czwartek

Klucz - Marianne Curley

    "Niczego nie da się rozstrzygnąć bez wojny"

    "Klucz" autorstwa Marianne Curley to trzecia i zarazem ostatnia część serii "Strażnicy Veridianu" wydawanej nakładem wydawnictwa Jaguar od maja 2011 roku. Swoją przygodę ze "Strażnikami" zaczynałam dość dawno temu, a kontynuacja części pierwszej także była przeze mnie przeczytana dobre kilka miesięcy temu, a niestety, gdybym zawsze przed zapoznaniem się z dalszą częścią, czytała wszystkie poprzednie, życia by mi nie starczyło na przeczytanie wszystkiego co dobre. No ale w każdym bądź razie, zabierałam się za "Klucz" totalnie nie pamiętając co działo się w części poprzedniej, jednak czy to w czymś przeszkodziło? Zdecydowanie nie, wystarczyło kilka stron i już wszystko jasne.

    Po unicestwieniu Marduka, członkowie Straży znaleźli się w niezłych kłopotach, ponieważ wściekła Lathenia za wszelką cenę chce pomścić ukochanego i wypowiada naszym bohaterom ostateczną bitwę, której stawka jest na tyle ważna, aby zaryzykować. Jednak członkowie Straży bez dostępu do zbrojowni w tajemniczym Veridianie nie wiele mogą zdziałać, a, żeby ja otworzyć, potrzebny jest pewien klucz, którego nikt nie widział od dawien dawna. Ale czy bohaterowie dadzą sobie radę, wiedząc, że w ich szeregach jest szpieg? Kto zdradzi ich w momencie, kiedy będzie najbardziej potrzebny? Czy członkowie Straży wyjdą z tego starcia w jednym kawałku? Czy czytając "Strażników Veridianu", z góry przesądzony jest happy end?

    Teraz niesamowicie "modne" zrobiło się robienie z trylogii niesamowitych tasiemców, które zazwyczaj po trzecim tomie tracą na jakości. Bardzo cieszy mnie to, że pani Curley wszystko pięknie zmieściła w trzech, masywnych tomach pięknie wszystko zakańczają, dając nam satysfakcjonujące zakończenie, które pozwala odłożyć książkę na półkę nie czując jakiegoś nie wiadomo jakiego niedosytu. W dodatku, tak jak w przypadku poprzednich tomów - mimo, że ta powieść jest dość masywnym tomiszczem o objętości ponad 500 stron, to zdecydowanie po przeczytaniu się tego nie odczuwa. Zaczynamy czytać, po chwili już setna strona, zaraz jesteśmy w połowie, a potem to już z górki i takim sposobem, książka została przeczytana w dwa szkolne dni, co jest naprawdę nie lada wyczynem i świadczy o tym, że od treści było naprawdę trudno się oderwać, a to niewątpliwie jest zaletą.

    Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że bohaterowie są bardzo udaną stroną tej serii. Są wyraziści, każdy jest inny, każdy potrafi czymś zaintrygować. Narratorami tej części są Matt i Rochelle, co trafiło do mnie, aczkolwiek chyba pod względem narracji najlepiej wypadła pierwsza część. W ogóle ostatnio zorientowałam się, że mam słabość do pierwszych części ;) Tak wiec co jeszcze do bohaterów - tak naprawdę to nie Trzeba nic dodawać, wszystko co było warte powiedzenia zostało już powiedziane. Marianne Curley pod tym względem odstawiła kawał dobrej roboty.

    Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną, to uważam tą okładkę za najbardziej udaną ze wszystkich trzech, naprawdę do mnie trafia i oddaje klimat książki a na półce także prezentuje się przyzwoicie, chociaż myślałam, że skoro okładka w kolorach czerwieni, to grzbiet też taki będzie a tu zaskoczenie - żółto-zielony. Ale i tak wygląda nieźle. Środkiem także czuję się zadowolona, bo spora czcionka, przez co szybko się czyta, oraz takiego rozmiaru jaki lubię, ale oczywiście to na co narzekam zawsze - mogłyby być skrzydełka. Ale da się przeżyć i bez tego.

    Podsumowując, "Klucz" jest naprawdę udanym zwieńczeniem trylogii o Strażnikach. Uważam, że Marianne Curley doskonale wszystko przemyślała i przez to mamy tak dobry efekt. Kończąc książkę jesteśmy usatysfakcjonowani, nie czujemy niedosytu, a końcówka, która wcale nie jest przesłodzona, także powinna usatysfakcjonować każdego. Tak wiec kończąc już mój wywód, mogę tylko polecić tą serię każdemu, kto lubi wypełnione akcją i przygodami powieści, od których trudno jest się w stanie oderwać, a oceniam na 8/10 :)



Trylogia "Strażnicy Veridianu":
1. Straż [recenzja]
2. Mrok [recenzja]
3. Klucz 


Oryginalny tytuł: The Key
Nr tomu w serii: III
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 08.08.2012r.
Ilość stron: 530
Cena detaliczna: 39,90


Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Wydawnictwu Jaguar! :)





wtorek

Wybranka bogów cz.1 i 2 - P.C. Cast

    "W kręgu mocy Partholonu"

    "Wybranka bogów" autorstwa P.C. Cast to już moje czwarte spotkanie z tą autorką. Poprzednie części serii "Partholon" - "Przepowiednia" oraz "Powołanie" bardzo, ale to bardzo przypadły mi do gustu, dlatego gdy tylko zobaczyłam "Wybrankę bogów" na półce w empiku, wiedziałam, że nie wiem jeszcze jakim sposobem, ale jakimś ta książka na pewno znajdzie się w moich rękach. I tak własnie się stało. Niedługo po tym jak dorwałam najnowsze książki P.C. Cast zabrałam się za ich czytanie i teraz po przeczytaniu  mogę powiedzieć dużo i to zrobię, ale warto wspomnieć, że podczas czytania zorientowałam się jak bardzo tęskniłam za Partholonem.

