wtorek

Paranormalność - Kiersten White


     "Zapisany słowami dowód na to, że blondwłose dziewczyny kochające róż nie muszą być puste"

     "Paranormalność" tytułem wprost mówiącym o czym będzie książka oraz, śliczną okładką wpadła mi w oko jeszcze przed tym jak została wymiana i postanowiłam, że muszę ją mieć. Los się do mnie uśmiechnął, bo po niedługim czasie od premiery udało mi się ją zdobyć, chociaż z przeczytaniem musiała poczekać na swoją kolej. Przygody Evie pochłaniałam z prędkością światła i gdy przeczytałam ostatnią stronę pomyślałam sobie "Dlaczego nie mam na tyle silnej woli aby zachować się jak Georgina Kincaid* i czytać pięć stron książki na dzień?". No ale nie ważne. Ważniejsze jest to, że przeczytałam tą książkę i mam zamiar podzielić się z wami wrażeniami.

     Evie na co dzień pracuje dla Międzynarodowej Agencji Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi (zwanej dalej MANIP) której zadaniem jest chronić paranormalnych. Od zawsze uważała, że jest zwyczajnym człowiekiem z niewielka namiastką sił paranormalnych, jednak czy wszyscy tak myślą? Czy przypadkiem nie wolą klasyfikować jej jako nieszkodliwy paranormalny, który przypomina człowieka bardziej niż inne gatunki? Evie nie marzy o niczym innym jak tylko chodzeniu do normalnej szkoły, posiadaniu zwykłych przyjaciół, chodzeniu do liceum, posiadaniu szafki i prawo jazdy. Tu można przytoczyć pewien cytacik z książki, który należy do moich ulubionych (niepotrzebne opisy wycięte) oraz fakt, że Evie miała bzika na punkcie szafek szkolnych, których się naoglądała w ulubionym serialu.

(...) - No dobrze, odłóżmy na chwilę wierszowane proroctwa i stukniętych elfów natrętów, chciałam zapytać o coś ważnego.
- No?
- Masz prawo jazdy?
Parsknął śmiechem
- I to ma być ważne?
- No pewnie! Zabiłabym za prawo jazdy! <kawałek niepotrzebnej wypowiedzi Evie>
- <kawałek niepotrzebnej wypowiedzi Lenda> A wracając do twojego pytania, tak, mam prawo jazdy.
- Rany, to musi być super...
- Mniej więcej tak jak posiadanie szafki. Czasem wkładam prawo jazdy do szafki i to jest taki odjazd, że aż się boję, że w końcu eksploduję od nadmiaru odjazdowości. (...)**

     Ni stąd ni zowąd pojawia się w jej życiu a także za kratkami MANIP-u tajemniczy Lend zwany przez niektórych Wodnym Chłopakiem. Potrafi przybierać kształty przeróżnych ludzi jednak nie potrafi skopiować jej oczu. Pomiędzy tą dziwna dwójką rodzi się uczucie a sprawy zaczynają się komplikować kiedy tajemniczy wierszyk, którego pierwsze wersy Evie znała "znikąd" przychodzą jej same - ot tak do głowy.

Oczy jak tającego śniegu strumienie,
zimna od rzeczy, o których nic nie wie.
Niebo w górze i piekło na dole,
płynne płomienie skrywają jej boleść
Śmierć, śmierć, śmierć niedająca ukojenia.
Śmierć, śmierć, śmierć nieprzynosząca wyzwolenia.***

     O kim on jest? Co zwiastuje? Przecież nie o Evie, cóż może mieć ona wspólnego ze śmiercią, śmierci, śmiercią? W takim razie kto, tak jak ona skrywa w sobie płynne płomienie? Kto ma oczy jak tającego śniegu strumienie? Kto stanowi dla nich wszystkich zagrożenie?

