niedziela

Na krawędzi - Ilona Andrews

    "Jest zbyt niebezpieczna, by żyć, i zbyt silna by umrzeć"


    Jestem ogromną fanką serii o Kate Daniels autorstwa duetu pisarskiego- Ilony i Gordona Andrews, który podpisuje się pod imieniem żony. Jako, że tamtą serię czytałam z zapartym tchem, nie wahałam się ani chwili, kupując "Na krawędzi" zachęcona dodatkowo pozytywnymi opiniami. Czy nowa seria wybitnych autorów przypadnie mi do gustu na równi z pierwszą?


    Niepełnia, czyli Ziemia. Diwoziemie, czyli miejsce w którym magia to władza. Na styku dwóch światów wytworzył się w miarę wąski, za to długi pas Rubieży, gdzie magia nie jest na porządku dziennym niczym w Dziwoziemi, ale ludzie nie żyją tak normalnie. Matka głównej bohaterki - Rose - umarła młodo, a ojciec wyruszył an poszukiwanie skarbu, więc dziewczyna musi sprawować pieczę nad dwoma braćmi - Georgiem, który posiada umiejętność wskrzeszani i nie może się od tego powstrzymać, co zabiera mu siły i życie, oraz Jackiem, który jest zmieńcem. Zmienia się w rysia. Świat Rose zostaje wywrócony do góry nogami kiedy na je podjeździe pojawia się błękitnokrwisty. Jeszcze zanim otworzył usta, dziewczyna wiedziała, że zbliżają się kłopoty. Jednak nie tego rodzaju jak myślała. Mężczyzna składa jej konkretną propozycję. Wyjdzie za niego i się z nim prześpi. Jednak Rose do uległych zaliczyć nie można. Trzy zadania wykonasz, wtedy pomyślimy. Dobrze by było, gdyby przystojny Declan był jedynym z jej problemów. Jednak nie jest. Dlaczego ogary próbują polować na braci Rose? Kto je powołuje i nakazuje im takie a nie inne polecenia? Jaki tak naprawdę jest powód przybycia Declana na Rubież? Czy wykona swoje trzy zadania? Czy Rose uda się go pokochać?


    Narracja książki jest trzecioosobowa, jednak nie mamy tu czegoś takiego, jak różne punty widzenia, przez co mam na myśli poznawanie myśli na przykład wroga. Owszem, były momenty poświęcone w szczególności innym postacią, lecz to Rose zawsze była na pierwszym planie. Mi to tam odpowiadało, była rewelacyjna. Co prawda na początku trochę irytowała, ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że zachowałabym się na jej miejscu bardzo podobnie.


    Przed przeczytaniem książki spotkałam się w prawie każdej opinii i recenzji, że książka jest zupełnie inna. Że autorzy stworzyli całkiem nowy gatunek. Średnio w to wierzyłam, bo od "Na krawędzi" pachniało na odległość urban fantasy, jednak mój węch trochę zawiódł. Rzeczywiście nie jestem pewna jak książkę można by zaklasyfikować. A z resztą nawet opinia Patricii Briggs na okładce sugeruje nam, że nie będziemy mieli do czynienia ze schematyczną i nudną powieścią. "Doskonała, mroczna fantastyka z rubieży gatunku"


    Bohaterowie udali się autorom w sumie tak jak w Kate, poza tym dostrzegłam między nimi pewne podobieństwa, jak zaborczość Currana i Declana, czy upartość Kate oraz Rose, jednak nie jest to rzecz karygodna. Co do samej głównej bohaterki, to na początku mnie trochę irytowała z tym ciągłym narzekaniem jaka to ja jestem biedna, jednak po kilkudziesięciu stronach stała się o wiele ciekawsza. Declan za to to jest to. Uwielbiam faceta, po prostu go uwielbiam. Za tę jego nietuzinkowość i to, że jest wykreowany wbrew wszystkich schematom. Kolejny z wielu facetów, których wyciągnęłabym z kart książki na smyczy. Bardzo podobał mi się tak poza tym pomysł trzech zadań, ale o tym więcej dopiero jak przeczytacie książkę. Wielkim plusem jeśli o mnie chodzi jest też to, że autorzy wpletli w fabułę... dzieci! Georgie i Jack mnie zauroczyli, a Georgie w szczególności. Oprócz nich mieliśmy okazję jeszcze poznać bliżej babcię Rose oraz Williama, o którym też za wiele powiedzieć nie mogę. Wspominałam, że lubię u tych autorów to, że każda postać na swoje pięć minut? Albo godzinę?


    Przechodząc do oprawy graficznej... Nasza okładka niewiele różni się od okładki oryginalnej, jednak cieszę się, że wydawnictwo usunęło tą głowę mężczyzny w lewym głównym rogu, bo jeżeli to miał być Declan to ja dziękuję. Sama okładka nadaje książce magiczny klimat i naprawdę zachęca, choć Rose też trochę inaczej sobie wyobrażałam ;)


    Podsumowując, "Na krawędzi" państwa Andrews było naprawdę rewelacyjną przygodą z ciekawymi bohaterami, nowym gatunkiem i nietuzinkową fabułą. Chętnie przeczytałabym od razu drugą część, ale coś mi mówi, że jeszcze trochę na nią poczekamy. Jednak czy to nie po to istnieje coś takiego jak cierpliwość? Aby wyczekiwać kontynuacji rewelacyjnych książek? Damy radę :D Ogółem rzecz ujmując, to książkę cholernie gorąco polecam i daje ocenę 9/10. Jeden odjęty za to, że do połowy była po prostu ciekawa i średnio mi szło, dopiero potem okropnie wciągnęła :)


Oryginalny tytuł: On the edge
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 30.09.2011
Ilość stron: 404
Cena det: 37,80


Dla zainteresowanych. Miałam okazję towarzyszyć przy wymyślaniu pytań na wywiad dla państwa Andrews. Niedługo pojawi się link do całego, spolszczonego wywiadu gdy tylko otrzymamy odpowiedzi :)

środa

Obsydianowe serce cz.1 - Ju Honish

Bezwzględna, bezpardonowa walka
zrodzi wielkie tragedie...
I płomienną miłość.

