sobota

Ukryte - Kimberly Derting


     "Ukryte uczucia, ukryte... ciała"

     Książka "Ukryte" autrazu oczarowała mnie swoim opisem więc niezwykle ucieszona byłam, gdy po niedługim czasie dzięki dobrodusznej wymianie trafiła w moje macki.Niezwykle uradowała mnie wiadomość o tym, że będzie jeszcze kontynuacja, ale kiedy...? Niedługo się pewnie dowiemy. Książka jst napisana lekkim językiem narracją trzecioosobową, pozwalającą na zapoznawanie się z przemyśleniami zarówno Jaya, jak i Violet, chociaż mimo orstwa Kimberly Derting od wszystko o wiele bardziej głównej bohaterki.

     Violet Ambrose jest zwyczajną nastolatką z ekstra dodatkiem pewnych paranormalnych zdolności, to znaczy umiejetności odnajdowania zamordowanych ciał zwierząt, jak i ludzi oraz wyczuwania piętna na ludziach, którzy dokonali kiedyś jakiegoś krwawego czynu. O jej sekretnym darze, za który nie za bardzo jest wdzięczna losowi wiedzą jedynie rodzice dziewczyny, zaufany wuj Stephen- szef policji oraz najlepszy przyjaciel Jay... do którego dziewczyna po wakacjach zaczyna czuć to, czego nie powinno się czuć do przyjaciela. Jay w szkole z nadejściem nowego roku, po zmężnieniu oraz podrośnięciu nagle, ku niezadowoleniu Violet, zdobywa wianuszek wielbicielek. Czy przyjaciółka nie powinna się cieszyć z jego szczęścia? Dlaczego w takim razie czuje taką cholerną zazdrość?

     Sprawy zaczynają komplikować się jeszcze bardziej, gdy ktoś zaczyna mordować młode dziewczyny, każda starannie ukrywając w innym miejscu... ale Violet dzięki parapsychicznym zdolnościom potrafi je wyczuć. Jak wy byście się czuli gdybyście natknęli się na ciało osoby którą znacie? Jakbyście co kilka dni słyszeli o śmierci kolejnej osoby... dziewczyna nie za bardzo radzi sobie z tym. Jay pomaga, jej uczucie do niejgo - mniej. Po kłótni z przyjacielem, dziewczyna pod wpływem złości zgadza się iść na bal absolwentów z Garym, jego kumplem, gdy tak naprawdę chciała iść z tamtym drugim... ale zaraz, zaraz. Dlaczego Jay idzie z Lissi, szkolną gwiazdką? Morderca zabija kolejne dziewczyny. Czy Violet wraz z Jayem uda się odkryć tożsamość przestępcy? Czy uczucie między nimi nie jest jednostronne? Czy przeżyją...?
     Narracja tej książki zasługuje na napisanie o niej conieco. Jest trzecioosobowa, to fakt, niby nic specjalnego ale bardzo podobało mi się jak Kiberly Derting włada językiem, płynnie i mimo, że czasami narzekanie Violet na to jak bardzo dziwi się, e czuje do najlepszego przyjaciela to co czuje mnie nużyło, to nawet te dłuższe opisy czytało się przyjemnie. Kilka króciókich rozdziałów, zaznaczonych kursywą i o nazwie, a nie numerku, to opisywanie działań oraz przemysleń mordercy... Dwie strony zaledwie a potrafią wywołać na ciele tak gęsią skórkę. Co do bohaterów - Vi była w porzadku, naprawdę właściwie nie mam jej nic do zarzucenia, w porządku koleżanka, kochająca córka, świetna przyjaciółka... tylko tak jak pisałam wcześniej, czasami za wiele było rozwodzeń nad tym jak to zaczął jej się podobać Jay i jak bardzo nienawidzi jego grupki wielbicielek. Gdybym była przyjaciółką Violet i stała obok niej, po prostu bym nia potrzasnęła i powiedziała "Ogranij się dziewczyno i w koncu mu to powiedz!", chociaż rozumiem, nie chciała zniszczyć przyjaźni. Mimo wszystko była naprawdę ok. Co do Jaya - jejuuu ideał! Czemu nie ma takih w prawdziwym świecie? A jak są to czemu nie jest mi dane sie na takich natknąć? Automatycznie laduje na mojej z każdą chwilą się powiększającej liście seksownych chłopców.

     Podsumować można tą ksiązkę jednym zdaniem: coś nowego, coś wyjątkowego. Połączenie thrillera z romansem paranormalnym wyszło Kimberly Derting znakomicie. Ze zniecierpliwieniem wyczekuję kolejnej czści, która niestety nie wiem kiedy wyjdzie oraz polecam zapoznawać się z twórczością nowo odkrytej amerykańskiej autorki! Za Jaya 7.5/10.