     Narracja w "Paranormalności" jest pierwszoosobowa ale nie mam zamiaru na to narzekać, bo Evie jest dziewczyną tak ciekawą, że nic tylko by się chciało ją poznawać. Ogólnie postaci były naprawdę miłe "dla oka". Dało się je bardzo ciekawie wyobrazić. Dajmy na to Lend. Jeszcze się z taką paranormalną istotą nie spotkałam! Świetny pomysł pani White którego, miejmy nadzieję, nikt nie skopiuje bo miło by było gdyby była taka jedna (chociaż nie mówię oczywiście, że takich nie ma) książka na rynku, że gdy ja przeczytamy to bardzo długo będziemy pamiętać, ze tak, syrena mówiąca przez komputer była w "Paranormalności"! Kwestia z ową syreną też była ciekawa. Alisha, najlepsza przyjaciółka Evie, syrena żyjąca w piętnastometrowm akwarium w biurze, idealna sekretarka mówiąca przez komputer. Po przeczytaniu "Żelaznego Króla" także elfy zdobyły moją nadzwyczajną sympatię i niezwykle się ucieszyłam, że w tej książce też występują. Reth, mimo tego jakim był suk... bip, nie wiem dlaczego ani jak, ale także zdobył moją sympatię. Jednak i tak najlepszy z nich wszystkich byli Lend i Evie, a jako para... mieszanka wybuchowa!

     Nie wiedzieć czemu, czytając z tyłu notatkę o autorce, po prostu już wiedziałam, że ją polubię. Kiersten White umiejętnie bawi się słowami, układając z nich zdania niczym różnokolorowe klocki lego - pozytywne i takie, że ciągle nam ich mało. Po przeczytaniu "Paranormalności" mogę oficjalnie stwierdzić, że powieści paranormal, które kończą się dobrze (mimo, że to dopiero pierwsza część z trylogii) i są napisane bardzo młodzieżowym językiem nie zeszły jeszcze na psy! Tylko czekać, aż wydawnictwa zajmą się wydawaniem kolejnych powieści tego typu których zapewne pełno jest w USA, chociaż ostatnio przyszła do nas moda na antyutopijną literaturę - co też nie jest złym posunięciem, bo są genialne, ale też potrafią pomieszać ludziom w psychice i zostawić z mokrymi policzkami. Ale o tym przy innej okazji.

     Co do oprawy graficznej, to niezmiernie się cieszę, że wydawnictwo Amber pozostawiło okładkę oryginalną, bo jest śliczna i wpadająca w oko, a oto właśnie chodzi! Tytuł książki niestety, ale czuję, że zachęcać będzie tylko i wyłącznie tych, którzy jeszcze nie mają dość paranormali, ale uważam, że jest dobry. Jednakże powiem wam jedną rzecz. Bardzo nie lubię, gdy na okładce pokazana jest, tak jak w tym przypadku właściwie całość tego jak wygląda dziewczyna okładkowa. Fajne jest coś takiego jak na przykład w "Odcieniu fioletu" czy "Wschodzącym księżycu" gdzie widać tylko fragment postaci, lub jakąś część jej ciała, bo nie mamy z góry narzucone jak wyobrazić sobie główną bohaterkę/bohatera. Ja przez całą Paranormalność miałam w głowie obraz dziewczyny z okładki (która nawiasem mówiąc jest śliczna). Wolę po prostu puszczać wodze fantazji :) Nie uważam tego za wadę oczywiście, jak i nie mówię, że ma tak każdy - niektórym okładka moze wogóle nie przeszkadzać :)

     Podsumowywując, "Paranormalność" jest dla osób które mimo całego szału na wampiry i wilkołaki nie znudziły się paranormalami i chcą dalej szukać powieści na które warto zwrócić uwagę. A na tą książkę warto. Pozostaje mi tylko serdecznie podziękować wydawnictwu Amber za wydanie tej książki i bezapelacyjnie dać ocenę 8/10, bo Paranormalnosć po prostu... jest bip!

* Głowna bohaterka Cyklu o Sukubie autorstwa Richelle Mead
** str. 144 "Paranormalność" Kiersten White
*** 118-119 "Paranormalność" Kiersten White

Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 320 (nie zauważyliście może, że teraz mnóstwo książek ma dokładnie tyle stron?)
Cena det.: 34,80 zł

Następna część "Supernaturally" już w listopadzie!


niedziela

Powołanie - P.C. Cast


      "Stań twarzą w twarz ze swoim powołaniem"

     P.C.Cast zasłynęła w Polsce serią "Dom Nocy" którą pisze wraz z córką. W Stanach za to dobrze znane są też dwie inne jej serie - "Partholon" składający sie w Polsce z na razie "Przepowiedni" i "Powołania" oraz "Goddes Summoning" której pierwsza część "Bogini Oceanu" zostanie wydana w Polsce przez wydawnictwo Książnica już 29 czerwca. P.C. najpierw, gdy przzeczytałam Dom Nocy została przeze mnie niemalże znienawidzona, bo uważam, że ta seria jest okropna, ale gdy przeczytałam jej twórczość bez córki, stała się jedną z moich ulubionych autorek. Pisałam w recenzji "Powołania" jak bardzo ksiązka zawładnęła moim sercem. Czy druga część utrzymała poziom?

