„Tajemnicza, romantyczna, pełna grozy”
„Syrena” Tricii Rayburn to pierwsza w naszym kraju książka z paranormalnego gatunku, w której syreny odgrywają główną rolę. Jako pierwsza taka na rynku powinna nas w jakiś sposób nastawić do owych mitycznych stworzeń – pozytywnie, lub negatywnie. Ja wcześniej miałam okazję przeczytać później wydaną „Bogini Oceanu”, więc już niejakie nakreślenie tego co mnie czeka miałam, chociaż już z początku, albo chociaż z opisu można wywnioskować, że obie książki mają całkiem inny pogląd na syreny. W jednej przedstawione są jako bardziej przyjazne stworzenia niż szkodniki a w drugiej… wręcz przeciwnie… Które dzieło wydane przez Publicat lepiej wypadło w moich oczach?
Vanessa i Justine Sands razem z rodzicami jak co roku na wakacje wyjeżdżały do miasteczka Winter Harbor, którego główna atrakcją był ocean pod nosem. Wakacje miały nie różnić się niczym od tych, które mają co roku, jednak pewnego dnia Justine, niewiele myśląc, po rodzinnej kłótni udaje się poskakać do oceanu z urwiska. Ogromna jest rozpacz rodziny, kiedy następnego dnia, fale wyrzucają na brzeg ciało młodej dziewczyny. Siostra zamordowanej – Vanessa ma jednak przeczucie, że to nie był zwykły wypadek, a coś powiązanego z siłami… czyżby nadnaturalnymi? Rodzice już bez jednej córki wracają z wakacji, jednak Vanessa, razem z Simonem – przyjacielem od dzieciństwa, mieszkającym w Winter Harbor – postanawiają nie zostawić tej sprawy nierozwiązanej. Niedługo potem następuje seria podobnych zdarzeń, jednak teraz ofiarami zawsze są mężczyźni, a gdy woda wyrzuca ich na brzeg… mają twarze zastygłe w szerokim uśmiechu. Co łączy te kilka śmierci? Co z Calebem – bratem Simona i miłością Justine, który zniknął po jej śmierci? Jaką rolę w tym wszystkim odegrają Marchandowie – rodzina kobiet sprawująca opiekę nad popularną restauracją rybną „U Betty”? Czy Vanessie uda się rozwiązać zagadkę?
Narracja książki jest pierwszoosobowa, i czasami bardzo chciałabym, aby punkt widzenia przejął inny bohater, bo Vanessa naprawdę nie była kimś o kim czytało się z zapartym tchem. Podobał mi się co prawda wolno rozwijający się związek jej z Simonem, jednak to i końcówka, jedynie były ciekawymi aspektami książki. Ogólnie uważam, że mogłaby z tego wyjść rewelacyjna powieść, bo pomysł byś świetny, jednak myślę, że autorka częściowo go nie wykorzystała. Gdybym dostała taki tekst, taka książkę, i miała ją przekształcić, wycięłabym sporo niepotrzebnych opisów i wstawiła trochę więcej humoru. Ale ogólnie nie chcę powiedzieć, że książka była jakaś tak zła i okropna. Po prostu mimo ciekawego pomysłu i rozwinięcia… mogłaby być trochę lepiej dopracowana.
Bohaterowie byli naprawdę przyjemnymi postaciami, jednak niczym mnie nie urzekły. Takie Vanessy znajdziemy w co drugim, jeśli nie lepiej, paranormalu, chociaż tu ciekawe było to, że tak w sumie… działała na własną rękę. Mam na myśli, w tym Winter Harbor mieszkała sama, wiedząc, że nieopodal Doś w morzu zabija ludzi i bynajmniej nie były to zwierzęta… To wymagało odwagi. Simon był całkiem sympatyczny… Gdy czytało się na samym początku jego opis, to nudny kujon, jednak naprawdę okazał się w porządku. Od pozostałych postaci – ludzi z Winter Harbor – od początku „śmierdziało” tajemniczością, jednak mimo wszystko polubiłam Paige… Ogólnie bohaterowie… byli ok., jednak o wiele lepiej by było, gdyby do książki był wprowadzony jeszcze jeden jakiś na przykład chłopak, wszystkich rozśmieszający.