    „Obsydianowe serce” coś w sobie miało. To „coś” było tak wyraźne, że zrobiłam coś, czego nie zrobiłam jeszcze nigdy. Kupiłam tę książkę ot tak, spontanicznie, nie czytając opisu ani opinii kierując się zachęcającym tytułem, wspaniałą okładką i ulubionym wydawnictwem. Nie za bardzo pałam sympatią do naszych zachodnich sąsiadów, gdyż ich język jest dla mnie udręką, więc średnio sposobał mi się fakt, że autorka jest Niemką, akcja dzieje się w Niemczech… ale zaczęłam książkę i… No właśnie. I co? Czy dziewiętnastowieczna Europa jest w stanie wywołać u mnie taki zachwyt jak inne wspaniałe lektury, czy może nawet większy? Albo żaden?

    Sezon balów. Panienka Corrisande wraz ze swoją przyzwoitką postanawiają przybyć do Monachium – stolicy Bawarii i zakwaterować się w najwykwintniejszym hotelu o najlepszej reputacji. Jednak czy określenie „zwykły hotel” pasuje do tego miejsca? Kwestia dyskusyjna. Na dzień przed przybyciem Corrisande jakaś tajemnicza siła, nieznane stworzenie dalej schowane gdzieś w hotelu, wykradło drogocenny rękopis. Zadaniem trzech dżentelmenów – porucznika Delacroix oraz podporuczników von Gorenczego* oraz von Orven będzie owy rękopis odnaleźć, a panienka Jerrencourt okaże się osobą, która będzie niezastąpioną pomocą dla trojga mężczyzn. Jaka krew tak naprawdę płynie w żyłach Corrisande? Co łączyło śpiewaczkę operową – Cerise Denglot kiedyś z porucznikiem Delacroix a teraz z tajemniczym, zostawiającym jej potajemnie orchidee, Grafem Apardem i kim, lub czym, ten tajemniczy uwodziciel, któremu śpiewaczka oddała swoje serce jest? Czy uda im się odnaleźć rękopis? No i komu zaś panienka Jarrencourt odda swe serce? I czy owy ktoś będzie je chciał?

    Narracja książki jest oczywiście trzecio osobowa i nie widzę tu innego wyjścia, gdyż całe „Obsydianowe serce” to kilka historii kilku różnych o siebie bohaterów. Osobno poznajemy Corrisande, każdego z poruczników, pannę Denglot… Ogólnie nie można wyróżnić jednego głównego bohatera, choć to Corrisande jest temu tytułowi najbliższa. Bardzo mi się to podobało, a ostatnio coraz rzadziej możemy się z takim zjawiskiem spotkać. No i jeszcze trzeba zdecydowanie autorce przyznać, że idealnie oddała charakter tamtych czasów.

    Z przodu, oprócz spisem postaci, o którym słowo wspomniałam w niższym akapicie, mamy do czynienia z bardzo pomocnym wstępem, nakreślającym nam tamte czasy. Mimo, że tło historyczne się zgadza, to, jak twierdzi autorka, nie jest to powieść historyczna, chociaż niektórzy mogą ja tak właśnie traktować. spotykamy się jednak w tej pozycji z nutką magii, w postaci Si**. Jeśli o mnie chodzi, tej magii było troszeczkę za mało, a Si, wydające się na początku oryginalnymi stworzeniami, są uderzająco podobne do wampirów, dzieli je jedynie nazwa i kilka cech, jednak te dominujące są wspólne. Nie wiem czy to wada i zaleta... w sumie owe stworzenia nieźle wpasowały się w historię. Jednak jak już mówiłam - było tego elementu stanowczo za mało!

    Bohaterów mamy po prostu całe mnóstwo. Na szczęście, autorka uraczyła nas spisem postaci i krótkim ich opisem z przodu książki, bo zginęłabym gdyby nie ten właśnie mały pomocnik. Jak na moje gusta, punkt widzenia aż za często się zmieniał, bo rozdziały z zasady były bardzo krótkie, a w jednym "rządził się" nie tylko jeden bohater.

    Jeżeli już przy bohaterach jesteśmy, to wypadałoby wspomnieć o cechach charakteru i jakie odczucia wywołują u czytelnika... Szczerze powiedziawszy to każdy mnie na swój sposób irytował, jednak do ich specyficznych myśli, mowy i postępków z czasem się przyzwyczaiłam. W końcu to całkiem inne czasy, ludzie mieli inne priorytety... Ale do rzeczy. Corrisande. Typowa wysoko postawiona panienka. Pułkownik Delcroix. Typ, do którego pała się sympatią od pierwszych kartek. To są chyba postaci z którymi najbardziej się utożsamiamy. Podpułkownicy - Asko i Udolf także są uroczymi dżentelmenami a pokojówka jest na dobrej drodze do stania się przyjaciółką panienki Jarrencourt. Postacią która jako jedyna naprawdę mocno mnie irytowała, była Cerise - była Delacroix, śpiewaczka sopranowa. Niby miała dobre intencje, jednak cały czas... coś mi śmierdziało. Oczywiście w przenośni.

    No i teraz możemy przejść do oprawy graficznej. Nigdy się jeszcze nie spotkałam z tak pięknie ozdobioną książką. Okładka w przeciwieństwie do oryginalnej jest... dziełem sztuki, niesamowicie estetycznym i wprowadzającym nas w nastrój powieści. W środku za to, każdy rozdział ozdobiony był kluczami i mechanizmami widniejącymi na okładce. Może nie brzmi to teraz, gdy to piszę, tak rewelacyjnie, ale robi ogromne wrażenie. A takie dodatki, jak dobrze wiemy, bardzo umilają czytanie! Ogromniasty plus za to! No i dodam tylko, że oryginał jest po prostu niemożliwie brzydki i w ogóle nie zachęcający do sięgnięcia po tę książkę...