    Shannon Parker to zwyczajna nauczycielka angielskiego, którą własnie czekają dwa miesiące obijania się - wakacje. Jedyną atrakcją jakiej dziewczyna oczekuje jest aukcja antyków, które to bardzo lubi. Już przechadzając się wśród wystawionych przedmiotów ogląda sobie wyjątkową wazę. Jednak nie jest to waza wyjątkowa pod tym względem jak dla każdego kolekcjonera antyków - rysunek który na niej widnieje przestawia ją - Shannon! Dziewczyna zdecydowała, że musi mieć to naczynie za wszelką cenę. Los jej sprzyja i chwilę później wsiada do auta z zakupionym przedmiotem, jednak nie jest jej dane w spokoju dojechać do domu, bo... Po tym jak prawie oślepła i spłonęła znajduje się nagle w... Innym świecie! I to wszystko przez cholerną wazę. Jednak w tymże innym świecie zwanym Partholon nie jest taką zwykłą obywatelką a Wielką Kapłanką oraz wybranką bogini Epony nazywaną przez wszystkich Rhiannon. No a która kobieta nie chciałaby czasem pobyć trochę boginią i władczynią? Shannon szybko przypada do gustu dworskie życie, jednak co dziewczyna powie na poślubienie mężczyzny, który jest... centaurem? Czy będzie potrafią zachować swoją prawdziwą tożsamość w tajemnicy? Czy siły ciemności, które chcą zawładnąć Partholonem nie sprawią, że dziewczyna będzie uciekała gdzie pieprz rośnie?


    Narracja "Wybranki bogów" jest pierwszoosobowa, wydarzenia poznajemy z perspektywy Shannon i dzięki temu już na pierwszej stronie widać, że nie będzie to literatura wysokich lotów, a raczej miłe i zabawne czytadło, bowiem sposób w jaki Shannon opisuje nam świat przedstawiony w książce jest bardzo... luźny. Ale czy jest to wada? Nie powiedziałabym. Po prostu taki jest charakter tej książki, i nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej.

    W kwestii bohaterów pani P.C. nie za bardzo się wysiliła... Postaci mimo, że trochę jest, to nikogo nie poznajemy na tyle dobrze aby pałać do nich sympatią, czy też nie za bardzo, poza oczywiście głównymi bohaterami. Jednak, przez narrację pierwszoosobową, mamy wrażenie, że poznajemy tylko Shannon, która co prawda przypadła mi do gustu, no ale co za dużo to niezdrowo, chętnie poznałabym lepiej także innych bohaterów.

    Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to nie mam zastrzeżeń co do okładki, jak i treści w środku, jednak szkoda, że grzbiet nie został zrobiony w takim samym klimacie jak poprzednie części serii, bo nie wygląda tak ładnie jak chciałabym aby wyglądało, aczkolwiek jestem w stanie to przeboleć. Cała "Wybranka bogów" została podzielona na dwie części, czego nie uważam za zabieg konieczny, bo całość miałaby jakieś 700 stron, jednak, rzeczywiście, podzielone na dwa jest o wiele bardziej poręczne i zmieści się do większej ilości torebek ;)

    Podsumowując, przy "Wybrance bogów" spędziłam naprawdę przyjemne chwile, jednak nie czułam w przypadku tych książek takiego "łał" jak było przy "Przepowiedni" i "Powołaniu", nie wiem dlaczego. Może byłą trochę zbyt przesłodzona? Schematowa? Ale nie zmieniło to faktu, że czytało się naprawdę fajnie i nie żałuję czasu spędzonego przy tych książkach, choć nie wydaje mi się, żebym miała kiedyś do nich powrócić. Dla obu części 7/10 no i polecam każdemu, kto ma ochotę na lekką, odprężającą lekturę, która czasem wywoła uśmiech na twarzy, a czasem zasmuci. Myślę, że przypadnie do gustu dużemu gronu odbiorców :)



Seria "Partholon":
1. Przepowiednia [recenzja]
2. Powołanie [recenzja]
3. Wybranka bogów cz. 1 i 2
4. Divine by Choice
5. Divine by Blood


Oryginalny tytuł: Divine by Mistake
Nr. tomu w serii: III
Wydawnictwo: Mira
Data wydanie: 25.07.2012r.
Liczba stron: 417/368
Cena detaliczna: 29,90/29,90


Za książki dziękuję Wydawnictwu Mira!


niedziela

Szaleństwo elfów - Karen Marie Moning

    "W nocy zasady przestają obowiązywać"

    "Szaleństwo elfów" autorstwa Karen Marie Moning to już trzecia część przygód MacKayli - młodej widzącej sidhe, która po śmierci siostry wyrusza do mrocznego Dublina aby ja pomścić. Kroniki Mac O'Connor są jedną z tych serii, gdzie głównie mamy do czynienia z napięciem i oczekiwaniem... Uwielbiam takie klimaty, dlatego od samego początku wiedziałam, że ta książka to będzie coś dla mnie. Jakie są moje wrażenia po trzeciej z pięciu części przygód naszej różowiutkiej bohaterki?

    Niedługo po wydarzeniach z poprzedniej części MacKayla dostaje pocztą kartkę wyrwaną z dziennika Aliny. Dziewczyna jest zaskoczona słowami i przemyśleniami siostry, które w ogóle nie pasowały do tego, jaką była ona osobą. Mac świecie wierzy, że odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania da jej Sinsar Dubh - mająca miliony laty księga, która powoduje u dziewczyny niesamowite bóle, gdy tylko znajduje się w jej pobliżu. Mac odkrywa, że Sinsar Dubh wcale nie jest zwyczajną książką, którą po prostu można ukraść, a żyjącą istotą. W dodatku niesamowicie przerażającą. Sprawy także nie ułatwia pewien inspektor, który spróbowawszy raz zakazanego owocu, chce go więcej, elf seksualny zabójca na ogonie, tajemniczy Barrons, który czasem ją przeraża, a czasem wywołuje całkiem inne emocje, oraz nie możemy także zapomnieć o Rowenie - przywódczyni widzących sidhe w opactwie, oraz Christian MacKeltar - niesamowicie przystojny wykrywacz kłamstw. Czy Mac sama ze swoją włócznią da radę się ze wszystkim uporać? 