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2011
Iloć stron: 321
Cena detaliczna: 31,90 zł

wtorek

Bezduszna - Gail Carriger


"Wehikuł czasu zapisany słowami..."


"Bezduszna" autorstwa młodej pisarki Gail Carriger to jedna, z ostatnio coraz bardziej powiększających swoje grono, powieści wiktoriańskich z wątkiem paranormalnym. Do tej pory miałam styczność tylko z "Mechachanicznym Aniołem" Cassandry Clare i "Mrocznym Sekretem" Libby Bray i pomimo, że wszystkie te trzy książki osadzone są w tych samych latach, czyta się je inaczej - pani Clare zapominała czasem o tym, że pisze książkę której akcja rozgrywała się sto pare lat temu, pani Bray za to zapominała o tym, że w książce przydałaby sie akcja, a co można zarzucić "Bezdusznej"...? W ciągu zbliżających się dni spróbuję znaleźć taką rzecz, bo teraz przychodzi mi na mysl tylko to, że mogłaby mieć więcej stron.


Panna Alexia Tarabotti dwudziesto-sześcio latką bez męża, co czyni ją starą panną. I to starą panną bez jakichkolwiek szans na zamążpójście, bo kto by chciał za żonę kobietę o włoskich korzeniach, z dużym nosem, krzaczastymi brwiami i krągłościami? No i nie ukrywajmy - bezduszność dziewczyny także niewiele pomaga. Sprawy komplikują sie jeszcze bardziej gdy pannę Tarabotti atakuje na przyjęciu wampir! Bezduszna przez przypadek, bo w samoobronie uśmierca go parasolką. Po prostu nie mogło być jeszcze gorzej, chociaż... Alexia zostaje również skazana na przebywanie w towarzystwie gburowatego, aroganckiego oraz przystojnego, lorda Maccona, który to z rozkazu królowej Wiktorii zaczyna prowadzić śledztwo, i bezduszna jest skazana na spędzanie czasu ze znienawidzonym lordem, do którego pała niechęcią równie mocno jak on do niej od incydentu kiedy przez pannę Tarabotti Cornall... usiadł na jeżu! Tak więc czy lepsze zapoznanie się z lordem będzie jedyną dobrą stroną tej pogmatwanej sytuacji, czy może kolejną gorszącą rzeczą?


Sprawy lecą na łeb, na szyję, gdy okazuje się, że wampir z przyjęcia nie był przypadkowym wędrowcem. Kto wykradł akta Alexii z biura BUR-u? Pan McDougall też trochę namiesza, no i o co chodzi z woskowym człowiekiem i VIXI? A co najważniejsze - jak to będzie z tym lordem Macconem?


Narracja "Bezdusznej" jest niby normalna i często spotykana, bo trzecioosobowa, ale przedtem pozwoliłam sobie lekko porównać tą ksiązkę do dwóch innych,których akcja rozgrywa się w wiktoriańskim Londynie, więc teraz też sie o to pokuszę - w porównaniu do "Mrocznego Sekretu" i "Mechanicznego Anioła", "Bezduszna" ma cudowny język a wszystko jest tak fantstycznie opisane, że można sie przez chwilę poczuć, jakbyśmy się tam znajdowali. Język którym Gail Carriger sie posługuje jest piękny i zasługuje na to, żeby aż tyle o nim napisać. A jak z postaciami? Właściwie to za wyjątkiem rodziny Alexii, która mnie niesamowicie irytowała, ale oczywistym było, że specjalnie autorka przedstawiła ich jako takie wredoty, nie było bohatera, który czymś by się u mnie naraził - wszyscy można by rzec, byli sympatyczni, a moje uznanie szczególnie zyskał lord Maccon oraz profesor Lyall. Był także ten jej przyjaciel, wampir, który mówił kursywą, i on też bardzo mi się przypodobał, jednak nie pamiętam jego imienia ;)


Tak więc jak można podsumować tę krótką, tym razem, recenzję? "Bezduszna" czaruje językiem, stylem oraz jestem pewna, że spodoba się każdej osobie ceniącej sobie elegancję i wyrafinowanie, oraz niegrzeczne psoty na ulicach wiktoriańskiego Londynu. Czyli spodoba się prawie każdemu ceniącemu sobie książki rozgrywające się za czasów rządów królowej Wiktorii. Polecam, a moja ocena to 9/10, za to, że akcja czasami niestety miała momenty zaparcia :)


Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 320
Cena det. 34 zł

czwartek

Żelazny Król - Julie Kagawa

     Do tej pory moją ulubioną serią, były "Dary Anioła" Cassandry Clare. Po skończeniu "Żelaznego Króla" na zakładce
"Ja, Paulina G********** wszem i wobec ogłaszam światu, że książka pod tytułem "Żelazny Król" autorstwa Julie Kagawa pobiła na łeb, na szyję trylogię "Dary Anioła" autorstwa Cassandry Clare i wszystkie inne książki jakie kiedykolwiek czytałam oraz < o mój Boże, nigdy nie spodziewałam się, że zaistnieje w literaturze jakiś chłopak, który podbił moje serce skuteczniej niż Jace> wszem i wobec ogłaszam, że... Ash jest moim nowym Bogiem!
      Gdy tylko poczułam przypływ pieniędzy, spowodowany sprzedaniem paru słabszych książek wiedziałam już, że większość wydam na nowe, a, że zbliżał się Światowy Dzień Ksiązki byłam nieźle napalona na kilka pozycji. Nie było w tym Żelaznego Króla, jednak po długich zastanowieniach i recenzji Tirindeth (wybacz, jeśli chciałaś aby Twoja tożsamośc posotała ukryta :D) dodałam tą ksiazkę do listy i kupiłam. Przez długi czas trzymała ją moja przyjaciółka, i gdy powiedziała mi, że była to pierwsza książka na której sie popłakała, wiedziałam, że dokonałam dobrego wyboru wydając te dwadzieścia parę złotych. Pochłonęłam ją w dwa dni z powodu szkoły, i spokojnie mogę stwierdzić, że zawładnęła moim sercem jak jeszcze żadna inna. Była po prostu idealna!

     Meghan Chase jest zwykłą nastolatką, w chwili rozpoczęcia książki prawie już szesnastoletnią. Nie spodziewała się niczego specjalnego, mimo, że to w końcu słodka szesnastka - wiek w którym nastolatki dostają pierwsze samochody czy super imprezy od tatusiów, Meg na nic się jednak nie szykowała - byłą pewna, że tylko jej czteroletni przyrodni brat pamietał o tym jakże ważnym dniu. Najlepszy przyjaciel dziewczyny, Robbie oczywiście pamięta i proponuje jej wypicie conieco szmpana, a matka nawet zawozi do szkółki jazdy i mimo, że chłopak za którym ubiegała się juz od jakiegoś czasu dał jej oficjalnie kosza, możnaby było powiedzieć, że wszystko jest okej. Jednak do czasu, gdy Ethan, braciszek... wygryza jej sie w nogę. Zaczyna zachowywać się jak zwierzę, a ona nie wie co robić. W tym momencie nagle zjawia się Rob. Łamiąc zasadę, która nigdy nie powinna zostać złamana, zapoznaje główną bohaterkę z światem którego nigdy miała nie poznać. Przed którym Robin Koleżka, czy też jak kto wolał, Puk miał ją chronić.

     Meg za cel stawia sobie wyruszenie do Nigdynigdy oraz odnalezienie i sprowadzenie do domu Ethana mimo wszystko. W drodze zapoznaje sie z gadającym kotem Grimalkinem, pomagającym jej odnaleźć brata, oraz oczywiście towarzyszy jej także Puk. Jednak co Meghan ma wspólnego z Pukiem i zasiadajacym na tronie LEtniego Dworu Oberonem? Co połączy dziewczynę z księciem Zimowego Dworu - Ashem, niesamowicie przystojnym, czasami irytującym byłym przyacielem Puka, do którego nigdy nie pisane jej było poczuć coś więcej? No i czy uda jej się sprowadzić Ethana do domu? Jak odbije sie na niej przysługa złożona Grimowi... no, akurat tego dowiemy się w następnej części.

     Po raz pierwszy dziekuję Bogu za narrację pierwszoosobową - czytało się ją nader przyjemnie, bo główna bohaterka była naprawdę sympatyczną osóbką, uczciwą i gotową do poświęceń, jednak nie użalającą sie nad sobą i mającą swoje zdanie. Doskonale są mimo owej narracji opisane charaktery i wyglądy postaci drugoplanowych, które nadają książce niepowtarzalnego charakteru i to głównie dzięki nim pozycję Julie Kagawa czyta sie tak szybko i przyjemnie. Książka ma wszystkie elementy które wymagam od pozycji tego gatunku, którego zaliczenie do paranormal romance byłoby niby właściwe, jednak osobiście uważam, że przez takie detale książka trochę traci i właśnie przez to wiele osób nie siegnie po tak fascynującą lekturę - zadziorną ale gotową do powięcej główną bohaterkę, aroganckiego przystojniaka, który stał sie moim numerem jeden wśród wszystkich aroganckich przystojniaków, lojalnego przyjaciela, bo Robbie zdecydowanie się do takich zalicza i czarny charakter, tak czarny, że gdy czyta się fragmenty z nim w roli głównej, aż dreszcz przechodzi po skórze, humor, głównie spowodowany przez Puka oraz płynny język.