    Podsumowując, "Obsydianowe serce" naprawdę się wyróżnia. Nietuzinkowa fabuła, ciekawe osadzenie w czasie i miejscu. Koło książki Juliane Honish nie można przejść obojętnie. Każdy kto lubi lekki wątek kryminalny, trochę romantyzmu, szczyptę magii oraz odrobinę historii, powinien się zapoznać z tą pozycją. Ja zdecydowanie polecam i wystawiam ocenę 7,5/10.

Oryginalny tytuł: Das Obsidianherz
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 30.09.2011r.
Ilość stron: 460
Cena det.: 37,80

*Gorenczy powinno się pisać z dwiema kropkami nad "o"
** Si powinno się pisać z kreską zamiast kropki nad "i"



Tutaj trailer, jednak go nie polecam. Zdecydowanie nie oddaje charakteru książki!

sobota

Wśród ukrytych. Wśród oszustów - Margaret Pererson Haddix

    „Jaką cenę gotów jesteś zapłacić za własne pragnienia?”

    Książka „Wśród ukrytych. Wśród oszustów”, pierwsze dwie części serii „Dzieci cienie” wydane w Polsce w jednym tomie, była prze mnie ogromnie wyczekiwana od dnia, kiedy pojawiła się w zapowiedziach. Zagraniczne opinie kazały mi myśleć, że będzie to coś co na pewno przypadnie do gustu fanowi powieści o tematyce antyutopijnej, a bardzo lubię zagłębiać się w lektury o wizji świata w przyszłości i, mimo że wolę zdecydowanie kiedy bohater ma więcej niż dwanaście lat, to książka zdecydowanie… nie była stratą czasu.

    Małżeństwo może mieć dwójkę potomków. Trzecie dzieci – „cienie”, jeśli chcą przeżyć, muszą być starannie ukrywane przed całym światem, aby Policja Populacyjna nie dowiedziała się o ich istnieniu i aby nie skazała ich na karę za to, że się urodziły. A karą była oczywiście śmierć. Dwunastoletni Luke to właśnie cień. Najmłodszy z trzech braci, całe życie razem z rodziną mieszkał w domu znacznie oddalonym od innych, zasłoniętym lasem, co umożliwiało mu sporadyczne wychodzenie na dwór i czerpanie świeżego powietrza. Jednak teraz, rząd postanowił ściąć las i na jego miejsce wybudować osiedle domów dla  bogatych ludzi, a wiązało się to z tym, że Luke otrzymał na zawsze zakaz wyglądania przez okna, szwendania się po domu… a nawet jedzenia posiłków z rodziną. Jedyny kontakt ze światem zewnętrznym dla chłopca stanowił szyb wentylacyjny przez który wyglądał patrząc codziennie na wyjeżdżające auta i licząc, czy wszystkie dwadzieścia osiem osób wyjechało. Jednak pewnego dnia, gdy naliczył, że wszystkie te osoby wyjechały, ujrzał w jednym z domów twarz dziecka… zdecydowanie nie należącą do znanego członka tej rodziny. Czyżby kolejny cień? Chłopiec postanawia się o tym przekonać, a skutki mogą być naprawdę zaskakujące. Jak wpłynie na Luke’a znajomość z kimś spoza rodziny? Czy przezwycięży swój lęk i będzie walczył o prawa trzecich dzieci?

    Narracja książki jest trzecioosobowa, jednak ma się wrażenie jakby wszystko było opowiadane z perspektywy Luke’a, ponieważ informacje, które są nam przez autorkę przekazane są jedynie tymi informacjami które posiadał główny bohater, nie ma sytuacji poświeconej całkowicie komu innego, bez udziału chłopca. Jednak taki, a nie inny sposób narracji oraz krótkie rozdziały jakimi uraczyła nas pani Haddix, sprawiają, że książkę czyta się wprost błyskawicznie!

    Bohaterów w książce trochę mamy, jednak irytowało mnie to, że za wyjątkiem Luke’a, żadnej postaci nie mogliśmy dobrze poznać i się z nią utożsamić. Gdy poznawaliśmy kogoś w pierwszej części i zaczynaliśmy go lubić, część już się kończyła  razem z nią „żywota” bohaterów. Jednak do tych, których zaczęłam darzyć sympatią, zdecydowanie należy Jen oraz pan Talbot, jednak zdecydowanie tej pierwszej powinno być w książce więcej… Główny bohater był bardzo ostrożny. Zdawał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili mogą go zabić i uważał, jednak Jen zmieniła jego świat oraz poglądy. Ta dziewczyna zmieniła go całego.

    Bardzo podoba mi się to co wydawnictwo zrobiło – umieszczenie w jednej książce dwóch części. Moim zdaniem o wiele lepiej prezentuje się na półce wśród innych dość grubych książek oraz ten sposób jest o wiele oszczędniejszy. Co do samej okładki to… idealnie oddaje ona nastrój książki. Symbolizuje lęk Luke’a i potrzebę jego ukrywania się, nadając z marszu książce taki a nie inny klimat. Warto wspomnieć, że pozycja mimo, że nie ma nawet 400 stron, to podzielona jest na ponad siedemdziesiąt rozdziałów, co jeśli o mnie chodzi zdecydowanie jest plusem, ale inni mogą tego nie lubić.

    Podsumowując, książka Margaret Haddix, zdecydowanie nie może być uznawana za stratę czasu, bo pokazuje w rewelacyjny sposób jak może nasz świat wyglądać za kilkadziesiąt lat. Niby mała zmiana, bo po prostu małżeństwo nie może mieć więcej niż dwojga dzieci, a tak to wszystko zmieniło… módlmy się, aby jednak wizja jej świata się nie spełniła. Mimo, właściwie, braku konkretnej akcji, po tę pozycję naprawdę warto sięgnąć i polecam wam to zrobić. 8/10 ode mnie.