     Brighid wie, że po matce w jej krwi płynie Szamańskie dziedzictwo, któremu opierała się całe życie, zostając zwykłą Łowczynią klanu MacCallan, o którego założeniu oraz założycielce było w "Powołaniu". Brighid uciekła z domu, którym była dla niej Równina Centaurów i została Łowczynią. Takie życie zdecydowanie jej odpowiadało. Jednakże przeznaczenia nie da sie uniknąć. Akcja ksiązki zaczyna się w momencie, w kórym Brighid wyrusza za Cuchulainnem, bratem Elphame, który to pojechał sprowadzic Nowych Fomorian oraz ich dzieci na ziemie Partholonu. Birighid gdy dociera do właściwego miejsca i staje z Cuchulainnem twarzą w twarz, zdaje sobie sprawę, że jego dusza jest w rozsypce co ma korzenie w niedawnej śmierci ukochanego Cu, Brenny. Brighid postanawia naprawić duszę mężczyzny, wykorzystując swoje szamańsie umiejętności. I tu jej powołanie daje o sobie znać.

     Okazuje się także, że Nowi Fomorianie to rzeczywiście nic innego jak tylko zwykli ludzie ze skrzydłami, szponami i spiczastymi zębami. Są naprawdę przyjaźni, także wyznają Eponę i po prostu nie chcą być obwiniani za błędy przodków. Brighid zaprzyjaźnia się z przywódczynią Ciarą a także młody Liam, tak bardzo pragnący zostać Łowczynią zdobywa jej serce. Relacje pomiędzy nią a Cuchulainnem także przechodzą transformację. Z nienawiści, poprzez pryjaźń... czy do miłości? A może na przyjaźni się zatrzymując? Czy duszę Cu można jeszcze zespolić? Czy da sie uwolnić go od cierpienia? Czy Nowi Fomorianie dotrą do Partholonu? Czy Brighid stanie twarzą w twarz ze swoim powołaniem, czy może po powrocie do Partholonu już tam zostanie na zawsze?

     Zazwyczaj nie przepadam za seriami takimi jak ta - gdzie każda część jest o innej bohaterce/innym bohaterze, jednakże w tym przypadku mnie to wcale a wcale nie odrzuca. Druga część, o Bridgid była tak samo dobra jak pierwsza, jeśli nawet nie lepsza. Od samego poczatku byłam wielką fanką Cuchulainna i przez to druga część automatycznie miała plusa za to, że była właśnie o nim. Brighid także jest ciekawą bohaterką i napewno nie można powiedzieć, że zanudzała czytelnika, choć spotykamy się z narracją trzecioosobową.

     W tej części dało się wyróżnić dwa wątki, dwie fabuły, możnaby rzec. Pierwsza część to ta kiedy Brighid i Cu wyprowadzją Nowych Fomorian z Wastelandu a druga, kiedy Brighid, także z bratem Elplame wyrusza w Zaświaty na poszukiwania Kieluchu Wielkiego Szamana aby zostać Wielką Szamanką. Wydarzenia te oddielone są chwilowym pobytem w zamku oraz kilkoma wydarzeniami w nim. Między innymi trochę uwagi poświęcanej jest rodzicom Cu i El oraz będzie pewne Coś z siostrą Brighid, ale nic nie mówię!

     Co do postaci, to mamy tu ich cały wachlarz do wyboru. Brighid jest bardzo przyjemną główną bohaterką i myślę, że gdyby ją trochę uwspółcześnić byłaby dość szaloną, ale mimo wszystko twardo stapjącą po ziemi kobietą. Cuchulainn jest zdecydowanie moją ulubioną postacią. Na początku ksiązki, był ponury i w rozsypce, ale później gdy już zyskał powód do radości znowu stał się szczęśliwym Cu, jakiego uwielbiałam. Z postaci mniej ważnych bardzo przypadł mi do gustu mały Liam oraz matka Elphame i Cu, a Umiłowana Epony, Etain. Była niezwykle miła i ... urocza. Jednoczyła ludzi. Przynajmniej odniosłam takie wrażenie