    Autorka zrobiła z tą seria coś, przez co jestem naprawdę pełna podziwu. Ta seria ma 5 części, a przez te wszystkie 5 części ciągnie się ten sam wątek, ta sama historia, autorka jedynie dodaje poszczególne "dodatki". To jest naprawdę godne podziwu, że mimo tego iż prawie nie mamy do czynienia z nowymi wątkami, historia z książki na książkę robi się coraz ciekawsza, kiedy to zazwyczaj jest na odwrót. Pani Moning zdaje się mieć zawsze asa w rękawie, i jakoś potrafi utrzymywać przed czytelnikiem tajemnice i pytania, na które czytelnik jest tak żądny odpowiedzi, że czyta książkę wprost błyskawicznie. Bo ja dosłownie nie mogłam się od "Szaleństwa elfów" oderwać.

    Bohaterowie w tej historii są bardzo różnorodni i dobrani w pewnych momentach na zasadzie kontrastów. Popatrzmy chociaż na Mac i Barronsa. On mroczny, tajemniczy, skrywający sekrety, traktujący Mac jak dzieciaka, zawsze opanowany i profesjonalny. Za to Mac - rozszalała fanka różku, o umyśle dziecka, jednak kiedy trzeba umiała twardo stąpać po ziemi, czas spędzony w Dublinie zdominowanym przez istoty z którymi nikt nie chciałby mieć do czynienia, czegoś ją nauczył. Jednak mimo, że ta dwójka jest swoimi całkowitymi przeciwieństwami, to pasują do siebie idealnie! Im dalej w las, tym więcej postaci, naturalnie. Mamy Vlane'a - elfa seksualnego zabójcę, który także chce zgarnąć Sinsar Dubh z pomocą MacKayli, a przy tym widać, że ma z Barronsem jakieś niewyrównane rachunki. Mamy też do czynienia z przesympatyczną młodą, czternastoletnią widzącą sidhe - Dani, która dla Mac staje się bliska, niczym siostra. Jest także detektyw Jayne, który zaczyna nękać Mac, a jej niespecjalnie się to podoba, oraz Rowena - przywódczyni w opactwie, która w MacKayli widzi wroga i nikogo więcej. Ogólnie rzecz biorąc uważam, że kreacja bohaterów jest bardzo mocną strona powieści, i cieszę się, że autorka solidnie podeszła do tej kwestii, pozwalając nam utożsamiać się z bohaterami, przeżywać przygody razem z nimi i śmiać się z ciętych dialogów, które bardzo często doprowadzają co najmniej do szerokiego uśmiechu.


    Co do okładki to cóż, szału nie ma ale ładnie się prezentuje. Ma ukochane przeze mnie skrzydełka, na półce wygląda wyśmienicie i cała ogólnie wygląda bardzo porządnie. Co prawda wolałabym, gdyby wydawnictwo przynajmniej dało kolorystykę taką jaka jest w oryginale, czyli fioletową, ale nie wiedzieć czemu, zmienili na pomarańcz... No cóż, jak mus to mus.

    Nie podchodziłam do przeczytania tej części z ogromnym entuzjazmem, a to dlatego, że zapomniałam już jak dobrze się bawiłam przeżywając przygody razem z Mac. Tak naprawdę chyba dopiero w tej części wszystko na dobre się rozkręciło, a to zakończenie... No po prostu jakaś masakra! Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tak bardzo chciałam dorwać jakąś książkę jak czwartą część "Kronik Mac O'Connor". Serię polecam każdemu kto lubi wciągające, nietuzinkowe powieści z rewelacyjnymi bohaterami i niesamowitą atmosferą! A ocena tejże części moi państwo... 9,5/10 :)



Kroniki Mac O'Connor:
1. Mroczne szaleństwo [recenzja]
2. Krwawe szaleństwo [recenzja]
3. Szaleństwo elfów
4. Dreamfever
5. Shadowfever


Oryginalny tytuł: Faefever
Nr. tomu w serii: III
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 27.07.2012r.
Liczba stron: 420
Cena detaliczna: 35 zł


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG!

    

piątek

Uniesienie - Lauren Kate

    "Niebo jest ciemne od skrzydeł..."

     "Uniesienie" to czwarty, a za razem ostatni tom z serii "Upadli", których to pierwszy tom mogliśmy czytać ponad dwa lata temu, chociaż wydaje się jakby to wcale nie było aż tak dawno temu. Cieszę się, że dotrwałam do końca tejże serii. Pamiętam, jak pierwsza mnie zachęciła, druga zniechęciła, trzecia na powrót zdecydowanie zachęciła, dodatek "Zakochani" co prawda nieco osłabił mój entuzjazm, ale nie oznaczało to, że nie chciałam sięgnąć po "Uniesienie". Czy zakończenie tej serii było satysfakcjonujące, czy raczej mogło być lepiej?

    Miłość Luce i Daniela objęta jest przekleństwem, które nie pozwala im ze sobą być, ponieważ dziewczyna zawsze w okolicach siedemnastego  roku życia umiera, co nie daje ten dwójce szansy na życie razem. Jednak za każdym razem się odradza. We wcieleniu, które razem z Lucindą śledzimy w "Upadłych", dwójka młodych kochanków robi wszystko aby walczyć z klątwą. O ile w "Namiętności", która bardzo mi się podobała, mogliśmy śledzić inne wcielenia Luce z jej perspektywy, tak teraz dziewczyna razem ze swoim ukochanym podróżuje w przeszłość. Czy dwojgu zakochanych w sobie ludzi może coś przeszkodzić? Czy znajdą miejsce Upadku, o którym już nikt nie pamięta? Czy uda im się zdjąć klątwę z dziewczyny, czy po raz kolejny Daniel będzie musiał obserwować, jak ginie mając zaledwie siedemnaście lat?