Oryginalny tytuł: Among the Hidden. 
Nr. Tomu w serii: I i II
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 05.10.2011
Liczba stron: 391
Cena det: 39,90

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Jaguar, za co serdecznie dziękuję!


wtorek

Jedną nogą w grobie - Jeaniene Frost

    "Cat Crawfield musi się teraz zmierzyć z jeszcze większymi trudnościami... ale kto jak nie ona temu podoła!"
   
    "Jedną nogą w grobie" to już druga część cyklu "Nocna łowczyni" Jeaniene Frost. Cztery pierwsze części serii (z planowanych dziewięciu) miałam okazję przeczytać już dobre półtora roku - rok temu w nieoficjalnym tłumaczeniu, o czym wspominałam w recenzji pierwszej części, jednak dopiero teraz, gdy mogę tą książkę dotknąć i przytulić, lektura, jak i przygody bohaterów stają się dla mnie bardziej... realne. Wcześniej darzyłam tą książkę uwielbieniem pod niebo. Teraz po prostu nie jestem w stanie tego opisać, tak ta seria idealnie trafia w moje gusta.

    Mijają cztery lata. Podczas nich, Ruda Kostucha pracuje dla oddziału FBI zajmującego się konkretnie zabijaniem wampirów i nim przewodzi. Mimo, że poznaje wielu wspaniałych facetów, to każdy okazuje się być bardziej jak brat, nie chłopak. Nikt bowiem nie może być jej ukochanym, którego mimo woli porzuciła, ani nawet minimalnie do niego podobny… Teraz, cztery lata później, ślub przyjaciółki doprowadza do ponownego spotkania z byłym (czy na pewno?) ukochanym. Okazuje się także, że teraz mnóstwo ludzi (chociaż nie koniecznie  z pulsem) poluje na Cat i są w stanie dać za jej głowę ogromne sumy… Co do tego wszystkiego będzie miał stworzyciel Bonesa, Ian? Kim okaże się Don, szef dziewczyny, oraz czy uczucie Tate’a – jej wspólnika zostanie odwzajemnione, czy może to powiedzenie „Stara miłość nie rdzewieje” jest w tym momencie najbardziej trafne? Czy Cat uda się odnaleźć ojca i dokonać zemsty?

    Narracja, tak jak oczywiście w pierwszej części, prowadzona jest przez główną bohaterkę, czego nie da się nie uwielbiać, bo sposób w jaki Cat wszystko przedstawia, wywołuje u nas szeroki uśmiech, a wszystkie te poplątane i szalone sytuacje oraz emocje nie sprawiają, że w książce jest mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, jedynie czyta się ją bardzo przyjemnie. Chociaż, nie powiem, chętnie przeczytałabym parę rozdziałów z perspektywy Bonesa… Ciekawa jestem co temu facetowi siedzi w głowie, chociaż po samych dialogach chyba możemy to ustalić :D

    Bardzo często w wielotomowych powieściach, mamy do czynienia z przykrym zjawiskiem, którego efektem jest to, że jeżeli pierwsza część jest naładowana akcją to druga już zdecydowanie mniej, jednak w tym przypadku, mimo że rzeczywiście, akcja była, jednak nie tak bardzo rozbudowana, nie odnosimy na początku takiego wrażenia, poza tym w zamian mamy mnóstwo Bonesa, więc czy ktoś narzeka? Coś nic nie widzę. I zdecydowanie nie należy się martwić zastopowaniem akcji na przyszłość, jeżeli są osoby które takowe obawy mają. W trzeciej części będzie się działo.

    Bohaterowie. Jakże mocno ja ich kocham! Cat, Catherine, Kitten (chociaż tak może mówić tylko Bones!), główna bohaterka to, jakby to najlepiej określić… Po prostu ostra, spontaniczna, pyskata dziewczyna nie bojąca się ryzyka. Wielu autorów w swoich książkach, z którymi miałam okazję się zapoznać, starało się główną postać wykreować na właśnie taki charakterek, jednak jeśli chodzi o bohaterów… Frost jest mistrzynią. Bones… Po prostu nie było sytuacji z dialogiem z jego udziałem w której się nie uśmiechnęłam do kartek! On po porstu… ma w sobie takie coś co powoduje, że nie dość, że łatwo go sobie wyobrazić, co aż boli, bo w końcu nie mamy go naprawdę, to jego zachowanie jest po prostu… takie jakie najbardziej lubię u książkowych bohaterów. Bones i Kitten to para idealna. W drugiej części mamy także styczność z nowymi postaciami, mianowicie ludźmi pracującymi z bohaterką. Tate, pałający do niej niespełnionym uczuciem, Don, szef, chociaż kto wie… Może ktoś więcej? A także Juan – ulubiona po głównych bohaterach postać. Mężczyzna, który dla Cat jest jak brat a w swoich wypowiedziach, nic tylko wtrąca hiszpańskie zwroty i aluzje seksualne. Równać się z nim może jedynie Justina, matka Cat dosłownie nienawidząca Bonesa, jednak mogło jej być trochę więcej. W każdym bądź razie powtórzę się. W kreowaniu bohaterów, którzy nadają książce ten jedyny i niepowtarzalny nastrój, oraz sprawiają, że po prostu chcemy czytać i się śmiać, Frost jest mistrzynią.

