"- Ale ja wierzę w prawdziwą miłość, wiesz? Nie uważam, że wszyscy muszą mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia."
"Gwiazd naszych wina" Johna Greena, to książka która na początku w ogóle mnie nie zainteresowała. Mimo tego, że naokoło widniały jej reklamy, zapowiedzi, to po prostu nie zwracałam na nie uwagi. Jednak gdy zobaczyłam ile pozytywnych recenzji ma powieść Greena, zaczęłam szukać i w końcu miałam powieść na swojej półce. Raczej nie przepadam za smutnymi książkami, przy których, niemalże jest napisane "Wylew łez gwarantowany", jednak każdy od czasu do czasu powinien przeczytać coś takiego. Coś, co pokaże rzeczywistość ludzi pokrzywdzonych przez los, całkowicie nie z ich winy. Pokaże, że nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie.
Szesnastoletnia Hazel jest dziewczyną z rakiem tarczycy z przerzutami do płuc, która wiecznie nosi ze sobą butlę tlenową, a jej jedyne aktywności, poza czytaniem w kółko tej samej książki i oglądaniem American Next Top Model to chodzenie na kościelną grupę wsparcia. Własnie tam poznaje Augustusa, dzięki któremu jej życie ulega całkowitej zmianie. Dziewczyna poznaje rzeczy, których do tej pory nie przyszło jej zasmakować, jej marzenia się urzeczywistniają. Jednak czy sielanka może trwać wiecznie?
Nie należę do zbyt religijnych osób, jednak że chodzę jeszcze do szkoły, to także uczęszczam na religię, którą mamy z księdzem. Ostatnio, tuż po tym jak skończyłam czytać tę książkę, powiedział on coś mądrego, sama muszę to przyznać. Mianowicie, że wszystkie te osoby, które cierpią na przeróżne choroby nie z własnej winy, wiecznie zadają sobie pytanie "Dlaczego?". A na to pytanie po prostu nie ma odpowiedzi. Nie da się powiedzieć dlaczego ktoś ni stąd, ni zowąd choruje na nieuleczalną chorobę, poza przypadkami, kiedy wiemy, że to działalność ludzi do tego doprowadza. Hazel, główna bohaterka nie była ckliwą dziewczynką, która użalała się nad swoim losem i w kółko powtarzała "Dlaczego ja?", Jednak jestem pewna, mimo iż jest ona tylko postacią fikcyjną, że gdzieś w jej głowie się to pytanie majaczyło. Jak i w głowie każdego chorego.
Dużą rolę odgrywał tu wątek ulubionej książki Hazel. Poleciła ją Augustusowi, a potem na tym wszystkim opierała się dalsza fabuła. Ową książką był "Cios udręki" Petera van Houtena, i z tego co bohaterowie w książce opisywali, książka mógłby być naprawdę warta przeczytania, jednak szkoda, że... no cóż, nie istnieje, przynajmniej tak wynika z moich poszukiwań po sieci. "Cios udręki" to całkowita fikcja a Peter van Houten jako autor napisał bodajże podręcznik dotyczący jogi, więc zdecydowanie złe trafienie. A szkoda, chętnie przeczytałabym pozycję, która zmieniła życia bohaterów.
Jak już zdążyłam wspomnieć, Hazel Grace nie była osobą, która nie wiadomo kogo winiła za to, co się jej przydarzyło. Wiedziała, że taka po prostu jest kolej rzeczy. Była bohaterką dość taką... niecodzienną. Nie za bardzo potrafię opisać to co chcę w tym momencie powiedzieć powiedzieć. Miała zadziorny, twardy charakterek, chociaż potrafiła tez być bardziej uczuciowa. Dość niespotykanie przygnębiająca treść kontrastowała z postacią, która się tym wszystkim przejmowała mniej niż powinna. Drugą ważną postacią jest Augustus, który na początku jest pełnym energii chłopakiem bez jednej nogi, jednak z szelmowskim uśmieszkiem i sporą pewnością siebie... Potem się sprawy komplikują, jednak polubiłam go. Był tą wrażliwszą stroną w ich związku, - chociaż tu można by się było kłócić - jednak nie robiło to z niego takich "ciepłych kluch". Do tego poznajemy w opowieści jeszcze niewidomego Isaaka, rodziców pary, oraz autora "Ciosu udręki" oraz jego sekretarkę, którzy również nie są pospolitym duetem.
