środa

Królestwo łabędzi - Zoe Marriott

    "Brzydkie kaczątko"

    Od jakiegoś czasu bardzo lubię czytać książki wydawnictwa Egmont, a w szczególności te, które należą do serii "Poza czasem". Przeczytałam je wszystkie i każda naprawdę mocno mi się spodobała, dlatego wiedziałam, że "Królestwo łabędzi" od Zoe Marriott będę musiała dorwać i przeczytać, i na szczęście nie musiałam długo czekać. Egzemplarz niezbyt duży objętościowo, ze sporawą czcionką, ale także intrygującym opisem i niesamowitą okładką... Nic tylko brać się do lektury.

    Aleksandra wraz ze swoimi trzema braćmi wiedzie beztroskie życie w pałacu rodziców. Dziewczyna czuje się trochę... inna niż cała jej rodzina, bo jest nad wyraz przeciętna, ale i tak dobrze się czuje w towarzystwie kochającego rodzeństwa, z którym uwielbia się wygłupiać. Duże oparcie stanowi dla niej również kochająca matka, która będąc potężną czarownicą, nieco uczy ją ze swojego fachu. Jednak cała sielanka ulega zniszczeniu w momencie kiedy tajemnicza bestia zabija matkę, a ojciec, który specjalnie czuły nigdy nie był, nie trwając w żałobie zbyt długo, szybko postanawia poślubić kobietę przypadkowo znalezioną w lesie. Aleksandra doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to ta kobieta jest sprawczynią śmierci matki, jednak chcąc udowodnić, że piękna Zella nie jest tym, za kogo się podaje, dziewczyna, razem z braćmi wpada w nie lada kłopoty. Ona zostaje wywieziona do Midlandu - do siostry swojej matki, której nigdy nie poznała, zaś chłopcy - wygnani. Czy Aleksandra zdoła ochronić ziemie Królestwa przed niszczycielską siłą Zelli?

    Zazwyczaj, gdy czytam, wolę gdy książka dotyczy głównie ludzi. Nie lubię, gdy specjalna uwaga poświęcona jest na przykład zwierzętom, nie wiem czemu, po prostu za tym nie przepadam. W "Królestwie łabędzi" jednak dużą rolę odgrywa natura, eneida. Dokładnie opisane jest jak na dziewczynę wpływają fale z urodzajnej ziemi, przez co, samoistnie, duża część lektury poświęcona jest własnie przyrodzie. Jednakże, o dziwo, tutaj nie przeszkadzało mit o ani trochę, wręcz mogłabym powiedzieć, że niejako to książkę urozmaiciło. Mamy tutaj także do czynienia z jednym z moich ulubionych wątków - z czarownicami. Przedstawienie tychże postaci przez Zoe Marriott bardzo mi się spodobało. Wszystko pokazane było w taki... naturalny sposób. Te wszystkie czary to nie było "Abrakadabra!", tylko magia czerpana była z Ziemi, z ziół i ich właściwości, co stanowiło miły element.

    Przez całą książkę, główna bohaterka przez dość długi czas żyje samotnie, jednak mimo to, przez jej życie przetoczyło się sporo osób. Najpierw możemy poznać jej matkę, ojca, oraz trzech braci, do których poczułam dużą sympatię, potem zaś ciotkę oraz służącą, u których mieszkała w Midlandzie. Dalej na jej drodze stanie jeszcze interesujący książę Gabriel, tudzież Róża, którzy również stanowili pozytywną stronę lektury.

    Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to uważam, że okładka jest naprawdę cudna. A w porównaniu do oryginału to już w ogóle. Uważam, że wydawnictwo zasługuje na dużego plusa za bajeczne okładki do serii "Poza czasem", bo aż się miło patrzy na te książki, a kto tego nie lubi? Egzemplarz elegancko ma skrzydełka, w środku wszystko pięknie, tylko jedynie uważam, że jak na 260 stron to cena 34,99 jest trochę zbyt wysoka.

    Tak więc, podsumowując, "Królestwo łabędzi" okazało się miłą, jednotomowa lekturą, którą czyta się w tempie błyskawicznym. Ma swój urok i chociaż nie jest dziełem sztuki, to nie jest też płytka, zawiera wartości, przesłanie, oraz nawiązanie do "Brzydkiego kaczątka". A kto nie lubi takich urozmaiceń? Ja osobiście uwielbiam! Dlatego właśnie wiem, że będę tę powieść miło wspominała, i polecam, jeśli ktoś chce przeczytać coś lekkiego, ale jednocześnie zawierającego jakieś wartości. Bo myślę, że tej książki raczej płytką nazwać nie można. Ocena ode mnie to 7,5/10 i nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną książę z serii "Poza czasem"! 