    Podczas czytania tej książki nie można oprzeć się wrażeniu, że po prostu czuć ten nadchodzący koniec. Moim zdaniem bardzo dobrze, że ta seria się już skończyła. Ogólnie, przygoda z "Upadłymi" była dość... różnorodna. Raz mi się podobało, raz niemalże cierpiałam katusze, a jeszcze innym razem już w ogóle byłam zachwycona. Nie wiedziałam z jakimi emocjami spotkam się po przeczytaniu tejże książki. Nie wiedziałam czego się spodziewać na koniec, chociaż w sumie po części się trochę tego domyślałam, jednak i tak można w sumie powiedzieć, ze byłam zaskoczona. Mimo, że całą książką zachwycona specjalnie nie byłam, to myślę, że jednak warto przeczytać i tę część jak już się brało za pierwsze.

    Jeśli chodzi o bohaterów, to myślę, że nie ma się tutaj co rozprawiać, prawie cały czas mamy do czynienia z tymi samymi postaciami, ale, prawdę powiedziawszy, chciałabym aby było ich jednak trochę więcej. W szczególności z resztą Cama, którego autorka nam pożałowała, a wielka szkoda, bo lubiłam jego postać od samego początku i żałuję, że miał w tej części taki mały wkład. Do grona upadłych, wygnańców, prastarych oraz pewnej śmiertelniczki z tendencją do umierania co siedemnaście lat dołącza także Dee, której po prostu nie da się nie lubić i która także coś niecoś namiesza. Ogólnie rzecz biorąc, mamy w tej serii do czynienia z wieloma postaciami i nie sposób o każdym coś napisać, jednak mogę powiedzieć, że ten "sektor" autorka zrobiła tak, że myślę, że wszystkich usatysfakcjonuje.

    Jeśli chodzi o oprawy graficzne, to naprawdę uwielbiam te okładki. Od pierwszej po ostatnią trzymają poziom i prezentują się wyśmienicie, oraz są już zdecydowanie rozpoznawalne, przynajmniej w blogowym świecie. Oczywiście na półce także bardzo przyzwoicie wyglądają i ogólnie można powiedzieć, ze oprawy są dużym plusem. 

    Podsumowując, przygoda z "Upadłymi" nie była może czymś o czym po przeczytaniu będę jeszcze długo intensywnie rozmyślać, ale niewątpliwie była przyjemna i raczej nie żałuję spędzonego czasu. Zakończenie mnie usatysfakcjonowało i odłożyłam ostatnią część serii Lauren Kate na półkę nie czując niedosytu, co także uważam za plus. Czy polecam zapoznanie się z tą serią?  W sumie to tak, czemu nie, o ile tylko ktoś ma ochotę nadrabiać wszystkie tomy to polecam :) A ostatniej części daję ocenę 7/10.



Seria "Upadli":
1. Upadli
2. Udręka
3. Namiętność [recenzja]
3.5. Zakochani [recenzja]
4. Uniesienie


Oryginalny tytuł: Rapture
Nr. tomu w serii: IV
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 27.06.2012r.
Liczba strona: 464
Cena detaliczna: 35,90

    
Egzemplarz otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MAG za co serdecznie dziękuję.




    

czwartek

Kroniki krwi - Richelle Mead

    "Nigdy nie zadawać się z wampirami."

    Richelle Mead jest jedną z moich ulubionych autorek. Mimo że jej lektury są dość niezobowiązujące, to niesamowicie przyjemnie się je czyta, o czym świadczy to, że przeczytałam prawie wszystkie z jej książek, jednak jak się okazuje - żadnej nigdy nie zrecenzowałam. "Kroniki krwi" to nowa seria tejże autorki, która przybliży nam losy postaci z "Akademii wampirów", jednak tych bardziej pobocznych. Mamy szansę dowiedzieć się co teraz przytrafi się sympatycznej, osiemnastoletniej alchemiczce Sydney, oraz aroganckiemu pijakowi - Adrianowi, którego w "Akademii" darzyłam niezwykłą sympatią. Czy "Kroniki krwi" będą w stanie dorównać poziomowi innej serii autorki? Czy warto zaczynać przygodę z tą serią?

    Sydney jest młodą, ale doświadczoną alchemiczką, która przez to, że pomogła Rose Hathaway w czymś do czego nie powinna się mieszać, popadła w niełaskę, jednak teraz potrzebny jest ktoś o odpowiednich kompetencjach, aby czuwał nad morojską księżniczką - Jill Dragomir, której zagraża niebezpieczeństwo. Sydney wyjeżdża do słonecznego Palm Spring, terytorium Keitha - alchemika, który popadł w niełaskę, ale tylko w jej oczach. Dla innych był złotym chłopcem. Zadanie dziewczyny początkowo miało polegać tylko na tym, aby dzielić pokój z morojką oraz czuwać nad jej bezpieczeństwem, lecz najemnicze incydenty w okolicy sprawiły, że Sydney miała na głowie więcej niż sama by chciała. Do tego sytuacji nie poprawia fakt, ze Keith śledzi każdy jej ruch, a arogancki i nieodpowiedzialny Adrian Iwaszkow cały czas czegoś od niej chce. Czy w takiej sytuacji da się wszystko wyjaśnić, cały czas chłodno i ozięble traktując wampiry? Czy może stwierdzenie "miłośniczka wampirów" mimo tego, że bluźniercze, jest jednak trochę prawdziwe? Czy Sydney znajdzie w Jill przyjaciółkę? Czy tajemnicze srebrne i miedziane tatuaże, jakie mają uczniowie Amberwood to robota dla alchemików, czy po prostu sposób na zbijanie kasy od naiwnych dzieciaków? Kto podcina gardło dziewczętom, do sucha wysuszonym z krwi? Czy zwykłą, ludzka nastolatka będzie to wszystko w stanie wyjaśnić, mając ze sobą jedynie parę osób, którym naprawdę może zaufać?

