W miesiącu sierpniu, czyli dawno, dawno temu, dane mi było przeczytać książkę "Czerwień rubinu" czyli pierwszą część Trylogii Czasu autorstwa Kerstin Gier. Aby spotkać się z niepochlebną opinią co do tamtej książki trzeba by było naprawdę głęboko pogrzebać, że "Czerwień" był książką... inną. Uwiódł ogromne grono ludzi. Drugą część Trylogii Czasu właśnie opisuję i, nie powiem, mimo że na początku niesamowicie ubolewałam, że dopiero teraz dorwałam tą książkę, teraz także ubolewam, ale z całkowicie przeciwnego powodu, mianowicie żałuję, że nie zostawiłam sobie tej książki na urodziny, bo świętowałabym ze wspaniałą lekturą i od razu mogłabym się zabrać za "Zieleń szmaragdu". No ale koniec tego marudzenia. Oto recenzja "Błękitu szafiru", wiec radujcie się ludzie i przygotujcie na sporą dawkę moich pozytywnych wrażeń.
Główna bohaterka, Gwendolyn, nadal jest zdumiona tym jakie jest jej przeznaczenie. Dalej wszystko jest dla niej podejrzane i tajemnicze, a w dodatku mnóstwo osób oskarża ją o zdradę, przez co nawet nie może iść korytarzami bez opaski na oczy. Dziewczynie się to oczywiście nie podoba, ale co innego może zrobić? Jednak to tylko początek problemów, bowiem siedemnastoletnia Gwen, jak każda nastolatka chodzi do szkoły, ma problemy miłosne, oraz, już nie jak każda, jest zmuszana do brania idiotycznych lekcji jak trzymać wachlarz, tańczyć manueta, czy klaskać. Po co to wszystko? Zbliża się bowiem większa misja, jednak co w tym wszystkim jest najgorsze? No tak, dochodzi do tego jeszcze wredna kuzynka, która umie i rozumie wszystko to czego Gwendolyn nie, i w dodatku jest powodem nieczęstych uśmiechów Gideona... Bowiem to ona miała być podróżniczką w czasie, ale niestety - los chciał inaczej. Jak "zielona" w tym "interesie" dziewczyna sobie poradzi? Czy oszałamiający wręcz Gideon będzie jedyną fajną i przyjemną rzeczą w tym wszystkim, czy może kolejną komplikacją?Co się wydarzy podczas jej małych, koniecznych podróży kilkadziesiąt lat wstecz do zapyziałej piwnicy? Kogo tam spotka? Czy mały demon-gargulec Xemerius okaże się wkurzającym demonem, czy pomocnym przyjacielem oraz niewidzialnym... szpiegiem?Czym jest zielony jeździec? Czy w końcu dowiemy się, czy Lucy i Paul są "tymi złymi" czy "tymi dobrymi"? Co kryje się w domu rodziny Montrose przy Burbon Place 81?
Nic nie zatrzyma miłości: ni rygle, ni bramy.
Przez wszystko przejdzie.
Początku nie ma, od zawsze bije skrzydłami
i na wieki biła będzie.**
Pierwsza scena "Błękitu szafiru" jest jednocześnie ostatnią z "Czerwieni rubinu", przez co chcę powiedzieć, ze nie mamy żadnych przeskoków czasowych, cały czas jesteśmy z bohaterami na bieżąco, śledząc ich przygody. Akcja powieści mknie wystarczająco szybko, aczkolwiek również zrozumiale, że wciąga nas w swe sidła, a my nawet tego nie zauważamy. Przed "Błękitem..." miałam dwutygodniowy zastój... dorwałam go i... pyk! Już książka skończona :)
Narracja tej części, mimo, że jest taka sama jak poprzedniej, trochę mnie irytowała. Gwendolyn wcale nie można było nazwać dojrzałą dziewczyną, i widząc wszystko jej oczami, czasami miało się wrażenie, że prowadzi nas przed książkę 11-letnie dziecko a nie 17-letnia dziewczyna, od której wymaga się dojrzałości. Oczywiście uczucie to nie towarzyszyło mi cały czas, tylko w niektórych fragmentach. Czytając te jej wtrącenia w nawiasach, z rozpaczą muszę przyznać, że przychodziła mi na myśl książka "Monster high", a kto ją czytał, wie dlaczego używam słowa "rozpaczą". Jednakże, trzeba przyznać, że mimo to książka niesamowicie wciągała i niemalże się ją... połykało :)
Nie mamy jakichś szczególnych zmian w arsenale bohaterów. Gwendolyn nie zmieniła się ani trochę, Gideon... ach, ten Gideon... Chwilami był po prostu wspaniały, nic tylko schrupać takie ciasteczko, ale niekiedy niesamowicie mnie irytował, bo czasami także zachowywał się jak niedojrzałe dziecko a nie jak prawie 20-letni mężczyzna! Jednak z bólem muszę przyznać, że nie odejmowało mu to uroku, a, za karę, powinno! Kto irytował mnie najbardziej? Oczywiście nie kto inny jak Charlotta. Tak naprawdę to nie dziwiłam się Gwen, że tak bardzo miała jej dość, ja po prostu nie wytrzymałabym psychicznie z taką osobą pod jednym dachem, o jej matce nie wspominając... Ważną rzeczą jest także to, że w tej właśnie części pojawił się bohater, którego zaczęłam ubóstwiać, mianowicie... Xemerius! Ten uroczy, niewidzialny dla wszystkich, oprócz Gwenny demon-gargulec urzekł mnie swoimi zawsze trafnymi komentarzami i ciekawym usposobieniem. Na szczęście było go naprawdę dużo! Pozostają jeszcze Lucy i Paul, o których niestety mowa jest tylko w prologu i epilogu, a z tego można naprawdę niewiele wywnioskować... Już po prostu nie mogę się doczekać "Zieleni szmaragdu", kiedy w końcu dowiemy się co tak naprawdę jest ich celem.