    Co do oprawy graficznej to jak już wspominałam w recenzji poprzedniej części (>>TU<<), wszystkie utrzymane są w bardzo podobnym stylu, jednak niewątpliwie to przedstawienie Cat na motorze z nietoperzami i księżycem w tle jest moją ulubioną okładką, jeśli mam wybierać z pierwszych pięciu, bo szósta to całkiem inna bajka. Dlaczego? Dlatego, że tylko tam Cat nie ma związanych włosów, ha! A osobiście należę do osób, które dużą wagę przykładają do takich szczegółów. Wracając jeszcze do wyglądu ogólnego części drugiej (chociaż tyczy się to też pierwszej) – mimo, że okładki są rewelacyjne, to byłabym w niebie gdyby książka w środku miała jakiekolwiek ozdobienia, albo skrzydełka, ale niestety – nic nie ma. Jednak jestem w stanie to przeżyć.

    Podsumowując, krótko mogę stwierdzić, że twórczość Jeaniene Frost jest po prostu genialna, jednak nawet te słowa nie są wystarczające. To w jaki sposób autorka połączyła namiętną, chociaż romantyczną miłość, z wartką akcją oraz rewelacyjnymi nie tylko głównymi bohaterami, daje nam książkę od której nie możemy się oderwać, a po przeczytaniu, wyczekujemy następnej części jak na szpilkach, aby w dzień premiery polecieć do księgarni! Nie podlega wątpliwości to, że seria jest moją ulubioną (choć przeczytałam ostatnimi czasy jedną, która w sumie mogłaby konkurować!), jednak wiem, że nie każdemu musi się spodobać. Dla fana Urban fantasy będzie to jednak na pewno rewelacyjny wybór. Ogromnie polecam!

Oryginalny tytuł: One Foot in the Grave
Nr. tomu w serii: II
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 19.10.2011r.
Ilość stron: 397
Cena det.: 35 zł

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG!


niedziela

Syrena - Tricia Rayburn

    „Tajemnicza, romantyczna, pełna grozy”

    „Syrena” Tricii Rayburn to pierwsza w naszym kraju książka z paranormalnego gatunku, w której syreny odgrywają główną rolę. Jako pierwsza taka na rynku powinna nas w jakiś sposób nastawić do owych mitycznych stworzeń – pozytywnie, lub negatywnie. Ja wcześniej miałam okazję przeczytać później wydaną „Bogini Oceanu”, więc już niejakie nakreślenie tego co mnie czeka miałam, chociaż już z początku, albo chociaż z opisu można wywnioskować, że obie książki mają całkiem inny pogląd na syreny. W jednej przedstawione są jako bardziej przyjazne stworzenia niż szkodniki a w drugiej… wręcz przeciwnie… Które dzieło wydane przez Publicat lepiej wypadło w moich oczach?

    Vanessa i Justine Sands razem z rodzicami jak co roku na wakacje wyjeżdżały do miasteczka Winter Harbor, którego główna atrakcją był ocean pod nosem. Wakacje miały nie różnić się niczym od tych, które mają co roku, jednak pewnego dnia Justine, niewiele myśląc, po rodzinnej kłótni udaje się poskakać do oceanu z urwiska. Ogromna jest rozpacz rodziny, kiedy następnego dnia, fale wyrzucają na brzeg ciało młodej dziewczyny. Siostra zamordowanej – Vanessa ma jednak przeczucie, że to nie był zwykły wypadek, a coś powiązanego z siłami… czyżby nadnaturalnymi? Rodzice już bez jednej córki wracają z wakacji, jednak Vanessa, razem z Simonem – przyjacielem od dzieciństwa, mieszkającym w Winter Harbor – postanawiają nie zostawić tej sprawy nierozwiązanej. Niedługo potem następuje seria podobnych zdarzeń, jednak teraz ofiarami zawsze są mężczyźni, a gdy woda wyrzuca ich na brzeg… mają twarze zastygłe w szerokim uśmiechu. Co łączy te kilka śmierci? Co z Calebem – bratem Simona i miłością Justine, który zniknął po jej śmierci? Jaką rolę w tym wszystkim odegrają Marchandowie – rodzina kobiet sprawująca opiekę nad popularną restauracją rybną „U Betty”? Czy Vanessie uda się rozwiązać zagadkę?

    Narracja książki jest pierwszoosobowa, i czasami bardzo chciałabym, aby punkt widzenia przejął inny bohater, bo Vanessa naprawdę nie była kimś o kim czytało się z zapartym tchem. Podobał mi się co prawda wolno rozwijający się związek jej z Simonem, jednak to i końcówka, jedynie były ciekawymi aspektami książki. Ogólnie uważam, że mogłaby z tego wyjść rewelacyjna powieść, bo pomysł byś świetny, jednak myślę, że autorka częściowo go nie wykorzystała. Gdybym dostała taki tekst, taka książkę, i miała ją przekształcić, wycięłabym sporo niepotrzebnych opisów i wstawiła trochę więcej humoru. Ale ogólnie nie chcę powiedzieć, że książka była jakaś tak zła i okropna. Po prostu mimo ciekawego pomysłu i rozwinięcia… mogłaby być trochę lepiej dopracowana.

    Bohaterowie byli naprawdę przyjemnymi postaciami, jednak niczym mnie nie urzekły. Takie Vanessy znajdziemy w co drugim, jeśli nie lepiej, paranormalu, chociaż tu ciekawe było to, że tak w sumie… działała na własną rękę. Mam na myśli, w tym Winter Harbor mieszkała sama, wiedząc, że nieopodal Doś w morzu zabija ludzi i bynajmniej nie były to zwierzęta… To wymagało odwagi. Simon był całkiem sympatyczny… Gdy czytało się na samym początku jego opis, to nudny kujon, jednak naprawdę okazał się w porządku. Od pozostałych postaci – ludzi z Winter Harbor – od początku „śmierdziało” tajemniczością, jednak mimo wszystko polubiłam Paige… Ogólnie bohaterowie… byli ok., jednak o wiele lepiej by było, gdyby do książki był wprowadzony jeszcze jeden jakiś na przykład chłopak, wszystkich rozśmieszający.