     Co do szaty graficznej, to uważam, że okładka jest po prostu cudowna. Elegancka, nie przesadna oraz ładnie wyglądająca na półce. Po prostu śliczna! Zdecydowanie ładniejsza o orginalnej. Na czcionkę nie ma co narzekać bo jest przyjemna dla oka, nie za mała a co do grubości książki (prawie 600 str) to niezmiernie się cieszę, że pani Cast miała weny na zapisanie tyle stronic. Więcej rozryki, nie tylko na jeden wieczór! Zostaje jeszce jedna kwestia nad którą się zastanawiałam - po angielsku tytuły pierwszych dwóch części brzmią "Elphame's Choice" oraz "Brighid's Quest" to w wolnym tłumaczeniu znaczy mniej-więcej "Wybór Elphame" oraz "Droga Brighid" i nie wiem właśnie dlaczego wydawnictwo zmieniło tytuły książek, ale nie narzekam na to, bo uważam, że są dobre (tzn. nasze, polskie :))

     Podsumowując, "Powołanie" jest wyśmienitą kontynuacją zachecającą nas do czytania jeszcze dalszych części. Oryginalna, piękna i wzruszająca opowieść o mieszkańcach Partholonu na długo pozostanie w mojej pamięci oraz będę polecać ja wszystkim dookoła. Zachęcam do przeczytania i daję ocenę 7/10.

Wydawnictwo: Mira/Harlequin
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 560
Cena det.: 34.99

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira Harlequin za co serdecznie dziękuję!

środa

WYNIKI KONKURSU

Nie przedłużając. Podjęcie decyzji było baaardzo trudne, tak trudne, że decyzję nie podejmowałam tylko ja, Ola i Leanne, ale także skierowałam sie po radę do Charlotte i Tirindeth i to na dole jest tym co mi (lub też nam) wyszło w praniu. Jeśli się ktoś z naszą decyzją nie zdadza to ma problem a skargi kierować może na maila. Decyzja naprawdę była trudna, miałam naprawdę duży dylemat oraz nie spodziewałam sie, że dojdzie tak dużo prac;) A teraz do rzeczy.

ODPOWIEDŹ NA PYTANIE DODATKOWE: EricaNorthman

I MIEJSCE (pomysł na wykonanie pracy jest po prostu świetny!) zajęła Natalia P. ze Strykowa!

Lucyfer w porównaniu z nią jest Aniołem”

Dane personalne:
Julia P., urodzona 6.06.1666 roku w Piekle (w rzeczywistości 14.03.2005 roku, ale kto by się tym przejmował?)

Pseudonimy: Niosąca Światło, Lucyferka, Lucusia

Rodzina: podczas gdy matka Lucusi jest znana aż za dobrze (skądinąd to także moja mama), ojcem jest Pan Piekieł, Arcydiabeł i Arcydemon, Gwiazda Poranna, Niosący Światło – sam Lucyfer. Plotkarska natura jego jedynej córki cieszy niebywale twórców teorii spiskowych, którzy twierdzą, iż Naczelny Diabeł przechadza się po Hollywood częściej, niż się o tym mówi (są także liczne podejrzenia, że Lucyfer jest tajnym producentem kilku filmów: „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Ze śmiercią jej do twarzy”, miniserialu „Upadłe Anioły” czy serialu „Supernatural”, w którym w późniejszych sezonach odgrywa znaczącą rolę). Lucyferka, tudzież moja siostra, otrzymała po ojcu zbyt, zbyt wiele cech. Ale o tym poniżej


Cechy charakterystyczne:
A. Wygląd – spokojne, niebieskie oczy, które w każdej chwili mogą zabić żywcem (Dowód: pewnego dnia spojrzała na czarnego kruka siedzącego na liniach wysokiego napięcia, a ten nagle spadł, sztywny i martwy; od tej pory każdy boi się jej zajrzeć w oczy, sądząc, iż ma w sobie nieco krwi gorgony – Meduzy); ciemnoblond włosy przypominające węże, ale to być może jedynie złudzenie optyczne; diabelski uśmiech, który wykwita na jej słodziutkiej twarzyczce, kiedy coś knuje; ostre ząbki, które mogą przegryźć skórę (potwierdzone naukowo!), odziedziczone po tatusiu; dwie wypukłości na głowie... czyżby rogi?
B. Cechy charakteru – zarozumiała i wredna, zadufana w sobie, według niej – chodząca doskonałość; zmienna; w jednej chwili słodka jak cukier, aż mdli, w drugiej, kiedy nie dostanie upragnionego ciasta, w jej oczach pojawia się ogień, a wydaje z siebie tak wysokie dźwięki, że nawet w gamie ich się nie znajdzie; ogólnie rzecz biorąc – wcielenie złaaa...
C. Zainteresowania i zdolności – mistrzyni opowiadania dowcipów, zwłaszcza czarny humor; dręczenie wszystkich z bliskiego otoczenia, i z tego dalszego też; miłośniczka kotów (nie, nie w tym* sensie); lubi amatorskie karate – podstaw nauczyłam się właśnie od niej, co z tego, że pod przymusem?; krwawe horrory.
D. Ulubiona broń – ręce i zęby.
E. Ulubione powiedzenie - „Do diabła!”.

