieżówka, powieść fantastyczna, czy historyczna… po prostu… literatura współczesna. To chyba najlepsze określenie dla tego typu książek.

Nie mogę także nie zwrócić uwagi na drugie dno tej książki… Moja nowa nauczycielska polskiego zawsze nam mówi o jakieś tam pięknej literaturze, języku, metaforach… Ta książka cała można by powiedzieć jest pisana takim trochę poetyckim piórem jednak nie na tyle żeby zniechęcić, a bardziej zainteresować. Haley Tanner w cudowny sposób pełen metafor i drugiego dna przedstawia nam zachowanie ludzi z perspektywy dziecka, oraz nie tylko. Odnoszę wrażenie, że autorka mimo, że jest młoda osobą wie o świecie więcej niż niektórzy sporo starsi ludzie. Albo po prostu zwraca uwagę na więcej szczegółów, potem przelewając to na papier i tworząc coś cudownego.

330 stron tejże książki zostało podzielone na cztery części, co może delikatnie spoilerować, ale zdecydowanie nie popsuje magii czytania. Jest „RAZEM”, następne „ROZDZIELENI: Vaclav” potem zaś „ROZDZIELENI: Lena” a na koniec chyba najprzyjemniejsza część i wzbudzająca najwięcej emocji „ZNOWU RAZEM”. Bez względu na to w której części czytając się znajdujemy narracja jest trzecioosobowa, co było dobrym rozwiązaniem, ale nie „wpasowało” się w książkę, że tak się wyrażę. Momentami coś mi pod tym katem zgrzytało, ale było to tak minimalne, że cudowna treść jaką dostałam w zamian wręcz „nakazała” mi o tym nie myśleć.

Jeśli chodzi o bohaterów, to nie czuję potrzeby skupiania się na innych jak tytułowi Vaclav i Lena. Na początku książki kiedy są jeszcze dziećmi, zachowują się jak właśnie takie… dzieci. Czego innego można od nich wymagać? Uważam, że pani Tanner idealnie wykreowała ich na początku, choć poznając Vaclava Wspaniałego miałam raczej wrażenie, że wyrośnie na dość aroganckiego chłopaka, a stało się całkiem inaczej. Kreacja Leny też była dopracowana w każdym calu. Malutka, cicha, kradnąca jedzenie czy rzeczy po prostu potrzebne do życia, potrzebująca uwagi, opieki a nie dostająca tego czego potrzebowała… dorastając niewiele się zmieniła. Prawdę mówiąc jej zachowanie gdy już powtórnie po tylu latach spotkała się z Vaclavem wręcz można by powiedzieć, że było jedyną rzeczą która mnie troszeczkę irytowała w tej książce, jednakże, to też było uzasadnione i zdecydowanie mogłam na to przymknąć oko patrząc na sytuację dziewczyny. Zbyt pięknie nigdy być nie może. Zbyt wiele piękna powoduje, że nie ma go tak dużo jakby się nam wydawało. Piękno jest wtedy gdy mamy coś co z pozoru jest niedoskonałe. Dopiero po przyjrzeniu się dostrzegamy piękno. A piękno spostrzegawczy człowiek znajdzie nawet w najbanalniejszej rzeczy

„Lena pokochała tę historię i uwierzyła w nią jak w baśń, jak w piosenkę, jak w opowieść na dobranoc, jak w magiczną sztuczkę, ale wiedziała, że to kłamstwo.”

Teraz przydałoby się przejść do bardziej fizycznej części recenzji mówiącym o tym co dostaniemy zamawiając tą książkę na przykład z internetu. Rzadko czytam pozycje wydawane przez wydawnictwo WAB. W sumie to poza tą książką nic mi się nie przypomina, chociaż zawsze chciałam przeczytać „Ja, diablica”. Ale do rzeczy! Każde wydawnictwo ma w sobie coś charakterystycznego. Amber ma zawsze tą samą czcionkę, Jaguar trochę większy format książek, Mag lekko szarawy papier oraz czcionkę za którą nie przepadam, Publicat wydaje książki których, gdy są grube, grzbiety się zaginają, a Fabryka słów ma zawsze rozdziały czy okładki od spodu przyozdobione jakimiś graficzkami. Co jest charakterystyczną cechą WABu? Nie mam pojęcia, ale Vaclav i Lena to jedna z najlepiej wydanych książek jaką kiedykolwiek trzymałam w ręku. Okładka jest twarda w obwolucie, co praktycznie rzecz biorąc uniemożliwia zniszczenia, okładka może nie jest graficznym dziełem, ale bardzo pasuje do książki, w środku zaś bardzo dobra czcionka oraz rewelacyjna jakość papieru (lubię zwracać uwagę na takie detale, co ja poradzę :D). Wydawnictwo też nie marnuje miejsca na kartkach oznaczając kolejne rozdziały co czasem zajmuje całą stronę, a bywało nawet, że więcej, co mi się podobało – więcej czytania! Myślę, że pod względem graficznym 100% pozytyw.