    Co do oprawy graficznej, to nasza, polska okładka jest naprawdę… nastrojowa i estetyczna i tu należą się brawa, bo z taką okładką (i z tyłu bardzo przyjemną ceną!) aż się chce wziąć książkę z półki i pójść do kasy niemalże od razu. Jednak mimo tego, że nasza okładka jest jak najbardziej na plusie, to mnie jednak urzekła zagraniczna, którą podziwiać możecie po prawej. Jest taka właśnie… gdy na nią patrzę czuję ten nastrój i niemalże słyszę jakby… taką melodię towarzyszącą zazwyczaj podobnym scenom w filmie… jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Należy jeszcze wspomnieć o tym, że w książce mieliśmy styczność z czymś co mnie okropnie irytowało… mianowicie w tekście nie było akapitów. Ja wiem, że jest to zrobione specjalnie, aczkolwiek uważam, że jest to wręcz obraza dla języka polskiego, że tak się wyrażę… W każdym bądź razie jestem zdania, że to usunięcie akapitów było totalnie zbyteczne.

    Podsumowując, „Syrena” Tricii Rayburn jest lekturą ciekawą, jednak mimo tego, męczyłam się przy jej czytaniu naprawdę długo przez to, że mimo iż akcja jakaś tam była, to miałam wrażenie jakby wszystko stało w miejscu. I nie przestanę nadmieniać, że jak dla kogoś o moim guście i charakterze, zdecydowanie za mało humoru i kąśliwych uwag. Ale tak ogólnie to polecam, chociaż z pojedynku Syrena vs. Bogini Oceanu definitywnie wygrywa dla mnie ta druga J 7,5/10.

Oryginalny tytuł: Siren
Nr. Tomu w serii: I
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: 04.05.2011r.
Ilość stron: 360
Cena det.: 32 zł

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu :)


piątek

Dziedzictwo mroku - Bree Despain

    „Syn marnotrawny,

Niebezpieczna miłość,

Zabójczy sekret…”

    Na recenzje książki „Dziedzictwo mroku”, swego czasu natykałam się niemalże non stop, jednak mimo tego, że większość z tych opinii była zdecydowanie bardzo pozytywna, nie zabrałam się za przygody Grace i Daniela, po prostu mnie do tej książki nie ciągnęło. Jednak teraz, gdy nadarzyła się opcja zrecenzowania książek z tejże serii, chętnie zabrałam się za czytanie. Czy moja opinia pokrywa się z tymi bardzo pozytywnymi, bardzo negatywnymi, czy tak po środku?

    Grace i Daniel byli niegdyś przyjaciółmi, jednak noc kiedy znikł, a jej brat Jude leżał na ganku skąpany we krwi, wiedziała, że coś się wydarzyło. Jednak co? Tego dziewczynie nie jest dane się dowiedzieć. Teraz, trzy lata później, Daniel wraca. Zapisuje się do tej samej szkoły do której chodzą Grace z bratem. Jude jednak pała do niego nad wyraz negatywnymi uczuciami i zabrania Grace kontaktu z Danielem, jednak dziewczyna, mimo iż przyrzekła, że z chłopakiem nie będzie się widywać, nie może oprzeć się niezwykłemu przyciąganiu spowodowanemu zdolnościami artystycznymi Daniela oraz jego… oczami. Jaką niezwykłą tajemnicę skrywa dawny przyjaciel Jude’a? Wiadomo tylko, że nic dobrego z tego nie wyjdzie… Czy Grace podoła zadaniu jakim jest uratowanie dusz dwojga chłopaków, których tak bardzo kocha, nawet jeśli będzie musiała złożyć ofiarę ze swojej?

    Narracja książki jest pierwszoosobowa, przez co poznajemy jedynie punkt widzenia Grace, a czasem nie ukrywam, że chętnie podejrzałabym myśli Daniela, kiedy nie był w towarzystwie dziewczyny, choć przez taką a nie inną narrację, cała fabuła książki owiana jest lekka nutką tajemnicy. Jestem na tak.

    Bohaterowie, którzy zasługują na uwagę to z pewnością dwójka wokół wszystko się toczy – Daniel oraz Grace, a także Jude - brat dziewczyny pałający do Daniela ogromnym pokładem nienawiści. Grace to niczym w sumie nie wyróżniająca się bohaterka. Jedna z tych cichych, nie oczekujących wiele od życia, posiadających ogromne serce. Raczej nie mam nic przeciwko niej. Daniel za to zdecydowanie nie jest ani schematowy, ani zwyczajny, bo naprawdę polubiłam jego zadziorny charakterek i tajemniczość. Jude za to irytował mnie tą swoją bezustanna nienawiścią, ale była ona jednak wytłumaczona, więc w sumie nie dziwiłam mu się. Poza tą trójką jeszcze kilku bohaterów spokojnie możemy tam spotkać, aczkolwiek nie są na tyle ważni aby ich analizować.

    Oprawa graficzna tej serii jest wprost cudowna! Co prawda nijak odnosi się do treści książki, aczkolwiek i na półce i w ręku i teraz, gdy koło mnie leży wygląda cudownie oraz estetycznie. I nie ukrywam – chciałabym mieć takie chude nogi, haha! Ozdobienie „Dziedzictwa” w środku, opierało się na wyraźnym i ozdobnym zaznaczeniu rozdziałów na całą stronę i sama nie wiem, czy potraktować to jako plus, że książka bardzo ładnie się prezentuje, czy nie, bo te ozdobienia tylko wydłużają książkę. Pozostaje jeszcze kwestia wprost ogromnej czcionki… mi to nie przeszkadzało w ogóle, ale innym może ;)

    Podsumowując, seria autorstwa Bree Despain naprawdę nie może być nazwana kolejnym pospolitym paranormalem, bo nim nie jest, aczkolwiek nie możemy także oczekiwać od tej powieści czegoś nowego, czego jeszcze nie było, bo wilkołaki to żadna nowość. Ja przy tej lekkiej i niesamowicie wciągającej książce zrelaksowałam się rewelacyjnie i polecam ją innym osobom, które lubią ksiązki właśnie z takiego gatunku. Ocena to 7/10.