Oryginalny tytuł: The Swan Kingdom
Tłumaczenie: Monika Walendowska
Numer tomu w serii: -
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Data wydania: 06.03.2013r.
Ilość stron: 264
Cena detaliczna: 34,99

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont! :)


piątek

Top 10: ulubione seriale

 Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

A w tym tygodniu - ULUBIONE SERIALE!

Zazwyczaj nie biorę udziału w tej akcji, jednak w momencie kiedy gdzieś przed oczami mignęło mi, że w tym tygodniu pisze się o serialach, to nie mogłam się powstrzymać, bo uwielbiam je oglądać i o nich pisać, rozmawiać, dlatego zapraszam do zapoznania się z moim rankingiem ;)

Obrazki podlinkowane są do serialów w serwisie filmweb.pl

1. Suits (W garniturach) - naprawdę rewelacyjny serial w którym główną rolę pełnią prawnicy. Zagmatwana ale niesamowicie ciekawa akcja, bohaterowie, przystojni bohaterowie, przystojni bohaterowie w garniturach, czego chcieć więcej? Mój numer jeden! Teraz do czerwca czekam na początek 3 sezonu :)






2. How I Met Your Mother (Jak poznałem waszą matkę) -to to chyba każdy zna :) Nie każdy ogląda, ale jestem pewna, że osoby, które nigdy nie słyszały o tym serialu stanowią bardzo niewielki procent. HIMYM ma osiem sezonów, komuś, kto nie ogląda, mogłoby się wydawać, że historia opowiadana przez Teda Mosby'ego może się dłużyć, ciągnąć, lecz tak zdecydowanie nie jest!  Serial jest po prostu genialny, postacie świetne, dialogi genialne, nic tylko oglądać.


3. Sherlock - tenże serial ma dwa sezony (trzeci się robi) a każdy z sezonów ma 3 odcinki po półtorej godziny, wiec można powiedzieć, że są to trzy filmy, nie odcinki :) Mam ogromną słabość do seriali kryminalnych, dlatego zakochałam się we współczesnym, brytyjskim Sherlocku i Watsonie!





4. Supernatural (Nie z tego świata) - o tym chyba też już wszyscy słyszeli. Co prawda nie było mi dane obejrzeć wszystkich odcinków jakie są do tej pory, ale niewątpliwie w najbliższym czasie będę starała się je nadrobić, uwielbiam ten serial :)








5. Castle - wspominałam już o słabości do serialów kryminalnych, czyż nie? No to własnie taka moja słabostka. Historia pani detektyw oraz towarzyszącego jej pisarza, który mimo pozorów czasem zdaje się być naprawdę przydatny.  Dla innych ten serial może się wydawać jak każdy inny o takiej tematyce - każdy odcinek to nowe morderstwo a na koniec i tak znajdują sprawcę, jednak ja i tak to uwielbiam.





6. Hart of Dixie (Doktor Hart) - o pewnej nowojorskiej pani doktor, która nagle przenosi się do małego miasteczka Blue Bell i tu zaczyna całkowicie inne życie. Bardzo lekki, dość przewidywalny, ale nie zmienia to faktu, że ogląda się bardzo sympatycznie!





7. Grey's Anatomy (Chirurdzy) - w sumie jestem sporo odcinków do tyłu, ale, mimo że lekarzem raczej nie zostanę, to zawsze z wielką przyjemnością oglądałam ten serial i kiedyś na pewno jeszcze do niego wrócę.



 8. Shameless US (Niepokorni) - o pewnej dysfunkcyjnej rodzinie, która przyprawia dosłownie o wybuchy śmiechu. Co prawda trzeci sezon nie jest już tak dobry jak dwa pierwsze ale i tak uwielbiam ten serial.



9. Glee - wzloty i upadki całkiem interesującego szkolnego chóru. Zawsze chętnie ten serial oglądałam i dalej to robię, tylko szkoda, że ten sezon, który leci teraz, czyli czwarty, jest już z nowym składem chóru i nie jest tak dobry jak był kiedyś... 




10. Vampire Diaries (Pamiętniki wampirów) - taki w sumie tasiemiec w którym to są coraz nowsze i bardziej skomplikowane problemy. Oglądam, bo w sumie czemu nie, ogląda się w miarę miło, chociaż do tego serialu większej wagi nie przywiązuję :)




Wspomnieć chciałam jeszcze o uwielbianym Rizzoli and Isles, jednak jest to serial bardzo podobny do "Castle'a", wiec sobie darowałam :) 

A jakie są Wasze typy :)?

wtorek

Dotyk Gwen Frost - Jennifer Estep

    "W komiksach nikt naprawdę nie umiera, nawet złoczyńca. A przynajmniej nie na długo"

    "Dotyk Gwen Frost" na początku niczym mnie nie zachęcał. Czytałam recenzje tej książki, napotykałam się na reklamę następnej części, ale nie czułam potrzeby przeczytania. A to pewnie przez to, że po serii "Dom nocy" jestem raczej zniechęcona do książek, których akcja dzieje się w szkołach z internatem, że tak się wyrażę. Jednak w końcu natrafiła się sposobność aby pochwycić obie części na raz, a gdy zobaczyłam, że ogólna ocena jest dość spora i upewniłam się, że ta powieść nie wiadomo jak masywna nie jest, to sprawiłam, że w niedługim czasie egzemplarz znalazł się w moich rękach. A więc jaka refleksja po przeczytaniu? Warto, czy nie warto?