Hybryda człowieka i Naczelnego Diabła, z domieszką krwi Meduzy, naprawdę wybuchowa mieszanka.

*Sataniści, jedzenie kotów :)


II MIEJSCE  zajmuje Agnieszka H. z Piły

Przyznaję się bez bicia, że od początku chciałam być nieoryginalna i sparować z kimś tego nadmiernie eksploatowanego Edwarda, jednakże kiedy przyszło co do czego okazało się, iż jest on bardzo niewdzięcznym obiektem do tworzenia hybryd. Mimo wszystko właśnie jego wybrałam jako pierwszą część składową; drugą natomiast został ubóstwiany przeze mnie Legolas. W związku z tym, iż obecnie przyświeca mi idea „Jak kochać to księcia”, postanowiłam wykreować COŚ w tym duchu. Sprawa wizerunku przedstawia się następująco: hybryda wygląda oczywiście co do joty jak wspomniana postać z Władcy Pierścieni. Uzasadnienie takowego wyboru jest banalne: otóż podczas gdy Edward jest tylko cholernie przystojny, elfy, zgodnie z zapewnieniami Tolkiena, to najpiękniejsze istoty na ziemi - proste. Moja hybryda wzięła z Legolasa również bystry wzrok i mistrzowskie posługiwanie się łukiem (uwielbiam sportowców!). Według mnie ważne jest również wykluczenie pewnych cech u osobnika, dlatego też nadmienię, że hybryda nie gada sama do siebie, co zdarzało się różnym bohaterom Śródziemia, w tym panu L. W przypadku Edwarda zacznę od jego popularnych cech, które musiały zostać wykluczone tytułem udoskonalenia mojej krzyżówki. Po pierwsze – czytanie w myślach, czyli totalny brak prywatności – 3 razy NIE, nie przechodzisz dalej, dziękujemy. Po drugie – zimna skóra – facet po prostu nie może przypominać w dotyku rzeźby lodowej, a jeśli mu się wydaje, że brak krwioobiegu to usprawiedliwia, to się grubo myli. Po trzecie – nadmierna opiekuńczość – przy takiej nadgorliwości można się poczuć jak prawdziwa pokraka. Co się tyczy przymiotów przejętych od Edwarda, to na pewno sprawność fizyczna (żeby mógł swe wybranki wnosić na drzewa) oraz ładny zapach (oczywista oczywistość). Nie jestem do końca przekonana odnośnie szybkiego biegania – to może być zaleta, ale też wada. A niech stracę, przynajmniej będzie zabawnie, aprobuję pędziwiatrostwo! (?). Na koniec miałam zamiar nadać imię owej cudnej istocie, jednak po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że w żadnym języku świata nie ma wystarczająco nieziemskiego słowa, by oddać boskość mojej hybrydy. Ten aspekt pozostawiam zatem do osobistych przemyśleń jury.


A III MIEJSCE Ania D. z Tarnowskich Gór!