    Mimo, że "Akademię wampirów" czytałam już dość dawna i nie wszystko pamiętałam tak jak bym chciała, to, chcąc, nie chcąc, "Kroniki krwi" automatycznie porównywałam do tejże serii. Zacznijmy od bohaterek. Prawdę mówiąc obie lubię. Nie są szablonowe i nudne, jednak bardzo podobne. Gdyby zmienić imię Sydney na Rose to nikt by się nawet nie zorientował, że to jakaś inna osobowość. Jednak mimo tego, jednak to Sydney mnie bardziej urzekła. Nie wiem czemu, po prostu uważam, że dogadałabym się z nią lepiej niż z Rose. Jak dla mnie największym plusem było to, że autorka zrobiła z mojego ukochanego Adriana postać pierwszoplanową. W "Akademii" wiecznie ubolewałam nad tym, że Rose mając pod ręką Adriana nie wykorzystała go jak trzeba, jednak autorka całkowicie mnie zadowoliła umieszczając jego osobę w tejże książce. Po prostu wisienka na torcie! 

    Bohaterów mogliśmy poznać naprawdę wielu co mnie zdziwiło, bo po skończeniu książki wcale nie miałam uczucia ich przesytu. Poza główną bohaterką i Adrianem, o których swoje zdanie już powiedziałam mieliśmy jeszcze do czynienia z Jill - nastoletnią morojską księżniczką, która na czas misji stała się współlokatorką Sydney, Eddiem - strażnikiem Jill, damirem, Micahem - przyjacielem z kampusu, Lee - chłopakiem Jill oraz chociażby Keithem - alchemikiem, który wcale nie ukrywał tego, że nie darzy Sydney sympatią. Poza tym mogliśmy jeszcze poznać panią Terwiliger, Treya, przyjaciółki z kampusu, oraz ktoś jeszcze na pewno by się znalazł. Ogólnie postaci były udane jak na książkę z takiego gatunku, wczułam się w to wszystko i przeżywałam razem z nimi. Szczególnie do gustu przypadł mi Trey, który myślę, że namiesza coś jeszcze w następnych częściach, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo autorka nie dała nam poznać go tak wnikliwie jak bym chciała. Sympatyczny wydawał mi się także Micah oraz Eddie, ale za to za Jill nie przepadałam. Była jakaś taka.... wiecznie skruszona, niezdecydowana, nieporadna. Nie lubię takich bohaterek. No ale i tak osobą, którą szczerze znienawidziłam był Keith. Był tak nieznośny, że aż czułam tą jego fałszywą aurę podczas czytania książki. Ale jednak nawet  to nie wystarczyło aby mnie zniechęcić.

    Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną to nie ma za bardzo na co narzekać - okładka całkiem ładna, Adrian ukazany wręcz idealnie, ozdobny napis z różami, który jednak złoty, jak w oryginale, wyglądał trochę lepiej. Jedyną rzeczą, której mi brakowało były skrzydełka. Czy tego chciałam, czy nie, po trzech dniach noszenia tej książki w torbie szkolnej, okładka nie jest w takim stanie jak bym chciała, jednak można to przeboleć. 

    Podsumowując, "Kroniki krwi" przerosły moje oczekiwania. Spodziewałam się niezobowiązującej książki, którą przeczytam i zapomnę ale chyba po prostu zapomniałam jak wciągające i ciekawe są książki Richelle Mead. Zdecydowanie polecam tę serię każdemu, kto czytałam "Akademię wampirów", ale nie tylko. Niekoniecznie trzeba znać tamtą serię aby czerpać przyjemność z czytania tej. Ja już wprost nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam drugą część, bo ta zakończyła się w taki sposób, ze dalsze scenariusze będę wymyślać, dopóki nie przeczytam drugiej części. Tak więc, mimo że chciałabym dać mniejszą ocenę, to nie mogę się powstrzymać i oceniam na 9/10, bo spędziłam z Syney i Adrianem naprawdę wyjątkowo miłe chwile. Jeszcze raz gorąco polecam i z niecierpliwością czekam na część następną!


Seria "Kroniki krwi":
1. Kroniki krwi
2. Złota lilia
3. The Indigo Spell 


Oryginalny tytuł: Bloodlines
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Data wydania: 05.09.2012r.
Ilość stron: 420
Cena detaliczna: 34,90 zł



Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza księgarnia, za co serdecznie dziękuję!


poniedziałek

Charlie - Stephen Chbosky

    "Drogi przyjacielu!"

    "Charlie" to pozycja, na która natknęłam się przeglądając książki w empiku. Długo snułam plany, co zrobić aby zaopatrzyć się w "Charliego" i aby jednocześnie moja kieszeń nie ucierpiała za bardzo, aż w końcu nadarzyła się okazja i dorwałam książkę w swoje ręce. Książka, którą pozyskałam z wymiany w serwisie lubimyczytać, była w bardzo średnim stanie, gdy ją otrzymałam i na początku mnie to trochę zniechęciło, jednak teraz, gdy znów mamy szkołę, ciężkie i grube książki są bardzo niepraktyczne w noszeniu w torbie, a że Charlie ma niewiele ponad 200 stron, niewiele myśląc, wzięłam go po prostu pewnego dnia do szkoły i tak czytałam parę dni codziennie w autobusie... No i powiem tylko, że bardzo się cieszę, że przeczytałam tę książkę w takim a nie innym tempie. Pozycjami o takiej tematyce trzeba się delektować, czytać je dokładnie, aby wszystko zrozumieć i myślę, że mnie się to udało.

    Charlie to zwyczajny piętnastoletni . Jako ktoś całkowicie anonimowy zaczyna pisać listy do tajemniczego Przyjaciela, chcąc zwierzyć mu się z całego życia, ze wszystkich problemów, ponieważ Charlie nikogo takiego nie ma. Jego własnymi oczami, w listach do Przyjaciela poznajemy codzienność tego z pozoru zwykłego piętnastoletniego chłopca - obserwujemy tam jak pozyskuje nowych przyjaciół, zakochuje się, próbuje nowych rzeczy, obserwujemy jego relację z rodzicami i wszystkie problemy nastoletniego życia, a to wszystko razem skumulowane może okazać się być za dużym ciężarem dla zwykłego nastolatka o umyśle dziecka.