Oryginalny tytuł: The Dark Divine
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 10.11.2010r.
Liczba stron: 440
Cena det.: 39,90

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Galeria Książki, za co serdecznie dziękuję!


wtorek

Anielski ogień - Courtney Allison Moulton

    "Jest silna. Jest wojownicza. Tylko ona może uratować świat"

    Od samego początku, kiedy tylko "Anielski ogień" pojawił się w zapowiedziach, byłam przekonana, że będzie to nic specjalnego. Po prostu kolejny paranormal jakich wiele. Jednak jestem osobą, która czasami lubi poczytać sobie luźne książki, a o sporej objętości to już w ogóle, więc nie pogardziłam zrecenzowaniem debiutanckiej książki pani Moulton. Zaczęła się jak każda inna książka dla nastolatek, ale czy ten niezbyt wysoki poziom "utrzymała" do końca, czy może miała w sobie coś takiego, co pozwoliło mi ją cenić jako dzieło z wyższej półki, czy nie?

    Ellie dręczą koszmary. Złe sny są dla dziewczyny nie zrozumiałe, bo monstra i potwory polujące na nią, zabijające, to przecież nie codzienność siedemnastolatki. Wyjaśniać jej wszystko zaczyna tajemniczy Will, który twierdzi, że Ellie jest Preliatorem. Kimś, kogo przeznaczeniem jest zabijać siejących zło kosiarzy za pomocą dwóch nieodłącznych kopeszy oraz... anielskiego ognia, którego wywołanie jest jedną z jej tajemniczych zdolności. A jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Will? Nie chcąc zbytnio spoilerować, napomknę tylko, że ważną Czy Ellie uda się przywrócić wspomnienia? Czy da radę stanąć twarzą w twarz ze złem i wbić mu miecz w serce? Czy uda się jej oraz Willowi zapobiec przebudzeniu Enshiego?

    Narracja powieści jest pierwoosobowa co nie jest ani niczym nowym, ani irytującym, ani idealnym... po prostu jedna ze spraw niewymagająca komentarza. Chociaż, tak szczerze, to prawda jest taka, że taka lekka narracja, wszystko tłumacząca, pozwalała bardziej wciągnąć się w książkę. A przynajmniej tak myślę, bo w moim przypadku było tak, że niestety, mimo żwawej i w sumie ciekawej akcji, nie wciągnęłam się w nią.

    Bohaterowie także nie zaskakują nas swoją oryginalnością.Ellie to dziewczyna lubiąca poimprezować, z paczką przyjaciół, gdzie jeden chłopak ją adoruje... Naprawdęnic specjalnego. Will, mimo, że tak samo - nie jakiś przewspaniały, to przyjemna postać, chociaż to jeden z "chłopaków idealnych". No i na tym opisywanie bohaterów się kończy, bo po prostu poza nimi, mogliśmy bliżej w sumie poznać tylko najlepszych przyjaciół dwójki głównych bohaterów - Nataniela, który stał u boku Willa oraz Kate, będąca przy Ellie zawsze gdy ta tego potrzebowała, jednak nie widzę żadnych powodów aby ich specjalnie opisywać, bo naprawdę - bohaterka postacie mogła lepiej wykreować. Chociaż postacie.

    Oprawie graficznej w sumie nie mam nim do zarzucenia. Rozdziały są ładnie pozaznaczane, a okładka, widać wyraźnie, że przeznaczona specjalnie dla tej serii, bo zdecydowanie przedstawia Ellie razem ze swoją nieodłączną "zabawką. Skrzydełka sprawiając, że mimo tego, ile razy miałam ją w plecaku i nosiłam po różnych miejscach, okładka jest w dobrym stanie. No i moje ukochane połączenie szarego z różowym!
  
    Podsumowując, "Anielski ogień" nie jest jakąś specjalnie zaskakującą nowością na rynku, z którą koniecznie trzeba się zapoznać. Ale mimo, że dość szablonowa, z wyidealizowanym światem przedstawionym oraz bohaterami i akcją która znowu dzieje się w szkole, to była lekturą, przy której dość przyjemnie spędziłam czas i polecam jednak zabrać się za powieść pani Moulton, gdy wpadnie Wam ona w ręce. Ode mnie książka dostaje ocenę 7/10 i w sumie polecam, jeśli ktoś ma czas, bo historia, mimo, że nie razi oryginalnością, to jest dość inna, a z każdą innością warto się zapoznać.

Oryginalny tytuł: Angelfire
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Bukowy las
Data wydania:
Ilość stron: 420
Cena det. 36,90

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy las, za co serdecznie dziękuję!

niedziela

Wyniki losowania :)


Proszę się nie śmiać z moich skarpet XD Oraz całej żałosności (?) filmiku : P


Poproszę zwyciężczynię o skontaktowanie się drogą mailową :)


No i jeszcze co do tamtych wydawnictw - planowałam zrobić statystyki z tego co mi tam napisaliście, ale niektóre osoby nie dość, że napisały po kilka wydawnictw, to napisały bardzo niejasno, więc wspomnę tylko, że największą popularnością cieszą się wydawnictwa MAG, Jaguar, Fabryka słów, oraz to, którego większość z Was, jak i ja ma najwięcej - Amber (to przez młodzieżówki pozostałe z dawnych lat). Ja ostatnio zdecydowanie lubuję się w książkach z Fabryki, teraz choćby kontynuacja Kate Daniels, której premiera miała miejsce w piątek, a recenzja... kto wie czy nie na dniach :D


Pozdrawiam i gratuluję!

piątek

Kuszące zło - Keri Arthur

    "Kusząco złe"

    Po "Wschodzącym księżycu" i "Całując grzech", dwóch pierwszych częściach serii Zew Nocy opowiadającej o przygodach Riley Jenson, przyszła pora na trzecią część tego posiadającego tysiące fanek (i fanów) na całym świecie cyklu. Przygody pół-wampira, pół-wilkołaka niesamowicie mnie wciągnęły i, jak szło się domyślić już  czytając opis i początek książki przypomniałam sobie jak dobrze spędzałam czas czytając o rozterkach uczuciowych i problemach z depatamentem głównej bohaterki, a potem... Potem to była akcja.