Podsumowywując: BURZLIWA PRZESZŁOŚĆ+PRZESZŁOŚĆ+PRZYJAŹŃ+ZAGADKA+HUMOR+MIŁOŚĆ+ MOTYW A'LA "ALICJA W KRAINIE CZARÓW"= KSIĄŻKA KTÓREJ NIE BĘDZIECIE W STANIE ZAPOMNIEĆ.
Nigdy nie byłąm mocna w matematyce, ale wynik takiego równania da sie obliczyć w pamięci :D
Ocena to bezapelacyjnie 10/10 polecam ją wszystkim!

Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 352
Następna część - październik 2011

(na której akurat była reklamowana ksiązka "Miłość przez małe m", ale to nie ważne) wydałam takie oto oświadczenie:

poniedziałek

Błękitna Miłość - S.C. Ransom

     "Stojąc z duchem twarzą w twarz..."

     "Błękitna Miłość" jest pierwszą częścią nowej trylogii, wydanej w Polsce przez wydawnictwo Amber, a napisanej przez dotąd nieznaną S.C. Ransom w prezencie urodzinowym dla córki. Czy twórczość nowo poznanej autorki mnie poruszyła? Uwięziła niczym tajemniczy "ktoś" bransoletkę z niebieskim opalem w wodach Tamizy? A może zniechęciła do czytania z zapałem ciągu dalszego ...?

     Alexa jest zwykłą siedemnastolatką z normalnymi przyjaciółmi, nie spodziewającą się, że w jej życiu mogłoby wydarzyć się coś przeczącego prawom nauki. Pewnego dnia, gdy udaje się ze swoją najlepszą przyjaciółką, Grace na spacer, zauważa łabędzia, które nie może sie wydostać z pułapki. Dziewczyna jest zafascynowana weterynarią i nie może sie powstrzymac od tego aby pomóc majestetycznemu ptaku, więc oswabadza łapę łapę niewdzięcznej istoty, po czym przez przypadek natyka się na zamurzoną, jakby specjalnie schowaną, ukrytą przywiązaną do kamienia bransoletkę z niebieskim mieniącym się w słońcu kamieniem, najprawdopodobniej opalem.

     Mimo, że i ją, i Grace niezwykle interesuje historia tajemniczej ozdoby, muszą pędzić przecież na spotkanie z paczką przyjaciół. Rob jest obiektem westchnień Alexy od niepamiętnych czasów i, czy zdawał sobie z tego sprawę czy nie, w końcu postanawia wyciągnąć karty na stół - zaprasza ją na randkę! Czy dziewczna tak bardzo zadurzona w chłopaku nie powinna być w pełni szczścia? Owszem, powinna, jednak w bohaterce nagle pojawiają się mieszane odczucia i przekonanie, że Rob nie jest takim ideałem za jakiego go miała.

     Alexa, budząc się tej nocy, ni stąd, ni zowąd zauważa twarz. Twarz chłopaka - przystojnego o idealnych rysach twarzy i włosach w kolorze jasnego brązu. Zwidy? Na pewno. Dziewczyna z przekonaniem, że twarz chłopaka byłą tylko złudzeniem, jednak nieco zaniepokojona kładzie się spać próbując zapomnieć o zjawie. Rano niczego podejrzanego nie widać, jednak gdy na wycieczce koła plastycznego, mając na sobie ową bransoletkę znowu widzi chłopaka, tym razem w pełnej krasie, już wie, że to nie wymysł jej wyobraźni. Bo jak jej wyobraźnia mogłaby stworzyć coś tak pięknego...?

     Okazuje się również, że duch wcale nie jest niemy. Że nigdzie nie jest powiedziane iż nie będzie Alexie dane poczuć delikatny dotyk Calluma. Dziewczyna zakochuje się w zjawie be pamięci, tylko jest jeden problem... przeciez Callum nie jest człowiekiem, a na dodatek skrywa mroczną tajemnicę, którą Alexie jednak jest dane odkryć. Dziewczyna wyrusza w podróż ku odkrywaniu prawdy o powodzie dla którego Callum jest tutaj i rozmawia z nią. Dla którego Alexie dane było darzyć go tak wielkim uczuciem.