    Gwen Frost uczęszcza do Akademii Mitu w której potomkowie legendarnych wojowników - Spartanie, Amazonki czy Walkirie uczą się na temat swoich przodków, metod walki i panowania nad umiejętnościami. Jednak dziewczyna tam nie pasuje. Towarzystwo bogatych i snobistycznych osób jest całkowicie nie dla Niej. Prędzej ją można było opisać jako dziewczyna w bluzie z kapturem z nosek w komiksie o superbohaterach niż ktoś kto pół przerwy spędza w łazience nakładając błyszczyk na usta. Jednak Gwen też nie jest zwyczajną dziewczyną, ponieważ jej dar - tudzież przekleństwo - polega na tym, że za pomocą dotyku wie wszystko o danym przedmiocie lub osobie - odczuwa emocje jakie towarzyszyły osobom do których należy rzecz, widziała obrazy. Korzystając z tego właśnie daru czasem dorabiała sobie u szkolnych kolegów pomagając w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Jednak mimo tego, że dziewczyna niczym specjalnym się nie wyróżnia, wplątuje się w coś mało bezpiecznego. Pewnego razu gdy przebywa w bibliotece, widzi martwe ciało najpopularniejszej dziewczyny w szkole oraz pustą gablotę w której przechowywana była nowo wystawiona Czara Łez. Kto taki tak bardzo chciał Czary, że zdołał z zimną krwią zabić uczennicę? A może nie była ona taka idealna? Może to właśnie ona była celem? Gwendolyn, próbując to wyjaśnić, mimo iż nic ją z tą dziewczyną nie łączyło, zmuszona jest na parę konfrontacji ze "śmietanką towarzystwa" oraz także z Loganem Quinnem - Spartaninem, który, mimo że nie ma zbyt pochlebnej opinii, to zawsze znajduje się w danym miejscu kiedy dziewczyna jest w potrzebie. Po drodze przyjdzie jej także odkryć parę sekretów. Czy taka niewinna uczennica może okazać się kimś więcej?

    Nie wiedzieć czemu, gdy dopiero co wzięłam egzemplarz w rękę pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy było to, że to chyba pierwsza książka od wydawnictwa Dreams, która nie wyszła spod pióra niemieckiej pisarki. Do tej pory myślałam, że Dreams wydaje tylko takie książki, ale jak widać - nie do końca. Do tej pory wszystkie pozycje od tego wydawnictwa z jakimi miałam styczność, pozostawiły w mojej pamięci po sobie przyjemny ślad. Bardzo się cieszę, ze z tą było tak samo. "Dotyk Gwen Frost" okazał się ksiąąką naprawdę wartą przeczytania, bo mitologia jest tu przedstawiona w ciekawy i naprawdę oryginalny sposób i według mnie tak wykreowany przez autorkę świat był strzałem w dziesiątkę, bo naprawdę dobrze jej to wyszło. Nie miałam wrażenia, że pozycja ma niewykorzystany potencjał, wręcz przeciwnie, dlatego duży plus.

    Bohaterowie książki to duży plus. Zdecydowanie nie miałam takiego wrażenia jakoby postacie były bez życia, bez cienia najmniejszej oryginalności. Po okładce spodziewałam się, że tytułowa Gwen Frost będzie nieco inna, a okazała się dziewczyną, którą naprawdę polubiłam. Nie była zapatrzoną w siebie snobką, nie miała klapek na oczach i miała dystans do siebie. Co prawda czasami jej użalanie sie nad soba mnie irytowało, jednak dało się to przeboleć. Spodobało mi się też, że autorka sprawiła, że dziewczyna miała styczność z "elitą" Akademiii Mitu, ale nie została przez puste dziewczyny zniewolona, a wręcz przeciwnie - pozyskała przyjaciółkę, którą również polubiłam. Ja także bardzo pozytywnie zareagowałam na wątek romantyczny, gdyż bezwzględny Spartanin to ktoś kogo trzeba Gwen. Co prawda w książce nie ma nawet jakiegoś bardziej konkretnego zbliżenia między tą dwójką, ale i tak daje się wyczuwać niepowtarzalne napięcie, które doskonale wpasowuje się w klimat książki. 