Myślę, ze większość osób zgodzi się ze mną, że ta seria ma NIESAMOWITE okładki! Wydawnictwo Literacki Egmont nie miało okazji wydać wiele książek, ale wierzę, że zaczną je wydawać z równie cudownymi oprawami graficznymi, w porównaniu z oryginałem to bajka, mimo, że tamte też coś w sobie mają! Na półce także seria będzie prezentować się rewelacyjnie :) No ale jak mówiłam - to chyba najładniejsze okładki książek jakie spotkałam, bez przesadyzmu :D W środku czcionka, oznaczenia rozdziałów - nie mam żadnych zarzuceń, nie dość, ze miedzy rozdziałami mogliśmy znaleźć ciekawe bonusy jak drzewa genealogiczne, cytaty (patrz tytuł recenzji) itp. Ogromny plus!
Podsumowując, "Błękit szafiru" jest niesamowicie udaną kontynuacją. Cała ta seria wniosła spory powiew świeżości do literatury z tego gatunku i patrząc przez pryzmat pierwszej i drugiej części, wnioskuję, że trzecia utrzyma poziom i niejednym nas zaskoczy. Dodać należałoby jeszcze, że "Błękit" zakończył się w takim momencie, że nic tylko płakać. Coś czuję, że premiery następnej części będę wyczekiwała jak na szpilkach, mimo, że wiem, że książkę dostane dopiero koło 3 marca... Ech, będzie większa radość z czytania :D Trylogię czasu gorąco polecam wszystkim tym, którzy uwielbiają wciągające, zaskakujące i nieprzewidywalne książki oraz są gotowi na zarwanie nocy :) Ocena oczywiście 10/10!
Aby utrzymać nas jeszcze bardziej w niepewności, na końcu mamy następujący kod liczbowy, który, gdy się rozszyfruje, odkryje się co znajduje się w skrytce domu Montrose (strona, wiersza, słowo, litera i tak w kółko...). Jednakże, zagadka jest do rozwiązania dopiero gdy będziemy mieli w rękach trzecią część :(
151 13 3 1 62 13 5 1 23 29 1 2 313
6 8 1 117 25 5 3 113 7 8 4 326 3 1
3 123 12 4 3 329 3 2 4 359 15 4 4
* W tłumaczeniu "Spotkajmy się z czasem, skoro nas szuka" ~ William Szekspir
"Błękit szafiru" str. 111
** Matthias Claudius (1740 - 1815)
"Błękit szafiru" str. 37
Oryginalny tytuł: Saphirblau
Nr. tomu w serii: II
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Data wydania: 10.10.2011r.
Ilość stron: 364
Cena det. 34,99
Uwielbiam tę serię, ja mam gorzej na trzecią część czekam już od paru miesięcy.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze I części i, mówiąc szczerze, jakoś mnie do tego nie ciągnie
OdpowiedzUsuńRaczej nie sądzę, żeby ta seria była dla mnie.
OdpowiedzUsuńCzekam na III cz., a okładki wyróżniają się na plus :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać trzeciej części!!! Będzie wiosną, może przeczekam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie mogę się doczekać, aż w końcu przeczytam tą serię! ;)
OdpowiedzUsuńKocham tę książkę! I Gideona xD
OdpowiedzUsuńnie jestem aż tak do końca przekonana co do tej serii, jednak nie mówię definitywnie nie:)
OdpowiedzUsuńMimo, że recenzja wspaniała to książka raczej nie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w planach. Zarówno tą jak i pierwszą część ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest strasznie wciągająca. Już nie mogę się doczekać ostatniej części. Chociaż z drugiej strony, szkoda będzie się rozstać z bohaterami i ich przygodami
OdpowiedzUsuńJeszcze przede mną, ale już niedługo ;)
OdpowiedzUsuńJa również przeczytałam obydwie części i jestem zachwycona. Druga część zakończyła się w bardzo interesującym momencie, co jeszcze bardziej zaostrzyło chrapkę na "Zieleń Szmaragdu". Zgadzam się z Tobą, że wydawnictwo zapewniło trylogii niesamowitą oprawę graficzną, czym właśnie po części przyciągnęła mnie ta pozycja.
OdpowiedzUsuńNa początku Xemerius mnie denerwował, ale później był naprawdę sympatyczny. Ja bardzo lubię Gwendolyn i, oczywiście, Gideona. Muszę przyznać Ci rację, że momentami zachowywali się niedojrzale, ale i tak ich uwielbiam ;)