Za każdym razem kiedy pisze recenzję i dochodzę do akapitu zakończeniowego, mówię sobie w myślach „Dobra, jeszcze tylko szybko wystukam jakieś ładne zakończenie i koniec!”. Teraz tak nie jest. Teraz każdy kolejny klawisz wystukuję z niejakim żalem bo mogłabym o tej książce naprawdę długo mówić. Poruszyła mnie. Wycisnęła ze mnie łzy, uśmiechy… Przed sięgnięciem po nią nie spodziewałam się, że będzie jedną z tych które znajdują sobie w moim mózgu i mojej pamięci gniazdko, żeby tam się spokojnie usadowić. Teraz wiem, że gdy za jakiś czas, kiedy zacznę zapominać co działo się u Vaclava i Leny, z pewnością sięgnę drugi raz po tę książkę i coś mi mówi, że nie utraci ona nawet odrobiny ze swojego uroku. Jeśli będę miała dzieci (w co szczerze wątpię) to także kiedy tylko będą wystarczająco duże, będę im na siłę niemalże wpychała tę książkę!  Bo coś tak pięknego musi być dostrzegalne. Smutne jest to, że o tej książce było tak cicho, nie miała nawet porządnego rozgłosu… Niektórzy ludzie nawet nie wiedza ile stracili! Tak wiec podsumowując wszystko nie za bardzo wiem czy mogę tę książkę ocenić taką samą skalą jak oceniam inne, do których wiem, że nie wrócę, że były tylko miłym czytadłem, a daję ocenę 8,9… Wiec to po prostu zostawię bez oceny. Tylko z ogromnym poleceniem i moimi słowami miłości do autorki, modląc się, żeby jeszcze kiedyś napisała coś równie wspaniałego i żeby ukazało się to w naszym kraju. Polecam gorąco! Raczej płci pięknej ;)

Oryginalny tytuł: Vaclav and Lena
Nr. Tomu w serii: -
Wydawnictwo: WAB
Data wydania: 22.02.2011r.
Ilość stron: 330
Cena det.: 39,90

niedziela

W otchłani - Beth Revis


      „Śmiertelna odyseja”

„W otchłani” autorstwa Beth Revis, to książka o której wydaniu w Polsce dowiedzieliśmy się już dawno, ale czekać trzeba było naprawdę długo. Jednak mówi się, że im więcej czekania, tym później przyjemności z czytania.  Zgadzam się jak najbardziej z tym powiedzeniem. Jednak czy pod niesamowitą, piękną, rewelacyjną okładką będzie kryła się równie niesamowita treść, czy raczej ta okładka ma za zadanie odwrócić naszą uwagę od niewiele wartego wnętrza?

Amy Martin wraz ze swoimi rodzicami bierze udział w misji, której celem jest zaludnienie nowej planety, którą NASA uważa za nadającą się do zamieszkania. Cała trójka zostaje zamrożona w specjalnych, szklanych „pudłach” aby trzysta lat później się obudzić i razem z innymi ochotnikami zamieszkać na planecie o nazwie Centauri-Ziemia. Dziewczyna jest całkowicie zbędna. Niepotrzebny balast. To jej rodzice coś znaczą, nie ona, jest tam tylko dlatego, że oni chcieli. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem. Ktoś budzi Amy z lodowego snu o pięćdziesiąt lat wcześniej niż powinna zostać obudzona. Czyżby ktoś pragnął jej śmierci? Chciał aby utopiła się w tym w czym ją zamrozili? Ogromny statek mający stwarzać pozory normalnego świata nagle staje się miejscem tylu zagadek i tajemnic co normalny świat. Tylko w przestrzeni kosmicznej. Jest też Starszy. Szesnastolatek który po „kadencji” Najstarszego ma zająć miejsce dowódcy na „Błogosławionym”. Jaki będzie jego stosunek do dziewczyny? Czy jest osobą godną zaufania, czy bezwzględną i dążącą tylko do własnych wygód jak Najstarszy? Co z Plagą mającą miejsce dziesiątki lat temu podczas której trzy czwarte ludności wyginęło? Co tak naprawdę się wtedy stało? Jakie tajemnice jeszcze chowa Najstarszy? Kiedy uda im się dotrzeć na Centauri-Ziemię?