    Oprawa graficzna... no cóż, sama nie bardzo wiem co na ten temat powiedzieć. Niektórzy będą zdania, że okładka jest naprawdę ładna, taka klimatyczna, lekko mroczna, subtelna, a inni powiedzą, że jest po prostu tandetna. Ja jestem tak mniej więcej po środku, ponieważ prawa w sumie "ochów i achów" nie wzbudza, ale jest, moim zdaniem, nieporównywalnie lepsza od zagranicznej, więc nie ma co narzekać. Na półce za to prezentuje się wyśmienicie. Okładka ma skrzydełka, co uwielbiam, a także w środku mamy do czynienia z dużą i czytelną czcionką, oraz w sumie, niewielką ilością stron, bo zaledwie 300.

    Podsumowując, nie postawiłam "Dotykowi Gwen Frost" poprzeczki zbyt wysoko, dlatego naprawdę miło  mnie ona zaskoczyła. Polubiłam bohaterów, uważam, że akcja została poprowadzona w inteligentny, zaskakujący i ciekawy sposób, oraz po przeczytaniu mam ogromną ochotę na to aby sięgnąć po następny tom, czegóż chcieć więcej? Na szczęście "Pocałunek Gwen Frost" już na mnie czeka na półce, wiec już niedługo i drugi tom zapewne zostanie przeczytany ;) Tak więc gorąco polecam tym, którzy lubią wątki mitologiczne w książkach, albo mają ochotę na ciekawą powieść, w której znajduje się wszystkiego po trochu - nieco szkolnego życia, szczypta kryminału, garść mitologii, posmak wątku miłosnego - to wszystko tworzy naprawdę wciagającą całość. Ode mnie 8/10.

Akademia Mitu:
1. Dotyk Gwen Frost
2. Pocałunek Gwen Frost
3. Dark Frost
4. Crimson Frost
4,5. Spartan Frost
5. Midnight Frost
6. Untitled

Oryginalny tytuł: Touch of Frost
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 20.09.2012r.
Ilość stron: 312
Cena detaliczna: 34,90

niedziela

Zamieniona - Amanda Hocking

    "Zamieniona w dniu urodzin"

    Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem zbyt pozytywnie nastawiona do lekkich książek, których objętość, ani tematyka nie zachwyca, a sporo kosztują, jednakże, tak się złożyło, że całą "Trylogię Trylle" nabyłam w naprawdę korzystnej okazji, wiec nie zastanawiałam się długo, i książki po niedługim czasie stały już u mnie na półce. Po przeczytaniu kilku recenzji, z czego większość mówiła, że "Zamieniona" wcale taka zła nie jest, dość szybko zabrałam się za czytanie, poszukując jakieś spokojnej i relaksującej powieści, przy której spędzę miły wieczór, czy dwa, ale nie będzie wymagała specjalnego umysłu wysiłkowego. Tak więc czy "Zamieniona" spełniła swoją rolę?

    Wendy nie jest normalną dziewczyną. W szóste urodziny matka chciała ją zabić, oskarżała ją, jako małą dziewczynkę, że porwała i zabiła jej synka, który miał się pojawić zamiast niej. Dziewczynę także cechuje pewna umiejętność o której nie wie nikt, tylko ona. Jednakże owy "dar" - czyli narzucanie innym własnej woli - jest bardziej przekleństwem.Nie zmienia to faktu, że Wendy nie ma pojęcia skąd się w niej wziął, dlatego gdy nagle w jej życiu zjawia się chłopak, który zna odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania oraz wie o jej prawdziwych rodzicach, nie może się powstrzymać od tego aby dowiedzieć się kim naprawdę jest. Czy dziewczyna zdoła zapomnieć o rodzinie, którą znała całe życie i zerwać z nią więzi? Czy w nowym otoczeniu będzie czułą się jak u siebie w domu? Czy podoła obowiązkom, które zostały jej z góry narzucone?

    Powieść Hocking wywarła na mnie dość pozytywne wrażenie. Co prawda wszystko opisane było w dość trywialny sposób, było tam przedstawione typowe myślenie niezdecydowanej nastolatki, jednak i tak lektura szybko mi minęła i pozostawiła w mojej głowie dość pozytywne wrażenie. Choć z drugiej strony nie wydaje mi się, aby ta historia zapadła mi w pamięć na długo, chociaż zobaczymy co będzie po przeczytaniu kolejnych części.

    Co do bohaterów, to byli w miarę do zniesienia. Główna bohaterka niczym mnie nie zachwyciła, ale też nie irytowała jakoś zbytnio. Dużą sympatią za to darzyłam Finna oraz Rhysa. Co prawda ten pierwszy czasem mnie irytował swoimi wyborami, decyzjami, których ja bym na pewno nie podjęła, ale Rhys - bardzo przypadł mi do gustu. Taki wesoły, pogodny i na luzie, dodawał książce trochę humoru i każda scena z nim była taka... relaksująca. Z pozytywnych postaci jest jeszcze Willa - nowa przyjaciółka Wendy, która swoim nastawieniem także mnie kupiła. Co innego Elora (jednak nie będę mówić jaką rolę ona w książce odgrywała), która z jednej strony zachowywała się tak jak powinna osoba o jej stanowisku, a z drugiej strony była nieco zbyt bezduszna i napawała mnie negatywnymi emocjami.


    Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to tomik jest całkiem porządnie zrobiony - skrzydełka, ogólnie wszystko dobrze sklejone, a do tego, muszę przyznać, że nawet okładka mi się dość podoba, a to dziwne w przypadku tego wydawnictwa ;) Co prawda wersja prezentowana obok bardziej do mnie przemawia, jednak mimo to, egzemplarz, który na mam na półce, także najgorszy nie jest, nawet w środku jest trochę jakichś tam zawijasów przy rozdziałach, czy coś w tym stylu :)

    No więc, podsumowując, można powiedzieć, że spędziłam przy tej książce parę miłych chwil, i mimo że mnie nie zachwyciła to mogłabym polecieć ją osobom, które szukają czegoś niezobowiązującego oraz krótkiego. Nie wydaje mi się aby "Zamieniona" została mi w głowie na długo, ale i tak nie żałuję czasu przy niej spędzonego - pomysł autorki był naprawdę w porządku, wykonanie też nie najgorsze. Tak więc ode mnie ocena 7/10.


Trylogia TRYLLE:
1. Zamieniona
2. Rozdarta
3. Przywrócona

Oryginalny tytuł: Switched
Numer tomu w serii: I
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 09.02.2012r.
Liczba stron: 304
Cena detaliczna: 34,80

piątek

Złota lilia - Richelle Mead

    "Komu zaufać - zwierzchnikowi czy własnemu sercu?"

    "Złota lilia" to druga część z serii "Kroniki krwi" autorstwa Richelle Mead. Musze przyznać, że bardzo, ale to bardzo lubię tę autorkę - przeczytałam niemalże wszystkie jej książki. Odpowiada mi jej lekkie pióro, dobrze wyważone poczucie humoru... "Kroniki krwi", jak się można było spodziewać, także są serią, która zdecydowanie wpasowała się w moje gusta, serwując mi na srebrnej tacy wszystko to co tak bardzo uwielbiam. Czy po przeczytaniu drugiej części mam takie same odczucia?

    Alchemiczka Sydney myślała, że w Palm Springs, po wyjaśnieniu wszystkich nieporozumień, będzie spokojnie i pokojowo, jednak wygląda na to, że nie mogła się bardziej mylić. No ale w końcu dziewczyna miała za zadanie opiekować się morojską księżniczką, oraz na co dzień miała o wiele bardziej zżyte kontakty z wampirami niż powinna, a czy samo to nie zwiastuje kłopotów? Dodatkowo nauczycielka historii niewinnie zmusza dziewczynę, aby pod pretekstem pracy semestralnej uczyła się prawdziwej magii, co jest w jej kręgu uchodzi za rzecz najbardziej nieodpowiednią. Dodatkowo, przyjaciel także nie zawsze jest przyjacielem, a czasem okazuje się, że jego z pozoru niewinne oblicze kryje mroczną głębię. Nie można także zapomnieć o tym, że ostatnią rzeczą, jakiej Sydney może się dopuścić to żywienie uczuć do wampirów, jednak to się właśnie dzieje... Czy dziewczyna będzie umiała oprzeć się Adrianowi, do którego czuje coś więcej niż wypada? A może to nowo poznany, całkowicie zwyczajny chłopak, - Brayden - który wydaje się być jej bratnią duszą, zawładnie alchemiczką i stanie się jedynym mężczyzną w jej sercu? Do czego dziewczyna będzie musiała się uciec aby odzyskać osoby, które powinny być dla Niej obojętne, ale zdecydowanie nie są? Czy uda jej się wszystko pogodzić, wplątując się w tyle kłopotów i wychodząc z tego bez szwanku?

    Zdecydowanie na uwagę zasługuje to, o czym wspomniałam na samym początku, mianowicie lekkość pióra autorki. Nie znam wiele takich pisarek, które potrafią sprawić, że strony nie wiadomo gdzie uciekają, a pozycję pochłania się w tempie błyskawicznym. Uwielbiam styl pani Mead, a lektura "Złotej lilii" tylko przypomniała mi dlaczego zawsze tak chętnie czytam książki jej autorstwa, i dlaczego zawsze z taką niecierpliwością wyczekuję następnej części, gotowa rzucić się w otchłań tylko po to, aby dowiedzieć się co dalej się z bohaterami stanie. A nie da się ukryć, że zakończenie jakie nam autorka w tym przypadku zaserwowała, jeszcze bardziej wzmaga ciekawość. Z jednej strony lubię to uczucie, a z drugiej tak bardzo nie... Jednak przynajmniej wiem, że lektura następnego tomu sprawi mi niebywałą przyjemność.

