wtorek

Numery. Chaos - Rachel Ward

     "Czy walka z przeznaczeniem ma sens?"

     Kontynuacja książki Rachel Ward "Numery: czas uciekać" długo czekała na swoja kolej i wreszcie doczekała się przeczytania i przeanalizowania. Przyznam szczerze, że nie wiem dlaczego tak zwlekałam. Pierwsza część podobała mi się, jednak nie miałam chyba ochoty znowu czytać książkę w której nagminnie pojawiają się przekleństwa i brak szacunku, ale w końcu się za książkę zabrałam i co z tego wynikło? Czy Rachel Ward dalej trzymałą się swojego stylu i czy druga część jest lepsza od pierwszej?

     Numery wszystkich wokoło są takie same. 112067. Adam już wie co one oznaczają. Wie, że posiada umiejętność przewidywania śmierci ludzi. Wie, że Pierwszy dzień 2067 nie będzie dla Londynu dniem jak każdy inny. Coś się stanie. Coś wielkiego, a babka pcha Adama w sam środek kataklizmu. Uważa, że będzie przewodził ludowi niczym Jezus, że przyczyni się do ewakuowania ludzi i pomoże im wymknąć się z macek śmierci. Ale przecież Numerów nie da się zmienić...

     Pierwszego dnia w szkole Adam spotyka Sarę a Sara spotyka Adama. Jednak ich reakcje na wzajemny widok różnią się diametralnie. Sara jest przerażona, on próbuje się dowiedzieć dlaczego, zachowując spokój. W głowie Sary jednak jest tylko jedna myśl. Adam to potwór ze snów, ze spaloną połową twarzy chcący porwać jej córeczkę i wrzucić ja w ogień. Bowiem u Sary pojawiły się objawy ciąży. Wie, że to to. Że rośnie w niej nowe życie i aby uchronić dziecko ucieka z domu aż w końcu udaje jej się znaleźć kat w którym dane jej będzie dziecko urodzić oraz do czasu porodu w tym miejscu przebywać. Co Adam robi w czasie tych długich miesięcy? Chodzi dalej do szkoły oraz Wdaje się w konflikt z Juniorem i wychodzi tego ze spaloną połową twarzy, przez co... upodabnia sie do bestii ze snów Sary. Czy da mu przy najbliższym spotkaniu dojść do słowa? Czy okaże się on bestią z jej snów, próbującym wrzucić Mię w płomienie? Co z Val, którą mieliśmy okazję poznać już w pierwszej części? Co grozi Londynowi? Czy Adam zdoła ewakuować ludzi i przekonać ich do swoich racji... niczym jego matka siedemnaście lat temu? Czy numery można zmienić?

     W tej książce w odróżnieniu do pierwszej części mamy do czynienia z narracją z dwóch punktów widzenia. Rozdziały są nader króciutkie i na przemian opowiadane to z perspektywy Sary, to Adama, dzięki czemu mamy szersze pole widzenia i wiemy co znajduje się w dwóch miejscach jednocześnie. Rachel Ward nie zmieniła swojego stylu pisarskiego, i oczywiście się nie dziwię, bo dlaczego miałaby to robić? Jednak ja najchętniej parę rzeczy bym poobcinała.Trochę zirytowało mnie to, ze w każdej z części główne bohaterki, Jem i Sarę musiała niemalże zgolić na łyso. Tego się prawie nei da wyobrazić! Błagam, dziewczyna z kolorowym irokezem i kilkudniowym dzieckiem? To nie jest normalny widok. No chyba, że to ja mieszkam w mieście gdzie matki niemowlaków wyglądają normalnie... Nadal także mamy do czynienia z masą nieocenzurowanych przekleństw i jest jeszcze jedna rzecz. strasznie mnie denerwowało to jak Adam, mimo, że "znany mi był" ze swoich wybuchów gniewu odzywał się do Val. Nigdy, ale to nigdy nie pomyślałabym żeby móc odezwać się tak do starszej osoby, nawet obcej, a co dopiero do kobiety, która mnie wychowywała! Poza tym chyba nie ma rzeczy do której bym się przyczepiła.

     Bardo podobała mi się za to troska Sary o dziecko. Jest tu pokazana więź matka-córka zaraz po urodzeniu, i mimo, że to szesnastoletnia dziewczyna była ta matką, w niektórych chwilach, mimo że zazwyczaj była lekkomyślna, starała się myśleć rozsądnie. I zawsze uwzględniała córeczkę w swoich planach, dla niej to wszystko robiła. Dlatego nie dopuszczała do siebie Adama. Nie mogła pozwolić aby Adam wyrządził krzywdę dziecku i myślę, że na jej miejscu zachowałabym się podobnie, chociaż powstrzymałabym się od chęci rozwalenia biednemu chłopakowi głowy...

     W tej części zapoznajemy się z większą ilością bohaterów. Nie tylko losy Sary i Adama są nam przybliżone, a także mamy to Val, Vinny'ego, Nelsona... może nie poznajemy ich aż tak dobrze, ale na tyle, aby mieć o nich jakieś zdanie a byli całkiem sympatycznymi chłopakami. Adam miał nerwy... których nie umiał opanować i pod czas czytania trzeba po prostu przywyknąć do jego wybuchów złości czy innych takich. Sara za to była bardzo niezdecydowana. Myślała o dwóch rzeczach które chciała choć wykluczały się nawzajem. Była też lekkomyślna, ale już pisałam: często z troski o córeczkę, a właściwie przez zdecydowaną większość czasu.

     Mimo tych wad które wymieniłam tak naprawdę nawet nie zaliczę ich do końcowej oceny. Dlaczego? Proste. Numery to coś innego niż to co się czyta na co dzień. Jest to książka o innym klimacie, niesamowitym pomyśle i zapierających dech w piersiach zwrotach akcji. Czasami uśmiechałam się do kartek, a czasami zdarzało mi się nawet uronić łezkę. Ta książka nie posiada w sobie baśniowej fabuły czy jakieś wielkiej magii, romantycznej miłości, a przedstawia jak wygląda świat oczami ludzi będącymi innymi od wszystkich.

     Co do oprawy graficznej to okładka jest utrzymana w takiej samej grafice jak pierwsza część, różni się jedynie kolorem i ta graficzka w tle wyrazu "Numery". Strony przy których są nowe rozdziały ozdobione są tak samo i ogólnie nie mam najmniejszych zastrzeżeń do szaty graficznej tej serii. Dodam tylko, że wprost uwielbiam wydawnictwo Wilga za to, że małą porządny papier oraz świetną czcionkę. Ja po prostu lubię zwracać uwagę na detale ;)

      W końcowym rozrachunku wyjdzie nam, że część druga bestsellera Rachel Ward, tak jak i pierwsza zdecydowanie ma wady. Nie da się ukryć. Jednakże tak jak i w pierwszej części: historia mnie urzekła. Mimo, że momentami nie czytało się tej książki przyjemnie, bo irytacja postępami bohaterów była po prostu niemożliwa, nie mogliśmy odłożyć książki na bok. Po prostu nie i koniec. Za to jak wciągające są Numery i za to, że różnią się od wszystkiego innego zasługują na odenę aż 8/10. Serdecznie polecam tą serię każdemu wielbicielowi... właściwie to każdemu. Nawet fani obyczajówek i romansów coś w Numerach dla siebie znajdą, jednak ostrzegam: język autorki niektórych może zrazić ;)

Oryginalny tytuł: Numbers. The Chaos
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 384
Cena det.: 31.90

Co do tego średnio ciekawego, bo bez zdjęć i po angielsku, a ja angielskiego nie umiem trailera, warto obejrzec samiutka jego koncówkę aby zobaczyć okładki z nie wiem jakiego kraju. Po prostu przepiękne.




Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Wilga!


10 komentarzy:

  1. Ciekawa książka:). Teraz czekam na trzecią część. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno przeczytałam pierwszą część. Również mnie irytował język i zachowanie bohaterów. Ale książka ma bardzo wciągającą fabułę, więc sięgnę po następną część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chcę przeczytać tę serię

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś mnie do tej serii nie ciągnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Juz nie mogę sie doczekać, gdy i ja ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam tą całą serię w planach, dlatego cieszę się z pozytywnej opinii :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam obie i muszę powiedzieć, że były równie dobre. To po przeczytaniu 1 części, co jest oczywiste, kupiłam drugą. I nie żałuję.
    A co do okładki to sądzę, że Polska wersja jest tak samo ładna, jak tamta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. chętnie poznałabym całą serie i muszę się zgodzić, że angielskie okładki są o niebo lepsze od tych polskich.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi pierwsza część się kompletnie nie podobała, więc mimo dobrych opini nie przeczytam raczek drugiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciągnie mnie tych książek, ciągnie... Szkoda tylko, że po ostatnich zakupach w portfelu wciąż świeci pustkami. Chyba będę jeszcze musiała poczekać zanim sięgnę po "Numery"

    OdpowiedzUsuń