Okładka na początku, gdy nie znałam treści, nie wydawała mi się zbyt kusząca, jednak teraz wiem, że idealnie wpasowuje się w klimat książki, do tego jest estetyczna i na półce prezentuje się jak trzeba. W porównaniu z oryginałem Jestem na tak :) W środku również przyjemna dla oka czcionka, skrzydełka z fragmentem i ciekawostką o autorze, czego chcieć więcej? Pod względem wizualnym książka niemalże idealna.
A więc podsumowując, czas, który spędziłam przy lekturze "Gwiazd naszych wina" zdecydowanie był tego warty. Nie przeczytałam jej na raz, dawkowałam, napawając się przesłaniem i urokiem w niej zawartym, i uważam, ze każdy tak właśnie powinien robić. Bo te 312 kartek jest swego rodzaju magią zawartą w słowach, choć nie każdy zapewne będzie w stanie to poczuć. Az żal, że autor wyraźnie zaznacza, iż historia jest całkowitą fikcją, zawsze podejście jest inne, gdy wiemy, że coś zdarzyło się naprawdę. Tak więc nie pozostaje mi nic, jak tylko całkowicie szczerymi słowami polecić tę książkę każdemu, kto ma ochotę na chwilę melancholii z niebanalną historią i bohaterami. Ode mnie 9/10 i jeszcze raz polecam.
Oryginalny tytuł : The Fault In Our Stars
Nr. tomu w serii: -
Tłumaczenie Magda Białoń-Chalecka
Wydawnictwo: Bukowy las
Data wydania: 06.02.2013r.
Ilość stron: 312
Cena detaliczna: 34,90zł
A mnie nie pozostaje nic więcej, jak tylko napisać, że w pełni zgadzam się z Tobą: ta książka jest naprawdę magiczna i ubolewam nad tym, iż jest fikcją literacką. ;)
OdpowiedzUsuńWszyscy tak zachwalają, że koniecznie muszę przeczytać tę lekturę ;)
OdpowiedzUsuńOwszem, musisz :)
UsuńRzeczywiście wspaniała książka. Treściwa i zmuszająca do refleksji. Niezmiernie się cieszę,iż zdobyła taką popularność, bo to naprawdę ważne, aby ludzie czytali właśnie t a k i e powieści.
OdpowiedzUsuńRównież tak uważam. Chociaż jestem święcie przekonana, że gdzieś kiedys już czytałam coś podobnego, ale nie było zbyt popularne, dlatego za nic nie mogę sobie przypomnieć tytułu :C
Usuńnie czytałam, a bardzo bym chciała... Polecana wszędzie, gdzie sprawdzałam, a nadal nie zagościła na mojej półce. Szkoda, ale cóż, radocha z czytania wciąż przede mną :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście :) Ale już za niedługo Dzień Książki - może upolujesz gdzieś na promocji :D?
UsuńMuszę w końcu jakoś wyczaić tę książkę! Dużo pozytywnego o niej słyszałam, więc to moją lektura obowiązkowa :3
OdpowiedzUsuńNa temat tej książki widziałam same pozytywne recenzje, dlatego mam coraz większą ochotę na przeczytanie jej. :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię Ci się, też tak mam, aż za często, nic tylko się chce książki kupować :c
UsuńMnóstwo osób ją poleca, a właściwie to wszyscy. Teoretycznie wypadałoby po nią sięgnąć, praktycznie sama nie wiem czy to na pewno zrobię.
OdpowiedzUsuńKsiążka nadal przede mną, ale już u mnie jest, więc jestem na dobrej drodze, by ją wreszcie przeczytać. Na pierwszy rzut teraz pójdzie Circus Maximus a zaraz po nim właśnie Gwiazd naszych wina. Mam nadzieję, że i mi tak bardzo się spodoba! :D
OdpowiedzUsuńMam książkę w planach. Te pozytywne recenzje robią swoje, więc nie ma co zwlekać. Zostało mi tylko pobiec do księgarni:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni z Twoją recenzją. Książka jest niesamowita i będę ją polecać każdemu. Na pewno zapoznam się też z "Szukając Alaski" oraz "Papierowymi miastami" tego samego autora ;)
OdpowiedzUsuńRównież planuję przeczytać pozostałe książki autora, gdy tylko się u nas ukażą!
UsuńMuszę przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twoja recenzja. Książkę czytałam i jestem nią oczarowana, oczywiście nie obeszło się bez łez:) Zapraszam cię również do siebie - http://kinga42.blogspot.com/. :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję :)
Usuń