    Zacznijmy od wad. Mimo że ta książka naprawdę zrobiła na mnie wrażenie, to nie można powiedzieć, że nie ma wad, bo, szczególnie na początku, było kilka rzeczy, które mnie bardzo irytowały. Po pierwsze - Charlie był niesamowicie, muszę użyć tego słowa, zacofany jak na nastoletniego chłopca. No ja rozumiem, że wtedy były jednak trochę inne czasy, no ale nie przesadzajmy - akcja książki nie dzieje się 100 lat temu tylko 21. Z chłopcami w wieku 15/16 lat mam styczność codziennie (niestety) i nikt z tych osobników nie byłby w pewnych sytuacjach takim... idiotą! No bo błagam, ten chłopak siedział w pokoju a obok niego, an łóżku była para w której chłopak gwałcił dziewczynę, a on się nawet nie zorientował co się dzieje! druga sprawa to narracja. Nie jest ona całkowicie minusem, bo jest po prostu inna, jednak gdy autor decyduje się na formę listu, musi liczyć się z tym, że cała książka musi być pisana językiem piętnastolatka i Chbosky'emu zdecydowanie się udało, jednak mimo że nadawało to charakter książce, to dla mnie chwilami było utrapieniem, bo po prostu nie podpasowało mi widzenie wszystko oczyma dziecka.

    Jak tak teraz patrzę na wady to sobie myślę, ze w sumie ich tam trochę jest... Więc co mi się w tej książce podobało? Po pierwsze - bohaterowie. Chwilami mnie trochę irytowali, ale byli bardzo różnorodni i widać, ze autor poświęcił dużo czasu na ich tworzenie. Nawet jeżeli zdecydowanej części nie lubiłam i ich zachowanie doprowadzało mnie do szału, to i tak plus. Pojawiła się w książce postać dziewczyny-przyjaciółki, przyjaciela-geja, przyjaciela-nauczyciela i złej-ale-jednak-nie-tak-złej-starszej-siostry, jak również bardziej pobocznych postaci nie zabrakło. Kolejną zaletą jest długość książki. Niektórzy mogą pomyśleć, że mówię tak dlatego, że chciałam ją jak najszybciej skończyć, ale to nie prawda. Po prostu, gdyby była dłuższa, byłoby już wrażenie, że wydarzenia są wplecione na siłę, a tutaj wszystko zostało idealnie dopracowane i naprawdę przyjemnie się czytało.

    Jednak skoro jesteśmy przy zaletach, to trzeba powiedzieć, że największą zaletą było chyba zakończenie. Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego na zakończenie tejże książki. Ostatnie kilkadziesiąt stron czytałam kilka razy ze łzami w oczach i na policzkach, bo naprawdę dawno nie czytałam książki która byłą tak smutna, ale jednocześnie... szczęśliwa. Jakkolwiek "Charlie" irytował mnie na początku, ostatnie strony wynagrodziły mi wszystko z nadwyżką.

    Co do oprawy graficznej... dość słabo pod tym względem. Okładka oraz  ogólna wizualność książki nie jest najwyższych lotów, a z tyłu nie ma nawet jakiegoś zachęcającego opisu, tylko informacja o ekranizacji z Loganem Lermanem w roli Charliego i Emmą Watson w roli Sam. Jedyna rzecz, która sugeruje nam o czym jest książka to tekst na okładce, jednak według mnie to za mało aby porządnie zachęcić.

    Według mnie "Charlie" jest czymś, z czym naprawdę warto się zapoznać i cieszę się, że miałam szansę się tym trochę podelektować. Teraz już wiem, że gdy narzekam na swoje problemy w domu, to tak naprawdę nie mam powodu do narzekań. Książkę Wam bardzo gorąco polecam, ale oceny nie wystawię. Po prostu... nie potrafię. 

PS: Dodam jeszcze, że książka u nas została wydana w tym roku - 2012 - a w oryginale napisana została w 1999r., więc 1991, w którym dzieje się akcja, dla nas jest dość odległą datą, ale autor pisząc tę książkę nie cofał się zbyt daleko w przeszłość :)

Oryginalny tytuł: Perks of Being a Wallflower
Nr tomu w serii: -
Wydawnictwo: REMI
Data wydania: 25.01.2012r.
Liczba stron: 225
Cena detaliczna: 24,99

A to zwiastun, który mnie osobiście bardzo zachęcił do obejrzenia filmu i na pewno to zrobię :) Chociaż, naturalnie, wszystkim najpierw polecam przeczytać książkę!



niedziela

Stosik sierpniowo-wrześniowy ;)

Witam, witam! 
No to szkoła się zaczęła. Automatycznie mniej czasu na wszystko, aczkolwiek jeśli ktoś codziennie wraca autobusem który jedzie 45min, to uda się coś przeczytać. W ciągu tego tygodnia szkolnego przeczytałam "Taką sobie wróżkę", której recenzja poniżej, "Nadciąga burza" oraz "Żelaznego księcia" i muszę powiedzieć, że każda z tych książek mi się podobała, wiec jeśli się za to zabiorę i napiszę recenzje, niestety nie będę umiała negatywnie o tych książkach mówić ;)

A tymczasem stosiki:


Od góry:

1. "Wrota" Milena Wójtowicz - kto kiedyś próbował zdobyć tę książkę, wie, że jest to trudne. Była ostatnio na allegro, ale bodajże za powyżej 80 zł, ja swój egzemplarz mam z wymiany na LC :)

2. "Zrodzony ze srebra" Patricia Briggs - piata część przygód Mercedes Thomson, kupiona zaraz po premierze i równie szybko przeczytana. Cała seria na półce prezentuje się po prostu bosko *.*

3. "Nadciąga burza" Robin Briges - miałam świra na punkcie zdobycia tej książki i nie wytrzymałam i kupiłam w empiku. Ale nie żałuję, nie zawiodłam się :)

4. "Reckless. Kamienne ciało" Cornelia Funke - czytałam bardzo dużo pozytywnych opinii na temat tej książki, wiec gdy nadarzyła się okazja wymiany na LC to nie zastanawiałam się zbyt długo :)

5. "Pierwsza noc pod gołym niebem" Agata Mańczyk - najlepsza młodzieżówka pod słońcem, czytałam ją kilka dobrych lat temu, a teraz wyczaiłam na fincie za 60 pkt.