     Narracja książki jest pierwszoosobowa, ale nie jestem do końca przekonana czy to dobrze czy źle. Z jenej strony poznajemy wszystkie ukryte myśli głównej bohaterki i dobrze się z nią utożsamiamy, jednak z drugiej Alexa czasami wydaje się irytującą, bez pamieci zakochaną w... duchu typową nastolatką. Narracji nie pomaga także fakt, że mimo iż autorka pięknie opisuje wzajemne relacje dwójki głównych bohaterów, oraz ich miłosć od pierwszego wejrzenia, w książce przez pierwsze dwieście parę stron nie ma po prostu żadnej akcji i mimo, że czytało mi się tę powieść szybko, nic tylko czekałam na rozwinięcie akcji. Zostaje jeszcze kwestia ich miłości - rzadko spotykam się z lektrami w których bohaterowie tak szybko wyznają sobie miłość i mimo, że wiem, iż o to chodzio autorce i inni być może wezmą tą sprawę za zaletę, ja to odbieram jako rzecz niepożądaną, jednak aby mieć opinię o tej pozycji trzeba ja po prostu przeczytać.

     Szczerze powiedziawszy wady, które wymieniłam nie zniechęcają mnie do książki tak jak mogłoby się wydawać, chociaż nie jest ona zapewne lekturą do której jeszcze kiedyś powrócę. Mimo wszystko czytało się ją na tyle dobrze, że mogę postawić ocenę 6/10 i polecać osobom lubiacym niewinną miłość z tajemnicą i dążeniem do rozwiazania jej, poświęcajac wszystko. No i oczywiście napewno sięgnę po część następną ;)

niedziela

Nieziemska - Cynthia Hand

     "Tak nieziemska jak pierwszy pocałunek chłopaka ze snów..."

     "Nieziemska" opisem nie zachwycała. Okładka miła dla oka, ale nie zwracam zwykle na nią uwagi. Odwlekałam pójście z nią do kasy bardzo długo, ale gdy już kilka godzin po kupieniu miałam ją przeczytaną, z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że to było bardzo pożytecznie wydane prawie czterdzieści złotych. "Nieziemska", pierwsza książka Cynthii Hand, rozpoczyna trylogię o anielitce zmagającej się z ludzkimi uczuciami. Do tej pory prawa do powieści zakupiło zaledwie sześć krajów, ale jestem prawie pewna, że gdy do innych państw dotrze informacja, jak "Nieziemska" zawładnęła sercami nastolatek, popularność Cynthii Hand oraz jej serii zdecydowanie wzrośnie. Spotkałam się z opinią gdzie ktoś napisał, że ta książka została napisana po to aby stać się bestsellerem. Czy aby napewno?

     Clara Gardner jest z pozoru zwykłą nastolatką. No, może silniejszą, zdolniejszą i szybszą od innych, a jedna czarta jej krwi to krew anielska, ale nadal nastolatką. Anielici, tacy, jak ona, pół anioły czy anioły w jednej czwartej żyjące na Ziemi mają do wykonania zadanie. Misję, od której zalezy wszystko. Całe życie czekają, aż dostaną wizję pomagającą naprowadzić ich na własciwy trop. W momencie rozpoczęcia książki Clara własnie taką wizję dostaje. Chłopak, około siedemnastolatni stoi wśród drzew. Sosen wydmowych. Wokoło pożar, a Clarze nie trudno jest domyślić się, że jej zadanie polegać ma na uratowaniu chłopaka. Razem z matką i o dwa lata młodszym bratem, Jeffreyem przeprowadza się ze słonecznej Kaliforni do zmiennego Wyoming.

     Czy to przeznaczenie, czy szczęście sprawia, że dziewczyna wiele szukac nie musi? Już z pierwszymi chwilami w Wyoming namierza samochód właściwego chłopaka, i na dodatek okazuje się, że będą chodzić do tego samego liceum. Teraz trzeba tylko czekać. Clara zaczyna mieć względem Christiana, chłopaka z wizji uczucia jakie ma większość dziewczyn do niedostępnych, zajętych przez ładną chearleaderkę przystojnych chłopców. I tu zaczyna się wada książki. Schemat jak z typowej opowiastki dla nastolatek: nowa, zagubiona dziewczyna, kilka nowych przyjaciółek, chłopak do którego można wzdychac i wredna jędza. Na szczęście autorka robi przeskoki w akcji, więc nawet jesli książka zaczęła się w listopadzie, po mniej więcej połowie są już wakacje - czyli Christian, który stał się dla niej ostatnio prawdziwym przyjacielem, Angela, Wendy... wszyscy wyjeżdżają. Zostaje tylko niesamowicie irytuący brat bliźniak Wendy, Tucker. Co wydarzy się miedzy tą dwójką? Co z misją Clary teraz, gdy poczuła coś do innego? Co jeśli dwa pożary wybuchną naraz? Co jeśli Christian nie jest tym, kim Clara myśli, że jest? Na szczęście w pierwszej części znajdujemy odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania.

     Narracja książki jest pierwszoosobowa, opowiadana z punktu widzenia Clary, jednak dziewczyna nie "przynudza" nie marzy o niepotrzebnych rzeczach, które są tylko po to, by książka była dłuższa. Jest konkretna i mimo, że nie zawsze wie czego chce, jest główną bohaterką którą mogłabym ewentualnie polubić. W książce Cynthii Hand każdy bohater, nawet ten nieistotny ma swoje pięć minut... czy linijek. Bardzo fajnie pokazana jest więź pomiędzy Clarą a wiernymi przyjaciółkami, no i oczywiście jej relacje z Christianem oraz Tuckerem. Osobiście skłaniam się zdecydowanie ku temu drugiemu, ale jesli ktoś od przystojnego łobuza woli przystojnego marzyciela, może się za mną kłócić. Irytowała mnie za to matka Clary z tymi tajemnicami i rzeczami i o których nie chciała córce powiedzieć. Czy to dziwne, że dziewczyna się interesuje? Do Jeffreya nic nie mam ale bardzo polubiłam także Angelę i Wendy.

   

Tak więc, podsumowywując "Nieziemska" okazała się lekturą, którą zdecydowanie mogę zaliczyć do grona moich ulubionych. Rzadko kiedy spotyka się taka książkę, że tuż po przeczytaniu chcesz już przeczytać ją po raz kolejny. Akcja nie nudziła, mimo, że czasami jej po prostu nie było, brak zbędnych opisów i sceny na których nie sposób uronić łezki - czy takiej książce można dac ocenę poniżej 8/10? Z niecierpliwościa wyczekuję drugej części tej trylogii bo chcę już wiecej Tuckera! Polecam!

Królowa Lata - Melissa Marr

     "Intryga wróżek, miłość śmiertelników, i starcie pradawnych zasad ze współczesnymi pragnieniami..."

     "Królowa Lata" to książka rozpoczynająca serię o wróżkach autorstwa Melissy Marr, która zawładnęła sercami dziewczyn na całym świecie. Po raz pierwszy spotykam się z twórczością tej autorki, ale mam nadzieję, że gdy jeszcze kiedyś coś napisze, dane mi będzie to przeczytać, bo "Królowa Lata" okazała się lekturą bardzo przyjemną, nie rewelacyjną ale zdecydowanie wciągającą i kiedyś wartą powrotu.

     Zapomnijcie na chwilę o wszystkich malutkich, przyjaznych wróżkach wydzielających złoty pyłek. Zapomnijcie o bajkach opowiadanych wam w dzieciństwie. Teraz kolej na bezwzględne, groźne i dokuczliwe, nie przejmujące się ludzkimi odczuciami stworzenia. Wyobraź sobie, że jakby nigdy nic wracasz ze szkoły, siedzisz w autobusie, a koło ciebie stoi wróżka wściekle chichocząca, z grośną miną, szarpiąca cię za włosy i ubrania. No i jak to się dzieje, że ich nie zauważasz? Aislinn od wszystkich innych ludzi w swoim otoczeniu różni właśnie to, że ona zauważa. Widzi wróżki, słyszy je... Wzrok jest w jej przypadku talentem przechodzącym z pokolenia na pokolenie. A jak byście się czuli widząc wróżki i mogąc zmrozić ich od czasu do czasu spojrzeniem bardzo się różni od tego co może Ash. Pamiętaj o zasadzie numer 3. Nigdy nie patrz na niewidzialne wróżki.

     Keenan jest osłabionym przez Beirę, swoją matkę a jednoczesnie niegodziwą Królową Zimy, Królem Lata a do "wyzdrowienia" potrzebna mu jest królowa. Prorocze sny króla naprowadzają go więc na Aislinn. Keenan przybiera postać natolatka i przybywa jako uczeń do liceum O'Connela jeszcze bardziej komplikując życie Aislinn i zagrażając jej niedawno "założonemu" związkowi z ,dotąd przyjacielem z wypercingowaną twarzą, teraz już chłopakiem któremu nawet wyjawia swoje tajemnice. Przybycie Doni i ciągłe pojawianie sie jej gdzie niegdzie także nie ułatwia sprawy. Podczas "napaści" na Aislinn przez nieznajomych chłopków, Donia z postaci wróżki, pod jaką Ash ją widziała, przeszła w ludzką skórę, tak by móc postraszyć chłopaków Saszą, swoim wilkiem, gdzie została złamana zasada numer 1. Nigdy nie przyciągaj ich uwagi. Tak więc czy plan Keenana się powiedzie? Czy uda mu się zdobyć Ash? Czy ta mu ulegnie, czy pozostanie głucha na jego flirty? Co się stanie z Królową Zimy? Co zrobi Donia? Jaki będzie koniec? Przysięgam, że mnóstwo pytań a między innymi na pewno te będą was gnębić już od początku lektury.

     W niewielu książkach skłaniam się z dobrą opinią ku głównej bohaterce, jednak tu nie mogę zrobić niczego innego. Aislinn zawładnęła moim sercem i czasami chciała bym być taka jak ona - twardo stąpająca po ziemi, mimo wyglądu zewnętrzeno pamiętająca, że to co się pod nim kryje może byc jego przeciwieństwem. Ash była związana w równym stopniu i z Keenanem i Sethem, jednak sama nie wiem, po stronie którego z chłopaków jestem - obaj w pewnym sensie mi się przypodobali, ale obaj także mają swoje słabe strony. Bezwzględna Królowa Zimy - typowy zły charakter. Czemu nie? Pani Marr bardzo dobrze przedstawiła nam ją i jej motywy przez co doskonale rozumiało się zdarzenia książki, które głównie miały swoją postawę przy konflikcie właśnie z Beirą. Donia wzbudziła mój... podziw. Nawet nie wiem czemu, ale wydawała mi się bardzo zrównoważoną dziewczyną, która dużo poświęciła, mimo, że wiedziała, jakie mogą być konsekwencje. Nie wiem, czy ja zdobyłabym się na coś takiego.

     Narracja w tej książce jest trzecioosobowa z jaką -dzięki Bogu - ostatnio mam się przyjemność coraz częściej spotykać. Doskonale poznajemy punkty widzenia bohaterów, a ich myśli ujęte są w cudzysłowie, co trochę się wyróżnia w całej treści jednak ładnie komponuje i gdy się wczytamy, nie zwracamy na to większej uwagi. Melissa Marr także nie szczędziła nam opisów, które również pomagały utożsamic się z bohaterami i przedstawić ich, miejsca oraz syuacje tak, aby nadawały książce taki a nie inny klimat.. Bardzo przydatny okazał sie także dziesięcio-stronicowy dodatek na końcu książki składający się z małego wywiadu z autorką, kilku faktów z jej życia, książek jakimi się inspirowała oraz, jak dla mnie najbardziej użyteczna i pomysłowa rzecz - playlista. W niektórych momentach odtwarzałam sobie piosenki z niej przy podanych scenkach i naprawdę ładnie sie wtedy wszystko komponowało.

     Tak więc ogółem rzecz ujmując - co tu dużo mówić? Jak najbardziej polecam "odjechać" na kilka godzin z "Królową Lata" i obiecuję, że na długo zapamiętacie świat wrednych wróżek. Moja ocena to 7/10

wtorek

Przepowiednia - P.C. Cast

     Czy jesteście gotowi na wkroczenie do mitycznego Partholonu?

     "Przepowiednia" to pierwsza część nowej serii P.C Cast, współautorki serii Dom Nocy. Błędnie z początku oceniałam "Przepowiednię" na podstaie właśnie tej serii, którą P.C. Cast pisała wraz z córką, bowiem okazało się, że książka była znakomitą rozrywką na poziomie, skutecznie umilającą czas.

     W ciągu ostatnich w świecie książkowym rządzą wampiry, wilkołaki, anioły, mroczni łowcy... powieści takie jak ta są perełkami na rynku wydawniczym pozwalającymi od czasu do czasu oderwać się od monotonii i zagłębić w tajniki świata o jakim jeszcze nigdy nie słyszeliście, o jakim nigdy nie marzyliście. Z jakimi istotami spotykamy się więc w "Przepowiedni"? Myślę, że właśnie przez te postacie, tą książkę bardziej zaliczam do gatunku fantastyki, nie paranormal romance, bo dominują tam co prawda ludzie, jednak duża część społeczeństwa Partholończyków to centaury, czy też, jak Elphlame, główna bohaterka - pół centaur, pół człowiek, mieszańce, co mimo wszystko zdarza się niezwykle rzadko.

     El od początku egzystencji wstydziła się dolnej partii swojego ciała. Tej od bioder w dół - pokrytej gęstymi włosami a zakończonymi lśniącymi czarnymi kopytami, pozwalającymi dziewczynie być szybszej od człowieka, i sama wierzyła, że za jakiś czas, po wyczerpujących treningach będzie w stanie wyścignąć niejednego centaura. Matka Elphlame jest Umiłowaną Bogini Epony, tak więc jest uwielbiana przez całe społeczeństwo Partholonu, w przeciwieństwie do córki, która stroniła od ludzi i wcale nie chciała być na miejscu matki, która gotowa była je dla córki odstąpić. Tajemniczy, wewnętrzny impuls, od jakiegoś czasu każe El odbudować stary zamek należący do rodu MacCallan, w którym stulecie temu miał miejsce pożar. Dziewczyna razem z bratem, Cuchulainnem wyrusza więc doprowadzić go do użyteczności. Zatrudnia ludzi mających za obowiązek doprowadzenie zamku do stanu z jakiego Elphlame byłaby zadowolona i spisują się znakomicie. Okazuje się też, że Elphlame trafiła do zamku MacCallanów nie przez przypadek, bowiem, namaszczona przez Boginię, w końcu czuje obecność jej i innych duchów, które nie opuściły jeszcze murów zamku, chociażby byłego przywódcę Klanu, sprzed stu lat.
W zamku Elphlame w koncu zasmakuje przyjaźni, szacunku, miłości i namiętności... zakazanej oczywiście, nie mogłoby być inaczej. Fomorianinowie to wymarła już rasa demonów, siejących spustoszenie drapieżników łaknących krwi jak najsoczystszego z owoców. Gdy Elphlame pewnego razu podczas biegania zalicza ciężki upadek, właśnie taki Fomorianin... a raczej pół Fomorianin, pół człowiek, pomaga jej. El kilka razy sekretnie się z nim spotyka i w końcu pomiędzy nimi nawiązuje się więź. Mocne uczucie.. ale czy przetrwa, wystawione na ciężką próbę?

     Narracja książki jest trzecioosobowa, co wydaje się dość miłą odmianą od książek coraz częściej wydawanych w narracji pierwszoosobowej i oczywiście kobiecej, do tej pory spotkałam się bodajże z jedną książką, która opowiedziana była przez chłopaka. Obszerna ksiązka, nie kończąca się w dwie godziny po rozpoczęciu, z niebanalnymi bohaterami z którymi wprost nie da się nie utożsamić... czego jeszcze chcieć? W dobrej książce jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jest przerzucanie kartek, łaknąc wiecej tekstu, robiac to coraz bardziej niecierpliwie, jednak w tej powieści nie chciałam przerzucać tych stron, gdyż wiedziałam, że im częściej i szybciej będę to robić, tym szybciej książka się skończy i tak własnie si stało- przygody El, Cu oraz ich przyjaciół i wrogów skończyły się jak biczem, ale mimo to przygodę jaką przeżyłam z bohaterami "Przepowiedni" zapamiętam na długo. Bardzo podobało mi sie to, że autorka w pewnym sensie uczyniła z postaci drugoplanowych tak ciekawych bohaterów, że czasem tylko czekaliśmy na rozwój wydarzeń z nimi związany. Do gustu szczególnie przypadła mi Brenna oraz Cu, a ich związek był jak wisienka na ciastku z kremem, za to "Przepowiednia" nalezy do jednaj z niewielu książek, gdzie głóna rola męska (choć w wypadku tej powieści można by powiedzieć, że głónym bohaterem jest Cuchulainn, którego, dzięki Bogini, było bardzo dużo) średnio przypadła mi do gustu. Nie, żebym nie lubiła Lochlana, ale po prostu nie miał zadziornego charakterku, który uwielbiam u chłopców.

     Podczas czytania tej książki miałam od czasu do czasu po prostu ochotę zamknąć ją na chwilę i... przytulić. Przytulić i porozmyślać, jak to by było, gdybym znalazła sie na miejscu Elphame, co ona musi przeżywać. Zakończenie, chociaż nie tylko zakończenie, wywołało u mnie potok łez, co ostatnio przy książkach zdarza mi się niezmiernie rzadko, jednak ta, niezwykle mocno mnie poruszyła. Trzeba dziękować wydawnictwu Mira również za niebanalną, estetyczną i przyciągającą wzrok okładkę, dzięki której może parę osób, które lubią osądzać książę po szacie graficznej, spotka się z naprawde ciekawą lekturą. Dla mnie ta książka była cudowna, wręcz możnaby rzec - bez wad. Nic, tylko polecać i dać ocenę 8/10.

Początek

Ten blog powstaje z myślą o moich zadatkach na przyszłą recenzentkę, gdyż chcę się w tym spróbować i no cóż - zobaczymy jak to wyjdzie :D
Postaram sie od czasu do czasu zrobić jakieś konkursiwo, ale to... za kilkaset wejść ;D
Pozdrawim i życzcie szczęścia :>