Co do oprawy graficznej, to nasza, polska okładka jest naprawdę… nastrojowa i estetyczna i tu należą się brawa, bo z taką okładką (i z tyłu bardzo przyjemną ceną!) aż się chce wziąć książkę z półki i pójść do kasy niemalże od razu. Jednak mimo tego, że nasza okładka jest jak najbardziej na plusie, to mnie jednak urzekła zagraniczna, którą podziwiać możecie po prawej. Jest taka właśnie… gdy na nią patrzę czuję ten nastrój i niemalże słyszę jakby… taką melodię towarzyszącą zazwyczaj podobnym scenom w filmie… jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Należy jeszcze wspomnieć o tym, że w książce mieliśmy styczność z czymś co mnie okropnie irytowało… mianowicie w tekście nie było akapitów. Ja wiem, że jest to zrobione specjalnie, aczkolwiek uważam, że jest to wręcz obraza dla języka polskiego, że tak się wyrażę… W każdym bądź razie jestem zdania, że to usunięcie akapitów było totalnie zbyteczne.
Podsumowując, „Syrena” Tricii Rayburn jest lekturą ciekawą, jednak mimo tego, męczyłam się przy jej czytaniu naprawdę długo przez to, że mimo iż akcja jakaś tam była, to miałam wrażenie jakby wszystko stało w miejscu. I nie przestanę nadmieniać, że jak dla kogoś o moim guście i charakterze, zdecydowanie za mało humoru i kąśliwych uwag. Ale tak ogólnie to polecam, chociaż z pojedynku Syrena vs. Bogini Oceanu definitywnie wygrywa dla mnie ta druga J 7,5/10.
Oryginalny tytuł: Siren
Nr. Tomu w serii: I
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: 04.05.2011r.
Ilość stron: 360
Cena det.: 32 zł
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu :)
Dla mnie Syrena wygrała z Bogini Oceanu, może dlatego, że w tej było więcej tajemniczości. Ogólnie bardzo polubiłam Simona. Za to dla mnie okładka zagraniczna zdecydowanie wygrywa:)
OdpowiedzUsuńChętnie bym tę książkę przeczytała, bo tematyka nie jest jeszcze aż tak oklepana, jak wampiry i inne nadnaturalne stworki, ale nie jest to jedna z mojej listy "muszę mieć". :)
OdpowiedzUsuńMiałam możliwość zapoznania się bliżej z tą pozycją, ale wybrałam inny tytuł. Jak widzę - dobrze zrobiłam i wpierw sięgnę po "Boginię oceanu", na którą od dłuższego czasu mam ochotę.
OdpowiedzUsuńPrzy najbliższej okazji rozglądnę się za tą pozycją.
OdpowiedzUsuńJedna z lepszych jakie czytałam w tym roku. Ciekawie prowadzona fabuła i zaskakujące zakończenie. Nie mogę się doczekać dwójki.
OdpowiedzUsuńDla mnie dość wysoka ocena w skali dla niej.
Mam ochotę przeczytać raz jeszcze ;)
Kupiłam tą książkę na Targach w Krakowie i liczę, że nie wydałam kasy w błoto :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałabym <3 :D
OdpowiedzUsuńJest na mojej liście... czekam na fundusze;)
OdpowiedzUsuńJuż się za nią uganiam od jakiegoś czasu. Utwierdzasz mnie w przekonaniu, że warto, mimo niedociągnięć. Ale przeraziła mnie wzmianka o braku akapitów. To chyba czytanie staje się zmorą :>
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam tę książkę *_*
OdpowiedzUsuńA - dla mnie za to Bogini miała w sobie coś... No nie wiem co, po prostu to COŚ :D
OdpowiedzUsuńuse imagination - ależ to w ogóle nie jest oklepane przecież ;) Tylko bohaterowie nijacy.
Julia - mam nadzieję, że spodoba ci się tak jak mi :D
Cassin - ależ akcja ciągnęła się jak flaki z olejem przez większość książki, gdzie tu mówić o ciekawie prowadzonej fabule...? Ale już jakiś czas temu zauważyłam, że mamy odmienne gusta, więc się zamykam :D
Matt - facet, czy nie facet ;D Myślę, że może ci się spodobać :D
Maruda - skąd ja to znam...
bsz - mi osobiście to strasznie przeszkadzało, bo się trochę chwilami gubiłam...
Tę książkę zdecydowanie mam na oku i jak tylko wpadnie mi w ręce, na pewno przeczytam:))
OdpowiedzUsuńDla mnie "Syrena" była cudowna i nie mogę się doczekać kolejnej części ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)