6. "Trucicielka" Eric-Emmanuel Schmitt - wymiana na LC

7. "Charlie" Stephen Chbosky - od dawna na nią poluję, także wymiana na LC.

8. "Zmiennoskóra" Faith Hunter - oj coś czuję, że to będzie coś naprawdę dobrego. Kupione za pośrednictwem LC od Tali :)

9. "Nigdy i na zawsze" Ann Brashares - nigdy nie czułam potrzeby posiadania tej książki, ale jak zauważyłam w empiku z naklejką "-50%" to niewiele myśląc poszłam do kasy i teraz stoi na półce, ciekawe czy kiedykolwiek to przeczytam :D

10. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" E. L. James- nie ciągnęło mnie do niej, ale kurde, gdy się dowiedziałam, że to jest MOTU które zastąpiono innymi postaciami to zdecydowałam, ze jakoś to muszę skombinować, a w pewnym momencie w przedsprzedaży na empik.com była ta książka za zaledwie 27 zł, więc kupiłam :) 

11. "Nieziemska" Cynthia Hand - mam "Anielską" to i "Nieziemską" musiałam kupić :) 11 zł na allegro.

12. "Sovay: Przygody pięknej rozbójniczki" - za 6 zł w matrasie, myślę, że będzie naprawdę fajna ;)


Od góry:

12-17. "Kuroshitsuji t. 1-6" Yana Toboso - jedna z najlepszych mang jakie czytałam. Tom pierwszy od wydawnictwa Waneko, drugi, trzeci i czwarty z wymiany na LC, piąty kupiony w matrasie, a szósty w empiku ;)

18. "Vassalord" Nanae Chrono - całkiem fajna manga, taka trochę dziwna, ale czyta się przyjemnie i bardzo podobała mi się kreacja postaci :)

19-20. "Princess Ai t.1-2" - z finty.

21-27. Saga o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego - Niesamowicie mi się opłacało, bo za te siedem książek dałam tylko 3 swoje! :D Ogólnie to stan nie jest idealny, ale to wydanie które chciałam no i... to jest Wiedźmin no! Zawsze chciałam go mieć w komplecie ^^

Nie ma na zdjęciu, ale mam jeszcze:

28. "Uniesienie" Lauren Kate - od wydawnictwa MAG

29. "Szaleństwo elfów" Karen Marie Moning - trzecia część przygód Mac i Barronsa, za co też muszę się jak najszybciej zabrać, bo ta seria jest jedną z moich ulubionych!

30. "Istota cienia" - Susanne Rauchhaus - jakoś mnie do niej nie ciągnie, wymiana na LC.

Oczywiście nie ma opcji abym to wszystko przeczytała we wrześniu :D Za wiedźmina wezmę się dopiero jak będą jakieś ferie, święta, albo może nawet w następne wakacje, jakichś książek stąd zapewne nawet nie przeczytam, a kilka jest przeczytanych :) Ale wiem, ze na pewno we wrześniu muszę zaliczyć "Pięćdziesiąt twarzy Greya", "Charlie" i najlepiej gdyby jeszcze chciało mi się zabrać za "Wrota" czy "Reckless", bo tych książek najbardziej nie mogę się doczekać :D

I jeszcze dodam, że obejrzałam wczoraj bardzo sympatyczny film - "Ted". Od zobaczenia zwiastuna niesamowicie chciałam go obejrzeć, i był naprawdę fajny, tylko cały humor był trochę zepsuty przez tą wielką miłość głównego bohatera. Ale i tak zdarzyło mi się uronić łezkę i śmiać się, gdy Ted wkraczał do akcji :D Byłam także w kinie na "Meridzie walecznej" - także całkiem sympatyczna bajka, bardzo mi się podobała, a klimatem przypominała trochę "Jak wytresować smoka", a więc bardzo pozytywnie.


No to trzymajcie się i tym, którzy przeżyli właśnie swój pierwszy tydzień szkoły - żebyście wytrzymali cały rok, czego życzę także sobie :D

piątek

Taka sobie wróżka - Janette Rallison

    "Wszystko na opak"

    "Taka sobie wróżka" autorstwa Jannette Rallison, to książka, która mimo że sprawia wrażenie zwykłej młodzieżówki, cieszy się wieloma pozytywnymi opiniami. Chciałam ją przeczytać od bardzo dawna, ale jakoś tak nigdy nie mogłam się za to zabrać... Okazja nadarzyła się gdy wyczaiłam tę książkę na stronie finta.pl za przyzwoitą ilość punktów, więc niewiele myśląc zamówiłam ją. Czekałą trochę na półce na swoją kolej, ale w końcu się doczekała przeczytania... Więc co może się kryć pod tą niepozorną okładką?

    Savanna Delano nie zajmuje pierwszych miejsc w olimpiadach matematycznych, nie jest zbyt zorganizowana, ani poukładana. Jest zwyczajną szesnastoletnią licealistką z przystojnym chłopakiem... Ale tylko do czasu, gdyż Hunter - wcześniej wspomniany chłopak - rzuca ją dla jej starszej, poważniejszej i inteligentniejszej siostry, Jane. Savanna po tym zerwaniu jest zdruzgotana i zdenerwowana na tę dwójkę. niespodziewanie, gdy jak gdyby nigdy nic wchodzi do pokoju zastaje na swoim łóżku... dziesięciocentymetrowego krasnala! Ten tłumaczy jej, że czeka na tak zwaną Chryzantemową Gwiazdę, która to będzie jej taką sobie wróżką i spełni jej trzy życzenia. Gdy Chryzantemowa Gwiazda, inaczej Chrissy, przybywa na miejsce, Savanna nie czeka długo na wypowiedzenie pierwszego życzenia... Lecz niespodziewanie przenosi się ona w średniowiecze, do czasów Kopciuszka, a przecież całkiem nie o to jej chodziło! Teraz, przez to, że Chrissy nie bardzo uważała na lekcjach w Akademii Wróżek, Savanna oraz jej przyjaciele będą mieli niemałe kłopoty, z których wykaraskać się bez szwanku będzie bardzo trudno... Jak poradzą sobie licealiści przeniesieni nagle z XXIw. do średniowiecza, gdzie nawet zwyczajna kąpiel była luksusem? 