Narracja jest prowadzona z dwóch punktów widzenia – Amy oraz Starszego. Prawdę mówiąc bardziej przypadła mi do gustu perspektywa Starszego, bo Amy czasem miała takie… dziecięce, typowe, dziewczęce i niedojrzałe przemyślenia od których chciało mi się tylko wywracać oczyma. Starszy też nie był nie wiadomo jak dojrzały, przystojny czy olśniewający ale naprawdę nie był zły. Nawet pomimo dziwnego i wnerwiającego imienia, które w sumie nawet imieniem nie jest ;)

Jeśli chodzi o bohaterów, to poza Amy i Starszym możemy też poznać na tyle, żeby polubić albo nie Harleya, Oriona, Doktorka oraz Najstarszego. Harley był facetem, którego po porostu uwielbiałam i to on był powodem dla którego pod koniec książki łzy stanęły mi w oczach. Najstarszy był wykreowany na swego rodzaju czarny charakter, ale nie wiem czy można było tak o nim powiedzieć… Dla ludu niby chciał dobrze, ale dbał przede wszystkim o swoje wygody a w dodatku skrywał przed innymi ogrom tajemnic. Ja osobiście za nim nie przepadałam, chociaż autorka dobrze go wykreowała. O Orionie, Nagrywaczu nie mamy zbyt wiele, ale  możemy wywnioskować, że jest postacią dość tajemniczą i najlepiej pasujące do niego przysłowie to byłoby zwyczajne „Cicha woda brzegi rwie”. Jeśli zaś chodzi o Doktorka, to mimo, że w sumie był prawą ręką Najstarszego, to zdarzyło mu się nawet kryć Starszego gdy ten stawał się zbyt ciekawski, kopał zbyt głęboko i zostawał na tym przyłapany. Jednak nie był mimo to postacią pozytywną. Jeszcze co do głównych bohaterów…

No i teraz okładka… że tak się wyrażę jest gzyfowo cudowna! Naprawdę, to coś jest dziełem niemalże nie z tego świata niczym sama powieść. Jednak, mimo tego, że okładka jest tak zachwycająca, miałam przed przeczytaniem wrażenie, że jest trochę zbyt… Przesłodzona na powieść tego typu, ale teraz po przeczytaniu moje nastawienie zdecydowanie się zmieniło. Cała ta historia tak naprawdę nie jest napisana w sposób profesjonalny, zapierający dech w piersiach. Język jakim Beth Revis pisze, jest typowo skierowany do młodzieży, myślę, że mimo genialnego i oryginalnego pomysłu, powieść może nie przypaść do gustu starszym czytelnikom. Co do samego wnętrza zaś, cała książka jest podzielona na ponad 80 rozdziałów, co powoduje, że czyta się ją niemalże w tempie błyskawicznym. Napięcie jakie autorka tu wprowadza jeszcze bardziej zachęca nas do gnania przez strony i nie pozwala się oderwać. Duży plus.

Tak więc podsumowując, ta książka na pewno jest czymś nowym, czymś co trzeba przeczytać. Jednakże muszę z lekką przykrością stwierdzić, że mimo iż ta historia mnie urzekła, to spodziewałam się czegoś… lepszego. Po prostu wymagałam od tej książki, ze będzie to zachwycająca fantastyczna powieść po której będę wniebowzięta, a nie dostałam żadnej rewelacji. Jednak nie zmienia to faktu, ze naprawdę warto zapoznać się z tą książką, uważam wręcz, ze jest to konieczne, bo pani Revis pokazuje nam coś czego dotąd nie było, chociaż coś mi mówi, że niedługo się znajdzie. W każdym bądź razie polecam i oceniam na 8/10, bo przy książce spędziłam naprawdę przyjemne chwile i z pewnością sięgnę po drugą część, a tą będę gorąco polecać znajomym ;)

Oryginalny tytuł: Across the Universe
Nr. Tomu w serii: I
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: 21.03.2012r.
Ilość stron: 392
Cena detaliczna: 37,00

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu!