Na "Wyspę Motyli" nigdy nie zwróciłabym najmniejszej uwagi, gdyby po prostu nie trafiła mi się w sporej okazji. Przyczyna? To książka kompletnie nie w moim stylu. Zazwyczaj wystrzegam się takich historii i trzymam ciasno ukochanej fantastyki, dlatego i tej "Wyspy..." czytać nie miałam zamiaru. Planowałam podrzucić ja mamie, czy babci... Jednak jakoś tak wyszło, że przez kilka miesięcy grzejąc miejsce na mojej półeczce, koniec końców - chwyciłam ją i rozpoczęłam czytanie.
Diana jest zwykłą kobietą, jak każda inna w Berlinie. Ma narzeczonego, dobrą pracę... Jednak wszystko się zmienia w momencie gdy odkrywa, że ukochany ją zdradza, a do tego wszystkiego umiera ostatni członek jej rodziny - ukochana ciotka. Przed śmiercią jednak prosi Dianę o rozwikłanie pewnej rodzinnej zagadki, nic konkretnego jej nie mówiąc. Różne subtelne wskazówki porozrzucane po rodzinnej rezydencji w Anglii, naprowadzają dziewczynę na trop, a gdy ta już go zdobywa, wie, że musi doprowadzić swoje małe śledztwo do końca. W tym celu wyrusza na Cejlon, gdzie to liczy na rozwikłanie tajemnicy. W tym zaś pomaga jej pewien tamtejszy pisarz - Jonathan. Czy Dianie uda się rozwikłać rodzinną zagadkę?
Zazwyczaj od książek, które na kilometr śmierdzą romansem, trzymam się z daleka. Co więc zaś pokusiło mnie do sięgnięcia po książkę pani Bomann, chociaż należy właśnie do tego gatunku, którego staram się wystrzegać? Dwie rzeczy. Po pierwsze, książka jest niemieckiej autorki - jak Niemców jako narodu i niemieckiego jako języka nie znoszę, tak jeszcze nie przeczytałam słabej książki autora tej narodowości, przynajmniej z tych, które ukazały się w Polsce. To już od początku robiło na plus. Po drugie? Hasło "herbaciane wzgórza". Jestem ogromną maniaczką herbaty i jakoś tak w momencie kiedy przeczytałam to zdanie stwierdziłam, że jest opcja, że zastanę w tej własnie powieści fajny klimat. I nie myliłam się. Z prawdziwą przyjemnością przemierzałam razem z Dianą i Jonathanem klimatyczny Cejlon w poszukiwaniu kolejnych wskazówek, mających na celu pomóc młodej prawniczce w rozwiązaniu rodzinnej tajemnicy.
Nigdy nie byłam fanką wszelakich retrospekcji. Zawsze mnie to irytowało, że czytam sobie czytam i nagle autor wyskakuje z jakimś wspomnieniem z przeszłości. Tutaj jednak, fragmenty powieści, dziejące się w roku 1887, stanowią niemal połowę książki. Jak na początku średnio mi to pasowało, tak z czasem, kiedy zagłębiałam się w ową tajemnicę, którą nasi bohaterowie usilnie próbowali odkryć, czytałam historię z obu czasów z jednakowym entuzjazmem. Autorka skonstruowała to naprawdę umiejętnie, bo powoli, kroczek po kroczku, odkrywa przed nami kolejną kwestię, nie zdradzając jednak puenty, przez co do ostatnich stron czytamy z niecierpliwością, aby dowiedzieć się w końcu czym jest owa tajemnica... Oczywiście, nie okazuje się ona niczym szokującym, jednak to można było przewidzieć.
Oprawa graficzna jest bardzo ładna. Do powieści tego typu pasuje jak ulał, na tym polu nie mam nic do zarzucenia - egzemplarz jest elegancko sklejony, mamy skrzydełka, papier lepszej jakości od papieru toaletowego - czego chcieć więcej? W zagranicznej okładce jednak został zastosowany pewien zabieg, który mnie wprost urzekł! Co prawda motywem głównym są storczyki, które nijak mają się do fabuły, ale ten nadruk na kartkach (co widać na obrazku obok) jest super sprawą! Wygląda moim zdaniem naprawdę ciekawie, szkoda, że w żadnych książkach w naszym kraju nie stosuje się czegoś takiego!
Podsumowując, spędziłam miło czas przy "Wyspie Motyli", jednak ta książka do moich ulubionych należeć nie będzie. Lektura na raz, do herbatki, która do tej książki będzie wprost perfekcyjna. Choć dla książki Coriny Bomann zrobiłam wyjątek, jeśli chodzi o gatunek lektur, który lubię, ta powieść nie przekonała mnie. Niestety, w dalszym ciągu pozostaję fanką książek po brzegi napakowanych buzującą akcją i nieco młodszymi bohaterami. Polecam tę pozycję jeśli ktoś lubi podobne klimaty, po prostu poszukuje książki, przy której mógłby się całkowicie zrelaksować lub chce zrobić prezent mamie/babci. Zdecydowanie na coś takiego ta powieść będzie idealna. Ode mnie 6/10, chociaż pewnie gdybym była kilka lat starsza i bardziej przepadała za podobnymi historiami, nota byłaby wyższa.
Oryginalny tytuł: Die Schmetterlingsinsel
Nr. tomu w serii: -
Tłumaczenie: Paulina Filippi-Lechowska
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 17.07.2013r.
Ilość stron: 464
Cena detaliczna: 34,90 zł
Nie jestem pewna, czy po książkę sięgnę, ale to, co przykuło moją uwagę, to przepiękna okładka, taka lekka, delikatna, eteryczna wręcz! ;)
OdpowiedzUsuńTo fakt, aż się chce czytać książkę z taką okładką! :D
UsuńJa czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce - od obyczajówek, przez fantasy aż po horrory, ale jakoś do tej książki mnie nie ciągnie. Może wpadnę na nią w bibliotece, to z chęcią przeczytam, ale nie będę wydawała na nią pieniędzy. :3
OdpowiedzUsuń