    Gdy patrzymy na książkę, na okładkę, potem czytamy opis, to na pierwszy rzut oka wydaje nam się, że "Taka sobie wróżka" to jakaś zwykła młodzieżówka. Nic bardziej mylnego. Ta książka po prostu ma to COŚ. Ogromna dawka humoru, sarkazmu, niesamowicie ciekawy pomysł na fabułę, za którzy autorkę szczerze podziwiam, oraz kilka drobnostek takich jak mało opisów, dużo dialogów, język, przez który powieść czyta się w tempie błyskawicznym oraz chociażby to, że wciąga już od pierwszych linijek, co jest teraz niestety ale coraz rzadsze. Narracja, wyłączając pierwsze kilkanaście stron jest pierwszoosobowa, poznajemy wydarzenia z perspektywy Savanny, i prawdę mówiąc, nie przeszkadzało mi to.

     Tak myślę sobie teraz o postaciach i powiem szczerze, że przy tych pierwszych stronach, kiedy to czytaliśmy raport Chryzantemowej Gwiazdy na temat dziewcząt, zdecydowanie bardziej polubiłam Jane - inteligentniejszą, bardziej ułożoną i starszą siostrę, Savanna wydawała mi się wtedy taka trochę pusta, jednak gdy już poznałam myśli tej dziewczyny, naprawdę ją polubiłam. Rzecz jasna, nie przestałam lubić Jane, chociaż było jej już potem, tak samo jak Huntera bardzo mało. Bliżej mamy okazję poznać jeszcze Tristana - chłopaka ze szkoły Savanny, który przez przypadek trafia do średniowiecza, oczywiście przez nieprzemyślaną decyzję Savanny. Bardzo Tristana polubiłam - na początku był takim zwykłym, uprzejmym chłopakiem, jednak z czasem nabrał jako takiej męskości i naprawdę mi się spodobał. Dodatkowo mamy jeszcze parę postaci jak krasnal, czy Chrissy oraz ludzie ze średniowiecza, jednak nie ma co się nad nimi zbytnio rozczulać.

    Oprawa graficzna, to chyba najgorsza część książki. Okładka nie podoba mi się ani trochę, grzbiet wygląda tak sobie, bo tytuł widać tylko pod światło, a czcionka mimo, że fajna to bardzo blada, w niektórych miejscach były wręcz jakby "niedokończone" litery. Przydałyby się jeszcze skrzydełka, ale ogólnie, gdy książkę bierze się w rękę, odnosi się wrażenie, że jest dość solidnie zrobiona, wiec nie ma nad czym rozpaczać. Też trochę irytujące jest to, że na tyle, pod opisem reklamę mają jakieś młodzieżówki dla jedenastolatek od tej samej autorki i ktoś patrząc na to może odnieść wrażenie, że to są książki podobne, i rezygnując z zabrania się za "Taką sobie wróżkę" traci możliwość zapoznania się z rewelacyjną książką!

    Podsumowując, powieść Janette Rallison naprawdę mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się, że będę tak dobrze się bawić przy czytaniu "Takiej sobie wróżki"! Jest to co prawda niezobowiązująca lektura, która do literatury nic nowego nie wnosi, ale autorce należą się pokłony za nowatorski pomysł i ciekawe rozwinięcie akcji w taki sposób, że czytelnik nie może się oderwać, gdy już zacznie czytać. Jestem pewna, że kiedyś wrócę do tej książki,a  tymczasem zacieram ręce polując na część następną, która ponoć jest jeszcze lepsza! Zobaczymy co Chrissy zmajstruje nam tym razem. Osobiście bardzo, ale to bardzo polecam i nie mogę dać niższej oceny jak tylko 9/10!

Oryginalny tytuł: My Fair Godmother
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Akapit Press
Data wydania: październik 2010
Ilość stron: 384
Cena detaliczna: 29 zł

Następną część "Prawie dobrą wróżkę" nie mogłam się powstrzymać i już zamówiłam z empiku, nie mam cierpliwości aby czekać na jakąś promocję. To już chyba uzależnienie x_x



poniedziałek

Wyniki konkursu :)

Bardzo przepraszam, że musieliscie czekac na wyniki tak długo, ale aktualnie nie mam dostępu do komputera i tutaj też, bez przedłużania:



Dostałam naprawdę sporo zgłoszeń, wiec było co przeglądać. Zwycięzcę pierwszego konkursu, ze zgadywaniem daty urodzin było mi wybrac najłatwiej. W poprawną odpowiedz trafila Emilia z  Krakowa, gratuluję! Poprawną datą jest 1 września. Bardzo duzo osob celowało w sierpień i bardzo duzo osób było blisko, no ale niestety :)

W drugim konkursie dostalam naprawdę sporo ciekawych haseł, jednak jedno, niepozorne wysłane przez Natalię A. Z Ustki w szczególności mi się spodobalo, mianowicie "Sit and wait, I'll tell you a fairytale", i taki własnie będzie teraz tytuł mojego bloga, gratuluję i dziękuję :)

W trzecim konkursie zwycięzce było mi wybrac najtrudniej, bo dostalam naprawdę mnóstwo przeróznch zgłoszeń, podobało mi się ich naprawdę dużo i wybór był ciężki, ale po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam, że nagrodzę pracę przy która urzekła mnie w swojej prostocie, rozbawiła i przypomniała jak dobrze się bawiłam cytając książki z serii Żelazny Dwór. Autorką tej pracy jest Elen, tak więc gratulacje :)

To by było na tyle :) Bardzo dziękuję za wszystkie zgłoszenia i wszem i wobec ogłaszam, że następny konkurs już niebawem, tylko muszę pomyśleć nad zadaniem konkursowym :D

PS: W najbliższym czasie wątpię aby pojawiła się jakaś recenzja bo nie mam dostępu do komputera :C

Trzymajta się!