    Po tym jak Misha zginął, Riley podjęła decyzję jakiej wypierała się od rozpoczęcia pracy dla departamentu. Rozpoczęła trening na Strażnika, którym tak bardzo nie chciała zostać. Treningi idą nad wyraz dobrze, jak to dhampirowi, więc dlaczegóż to nie wysłać by naszej Riley na jakąś misję? A dokładniej na misję, której celem będzie w końcu zniszczyć odpowiedzialnego za sprawę z klonowaniem. Riley, ze smutkiem opuszczając ciepłe domowe łóżeczko (czasem z Kellanem przy boku) wyrusza przebrana za wilkołączycę Poppy do jednego z ośrodków Starra, który służyć ma zaspokajaniu biseksualnego właściciela, ale nie w sposób seksu. Mężczyznę, którego Riley ma zamiar unicestwić zdecydowanie bardziej interesują walki z udziałem kobiet. Co będzie gdy spotka swojego koniokształtnego przyjaciela Kade'a? Co z Quinnem - wampirem do którego czuje zdecydowanie więcej niż powinna? I czy uda jej się zniszczyć Starra?

    Narrację tutaj oczywiście mamy taką sama jak w częściach poprzednich i tak samo rewelacyjną, bo wszystko poznajemy z punktu widzenia Riley. Opisuje ona wszystko w bardzo barwny sposób, a mimo, że mamy wyraźną styczność z jej uczuciami i poglądami, ilość niepotrzebnych informacji jest minimalna i książka po prostu nie jest w stanie znużyć czytającego, choć wiadomo, są różne gusta. Jednak jestem pewna, że fan serii  zdecydowanie się nie zawiedzie.

    W tej części, naprawdę wyjątkowo bardzo przypadła mi do gustu wartka akcja bez żadnych zatrzymań oraz nudnych momentów. Wszystko opisane było bardzo orazowo, tak, że mogliśmy poczuć, że jesteśmy razem z Riley i obserwujemy walkę na arenie, czy w lesie rozmawiamy z naprzykrzającymi się typami. Myślę, że pod względem właśnie akcji ta część na tle innych wypadła najlepiej.

    Bohaterów mamy tu całą masę, jednak oczywiście wielu jest z poprzednich części, jak nasza główna bohaterka, jej brat Rhoan, Quinn, Kade, Jack czy Kellan, którego nie mogliśmy za bardzo poznać w drugiej części i tu nadal nie możemy się nim nacieszyć. Jest też naprawdę sporo nowych postaci, jak choćby "przyjaciółki z ringu" czy zastępcy  Starra, jednak nie jestem w stanie wymienić ich imion. postacie praktycznie rzecz biorąc wcale się nie zmieniły, ale denerwuje mnie to, że każdego faceta lubię! Nie ma któregoś z jej partnerów, którego darzyłabym jakąś specjalną sympatią, po prostu wszyscy są na równi. Kellana uwielbiam, Kade jest momentami po prostu rozbrajający a Quinn... to po prostu Quinn. Bohaterowie są tak naprawdę jedną z mocniejszych stron tej książki, chociaż jeśli o mnie chodzi, to ta część... nie ma minusów, jakichś poważnych zarzuceń i myślę, że nie spodobałaby się tylko osobom, które po prostu nie lubią literatury tego typu. I zapomniałabym - powinnam też wspomnieć, że jestem ogromną fanką homoseksualnego brata Riley - Rhoana jak i jego partnera - Liandra!

   Nawet antyfani tej serii, zgodzą się jednak ze mną, że okładki są wprost cudowne. Niesamowicie estetyczne i totalnie pasujace do książki. Instytut Wydawniczy Erica nie wydaje innych książek tego typu, ale myślę, że gdyby jakąś im przyszło wypuścić na rynek to okładka ich autorstwa byłaby rewelacyjna. Co prawda, interesuje mnie to w jaki sposób autor okładki ma przedstawiać cały czas nagą, zasłoniętą dziewczynę o ognisto rudych włosach (które Riley w tej części ścięła na króciutko) i krwistoczerownych ustach. Ale wierzę w to, że wszystkie okłądki będą równie piękne.

    Podsumowując, "Kuszące zło" z pewnością usatysfakcjonuje fana przygód Riley Jenson, ale osobom, które ta seria intryguje i chcą się z nią zapoznać, polecam zdecydowanie zacząć od części pierwszej - Wschodzącego księżyca. Ja osobiście, należę do osób, które zdecydowanie są fankami twórczości pani Arthur, aczkolwiek spotkałam się z negatywnymi opiniami o serii. W każdym bądź razie, polecam serię tym, którzy mają serię o Riley w niedalekich planach, spróbować trzeba, a osobom które już sie z serią zapoznały i mają pozytywne zdanie mówię - bierzcie się za "Kuszące zło"! Polecam. Moja ocena się mocno waha, bo 9/10 to trochę dużo, aczkolwiek poprzednim częściom sporo dałam, a ta była najlepsza... niech już będzie ta dziewiątka ;)

Oryginalny tytuł: Tempting Evil
Numer tomu w serii: III
Wydawnictwo: Erica
Data wydania: 27.10.2011r.
Ilość stron: 437
Cena det.: 34,90

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Instytutu Wydawniczego Erica, za co serdecznie dziękuję.




PS: Wyniki losowania z tą właśnie książką powinny pojawić się gdzieś tak w sobotę. Przepraszam za takie opóźnienie!