    Jeśli miałabym mówić o bohaterach, to ośmielę się stwierdzić, że są naprawdę dobrze wykreowani. W książkach tego typu, w dodatku z narracją pierwszoosobową, raczej nie przepadam za głównymi bohaterkami, jednak Sydney wyjątkowo polubiłam. Co prawda jej wieczne rozterki na temat tego czy słuchać serca czy rozumu mnie dobijają, bo ja na jej miejscu niewiele bym myślała i kierowała się tym pierwszym, jednak to, że jest rozsądna i inteligentna, tylko sprawia, ze bardziej ją lubię. Oczywiście moją ukochaną postacią jest i zostanie Adrian. Uwielbiam to, że mimo jego cynicznej postawy, w momencie gdy go coś naprawdę trapi, co prawda wspomagany sporą dawką alkoholu, ale potrafi powiedzieć o tym co czuje, co myśli, nie sprawiając przy tym wrażenia typowych "ciepłych kluch", że się tak wyrażę. Co do postaci bardziej drugoplanowych to czuję dużą sympatię do Eddiego, przyjaciela i jednocześnie strażnika nastoletniej wampirzej księżniczki Jill, która za to zaczęła mnie nieco irytować. Nic, co prawda, nie przebije tego jak bardzo denerwował mnie Brayden - nowy chłopak Sydney.

    Oprawa graficzna prezentuje się całkiem przyzwoicie, okładki jak w oryginale, najpiękniejsze nie są, ale, mogą być, chociaż mi zdecydowanie w egzemplarzu brakuje skrzydełek. Poza tym to w środku bez większych udziwnień, bez szału, ale w porządku, więc myślę, że nad tym tematem nie ma się co rozczulać.

    Tak więc, reasumując, uważam, że seria "Kroniki krwi" jest obowiązkowa dla każdego, kto lubuje się w takich klimatach, jak również dla tych, którzy wcześniej czytali już coś spod pióra pani Mead i chętnie zapoznali by się z innymi jej pozycjami. Konkretnie "Złotą lilię" muszę, z ręką na sercu polecić tym, którym spodobała się pierwsza część, bo recenzowana książka jest naprawdę godziwą i wciągającą kontynuacją. Ocena ode mnie jest taka sama jak przy części pierwszej, czyli 9/10 i nie pozostaje mi nic innego jak tylko z niecierpliwością czekać na część następną i mieć nadzieję, że ukaże się w miarę bliskim czasie :) Jeszcze raz polecam!


Kroniki krwi:
2. Złota lilia
3. Magia indygo
4. The Fiery Heart


Oryginalny tytuł: The Golden Lily 
Numer tomu w serii: II
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Data wydania: 13.02.2013r.
Liczba stron: 432
Cena detaliczna: 36,90 zł


Za egzemplarz dziękuję bardzo wydawnictwu Nasza księgarnia :)



poniedziałek

Niebo jest wszędzie - Jandy Nelson

    "Chciałabym żeby mój cień wstał i szedł obok mnie"
~ Znalezione na odwrocie klasówki z francuskiego w klombie koło Clover High

    "Niebo jest wszędzie" autorstwa Jandy Nelson chodziło za mną od zawsze. Kiedyś w księgarni ją przekartkowałam, uważałam wówczas za dość oryginalne to, że czcionka w środku jest niebieska i od tamtej pory ta książka mnie dosłownie prześladowała, krzycząc z księgarnianych półek "Weź mnie, przeczytaj mnie!". Dodatkowo różne pozytywne recenzje tej pozycji także mnie zachęcały, wiec w końcu kupiłam tę nieszczęsną książkę i niedługo potem zabrałam się do czytania

    Pewnego dnia, dość niespodziewanie ginie nagle starsza siostra siedemnastoletniej Lennie. Zawsze idealna, zawsze obok, zawsze razem... A teraz pozostało tylko puste łóżko i ciuchy przesiąknięte jej zapachem. Dziewczyna jest naprawdę załamana. Wszystko jej się miesza, bez starszej siostry życie nie ma sensu. Jednak trzeba iść dalej. Niefortunnie, Lennie dobrze się czuje, mniej czuje ból ze straty siostry jedynie w towarzystwie jej chłopaka, który jest równie zdołowany. Jednak czy można nie mieć wyrzutów sumienia, gdy niemalże niczym magnes, jakaś siła ciągnie nas do chłopaka zmarłej siostry? Jednak Toby nie jest jedynym chłopakiem zajmującym ważne miejsce w jej sercu. Do szkoły również przeniósł się pewien nowy chłopak, którym Lennie od razu jest zainteresowana i to z wzajemnością. Czy możliwe jest aby  w środku okropnie cierpieć i jednocześnie być szczęśliwą? Czy dziewczyna będzie wiedziała co robić gdy dowie się jeszcze kilku zaskakujących faktów? Czy będzie potrafiła odnaleźć się w całej tej sytuacji?

    Przyznam, że czasem potrzebuję więcej czasu, aby zechciało mi się zabrać za książkę, która z natury jest raczej smutna, a na takie zazwyczaj muszę mieć ochotę, bo na co dzień raczej gustuję w lżejszych pozycjach, które specjalnych rozmyślań i analiz nie wymagają. Takie książki, trochę poważniejsze, zazwyczaj też zabierają mi więcej czasu, dłużej je czytam, jednak nie tutaj - "Niebo jest wszędzie" niemalże "pożarłam" łaknąc kolejnych stron. Nawet nie zauważyłam, kiedy do końca zostały mi pojedyncze kartki! Powieść napisana jest takim językiem, że gdy się w nią wciągamy, to nie zwracamy nawet uwagi na to kiedy przewracamy kartki.Lubię takie uczucie.

    Jeśli chodzi o bohaterów, to przyznam, że, nie wiedzieć czemu, ale po przeczytaniu opisu książki Lennie - główna postać - nie przypadła mi za bardzo do gustu, czułam, że jej po prostu nie polubię, jednak okazała się być całkiem sympatyczna. Co prawda Chwilami jej decyzje i wybory mnie irytowały, jednak myślę, że gdybym ja straciła siostrę (odpukać), to zachowywałabym się o wiele gorzej niż ona. Dużą sympatią obdarzyłam Gram - babcię dziewczyny, oraz jej wuja - Boba, a także i nowego, hmm... przyjaciela, Joe. Nie przypadł mi do gustu natomiast Toby, czyli chłopak zmarłej Bailey. Jego też można by było usprawiedliwić stratą bliskiej osoby, jednak mimo to nie polubiłam go.


    Niestety, ale mimo że książka jest wydana naprawdę solidnie i ciekawie, gdyż ma skrzydełka, a w środku kolor czcionki jest niebieski, a dodatkowo mamy tez różne zdjęcia, wierszyki i inne takie, to okładka nie podoba mi się ani trochę. Niby jest w miarę nastrojowa, jednak przypomina mi dzieło dziecka w paintcie. Oryginalne wydanie także nie wzbudza u mnie "ochów" i "achów", jednak już o wiele bardziej mi się podoba - jest lekko symboliczne, dość oryginalne, estetyczne i przyciągające wzrok, a to lubię.

    Tak więc, podsumowując, "Niebo jest wszędzie" okazało się strzałem w dziesiątkę, naprawdę nie sądziłam, że ta książka tak mi się spodoba, mimo paru braków, które może innym bardziej doskwierały, bo mi prawie wcale. Urzekła mnie ta historia i, mimo iż napisana w trochę zbyt młodzieżowym stylu, naprawdę po prostu mi się spodobała, cóż tu więcej mówić? Tak wiec nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić. Jeśli ktoś szuka książki, przy której można się na dłuższą chwilę oddać rozmyślaniom, ale jednocześnie poszukuje lektury, która nie zanudzi go samymi filozoficznymi stwierdzeniami na ten sam temat, to "Niebo jest wszędzie" będzie się idealnie nadawać, tak wiec jeszcze raz polecam. A oceniam na 8/10. za samą historię dałabym więcej, jednak muszę wziąć pod uwagę też inne aspekty :)

"I wtedy już wiem.
Moja siostra będzie umierać ciągle od nowa przez resztę mojego życia. Żałoba jest na zawsze. Nie odchodzi, staje się częścią ciebie, idzie z tobą krok w krok, oddech w oddech. Nigdy nie przestanę opłakiwać Bailey, bo nigdy nie przestane jej kochać. Po prostu tak już jest. Rozpacz i miłość są zrośnięte, jedno nie występuje bez drugiego. Jedyne, co mogę zrobić, to kochać ją i kochać świat, naśladować ją, żyjąc z odwagą, werwą i radością."

Oryginalny tytuł: The Sky is Everywhere
Numer tomu w serii: -
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 08.03.2011r.
Liczba stron: 368
Cena detaliczna: 35,80 (jednak na empik.com jest stała cena - 24,99:))

środa

Fałszywy książę - Jennifer A. Nielsen

    "Kto wykaże się męstwem i wygra, a komu pisana jest porażka?"

    "Fałszywy książę" autorstwa Jennifer A. Nielsen, to książka do której nie ciągnęło mnie jakoś specjalnie. Była to w moich oczach typowa powieść przygodowa osadzona w ciekawych czasach, to prawda, ale również bez żadnego wątku fantastycznego, który w końcu uwielbiam. Jednak mimo to, książka wpadła w moje łapki, a zachęcona wieloma naprawdę mocno pozytywnymi recenzjami, zabrałam się za czytanie. Czy taki gatunek rzeczywiście raczej do mnie nie trafia?

    Aby zapobiec wojnie domowej i zjednoczyć podzielone królestwa, pewien arystokrata Conner postanawia wykupić z sierocińców czterech chłopców i podejmuje się tego, aby nauczyć ich manier i jednego z nich osadzić na tronie, podając go za zaginionego przed laty księcia Jarona, który byłby teraz, po śmierci rodziny królewskiej, jedynym prawowitym następcą tronu. Wybrany chłopiec ma się stać marionetką w rękach bezwzględnego regenta, który niebezpośrednio rządziłby wtedy państewkiem. Między chłopcami rozgrywa się zacięta rywalizacja o to, który zostanie księciem. Główny bohater, czternastoletni Sage, wcale tego nie chce, jednak, mimo wszelkich przeciwwskazań taki los wydaje się być lepszy od śmierci, która może go czekać w innym wypadku. Jednakże z dnia na dzień na jaw wychodzi coraz więcej tajemnic i oszustw, które mogą całkowicie zmienić bieg wydarzeń i uczynić go bardziej niespodziewanym, niż sobie Conner wyobrażał.

    Może od razu przejdźmy do zalet. Z resztą nie ukrywam, że łatwiej mi się o nich pisze, bo było ich zdecydowanie więcej. Po pierwsze, książkę czyta się błyskawicznie. Głównie przez tempo akcji, które, mimo iż jest zawrotne, to wszystko jest zrozumiałe dla czytelnika, nie ma tu zbytnio skomplikowanej fabuły. Dopiero pod koniec trzeba trochę wytężyć umysł. Po drugie, główny bohater, którego obdarzyłam naprawdę dużą dozą sympatii, oraz do zalet zaliczałoby się jeszcze wprowadzenie postaci żeńskiej oraz inteligentnie prowadzona fabułę, tak, że mimo tego iż spodziewaliśmy się jak zakończy się powieść, to autorka i tak potrafiła czymś zaskoczyć i sprawić, że książka była jeszcze lepsza.

    Jeśli chodzi o bohaterów, to jak już wspominałam, bardzo polubiłam głównego bohatera. Buntowniczy charakterek u książkowych postaci jest czymś co uwielbiam, a pani Nielsen doskonale wykreowała Sage'a, który potrafił wykaraskać się z każdej sytuacji, lecz nie dzięki cudowi, a sprytowi. Pozostali chłopcy, rywalizujący z głównym bohaterem o tytuł księcia już tacy wyraziści nie byli, i dobrze, bo przynajmniej mogłam ich bez wyrzutów sumienia nie lubić. Za Connerem, który był największym spiskowcem w książce (przynajmniej według jego samego) także nie przepadałam, ale za to sympatią darzyłam jego sługę - Motta, który z jednej strony wykonywał rozkazy swego pana, ale z drugiej, był dla Sage'a przyjacielem. Na uwagę również zasługuje jedna z dwóch wprowadzonych do książki postaci żeńskich - Imogena, czyli zwykła służąca Connera, która jednak za bardzo urzekła Sage'a, aby ten ją po prostu zostawił na pastwę losu. Ja również polubiłam.


    Oprawa graficzna polskiego wydania jest naprawdę rewelacyjna, trzeba to przyznać! Okładka wykonana starannie, robi naprawdę dobre wrażenie estetyką i, oczywiście, subtelną symboliką. Utrzymana w stonowanych kolorach i klimatem pasującym do książki, po prostu coś pięknego. W porównaniu do oryginału - cudo! W środku też wszystko pięknie. Mamy tam mapkę, o której,prawdę mówiąc, w trakcie czytania kompletnie zapomniałam, a cały egzemplarz jest solidnie wykonany, tylko mamy tutaj czarną okładkę o takiej nawierzchni, która się bardzo brudzi nawet kiedy palce są tylko delikatnie brudne, ale trzeba z tym przeżyć :)

    No więc, podsumowując, "Fałszywy książę" prawdę mówiąc przerósł moje oczekiwania - nie spodziewałam się, że ta książka spodoba mi się aż tak, wręcz sądziłam, że będę się musiała z nią męczyć,a  tu proszę - "pożarłam" raz-dwa, a po przeczytaniu żałuję, że była taka krótka. Mam nadzieję w całkiem niedługim czasie przeczytać kolejne części "Trylogii władzy" i poznać dalsze losy bohaterów, czego już nie mogę się doczekać! Ode mnie mocna ósemka, bo twórczość pani Nielsen zdecydowanie sobie zasłużyła :) Naprawdę mocno polecam nie tylko fanom tego gatunku!

Trylogia Władzy:
1. Fałszywy książę
2. The Runaway King
3. -


Oryginalny tytuł: The False Prince
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Data wydania: 23.01.2013r.
Liczba stron: 392
Cena detaliczna: 29,99

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Egmont!