Rodzicami ibridi są centaur i dragon. Jest to istota dość dziwna, gdyż może przybrać wygląd człowieka po dragonie, jednak jej prawdziwa postać objawia się jako czworonożna istota z nogami zakończonymi kopytami. Zamiast torsu człowieka posiada głowę smoka, ziejącą ogniem i twardszą od centaura skórę. Nie jest to do końca pancerz, lecz sierść, która chroni równie dobrze, m. in. przed piłkami, którymi już nie raz zostały uderzone przez bawiące się w okolicy dzieci, i jest koloru łusek rodzica dragona. Jest jeszcze jedna ważna rzecz w ich wyglądzie, otóż posiadają wielkie skrzydła, które są bardzo silne i dzięki nim mogą się oni wznieść ponad ziemię, jednak jest to najwrażliwsza część ich ciała i oddaje kolorem ich emocje, na przykład, gdy są wściekłe są one koloru czerwonego, a gdy są niezwykle szczęśliwe są różowe (niekiedy, gdy są w postaci człowieka, dzieje się tak z ich włosami). Ogon ibridi jest podobny do końskiego, poza jedną małą różnicą, bo ich ogon nie jest z włosów, choć tak mogłoby się wydawać tylko z fali mocy i energii. Używają one ogona w ostateczności, porażając swego przeciwnika, który nie może nic poradzić i pada nieprzytomny. Istoty te wbrew pozorom są dość łagodne, choć są wspaniałymi łowcami, jak centaury. Uwielbiają kłusować po otwartych przestrzeniach niekiedy w trakcie zaczynają szybować (niekiedy przyprawiając o zawał serca, niektóre małe zwierzątka, na które się natkną), wtedy także wchodzą w stan euforii (można to poznać po różowym kolorze skrzydeł). Na co dzień starają się żyć wśród ludzi, jednak przynajmniej raz w tygodniu muszą przybrać swą prawdziwą postać, inaczej odczuwają głód, którego nie da się w żaden inny sposób zaspokoić, a ich skóra zabarwia się wszystkimi kolorami tęczy. Ibridi, choć z wielkimi skrzydłami, nie potrafią latać, a tylko szybować, lecz z tego powodu nie rozpaczają, ponieważ uważają, że gdyby potrafiły latać jak smoki, przy swojej budowie, byłoby to nienormalne i nie do przyjęcia. Pod swoją prawdziwą postacią, choć mogą, wolą raczej unikać także ziania ogniem. To już jest dla nich jak wieloletnia tradycja, uważają, to za zło, za coś niepotrzebnego i siejącego tylko zniszczenie, a jest tak ponieważ kiedyś jeden podpalił biedną staruszkę, którą przeprowadzał przez pasy (spokojnie, wyszła z tego cało, za to ibridi z wielkim guzem na głowie). Choć są one potomkami dwóch ras wojowników, są rasą raczej pokojową, lecz gdy przyjdzie taka potrzeba nie mają sobie równych w walce, a gdy ktoś ich wytrąci z równowagi, radziłabym stać się niewidzialnym, jeżeli nie umiesz, to zostaniesz albo zjedzony (żart, ibridi są wegetarianami, żywią się najczęściej warzywami) albo będziesz podawał mu przekąski (oczywiście zdrowe, nie z jakiś fast foodów), gdy on będzie opalał się nad basenem. Jako potomkowie centaurów kochają lasy i czują się w nich jak w domu, i tak jak po dragonach, tak też po centaurach, unikają miejsc, gdzie nie ma zieleni (nie mówimy tu o twarzach ludzi, którzy mają mdłości). Nie potrafią się odnaleźć w wielkich metropoliach, jeżeli żyją wśród ludzi, to zamieszkują małe wioski, w których wszyscy się dobrze znają. Łatwo dopasowują się do otoczenia, potrafią stać się niewidzialni, tak by nikt ich nie zauważył, jeżeli tego nie pożądają, chyba, że będą odczuwać silne emocje, które zakłócą ich maskę kamuflażu. Jednak najdziwniejsze jest to, że zderzyły się tutaj dwa różne charaktery, spokój i opanowanie centaurów oraz wybuchowa natura smoków i przez to ibridi, pomimo że pokojowo nastawione, miewają także co chwila zmienne nastroje i nigdy nie wiadomo co będzie ich kolejnym krokiem: mogą w jednej chwili być w trakcie poważnej akcji i nagle zacząć śpiewać na głos serenadę albo hip-hopowe piosenki (owszem, przecież nie są całkowicie zacofani) i śmiać się, zataczać, jakby byli pijani. Tak więc jeżeli spotka się taką istotę radzę stać od niej przynajmniej o kilka kroków i mieć w pogotowiu patelnię (strasznie się ich boją).


Wiele prac bym chciała jeszcze wyróżnić ale brakuje książek jak i miejsc na podium :)
Dziękuję bardzo za przesłanie mi waszych prac i obiecuję, ze to nie ostatni blogowy konkurs jaki zorganizowałam! Jeszcze będzie można się wykazać, ale dopiero na ... 10 000 wejść :)
Miłych wakacji :D No i proszę mnie nie zjadać, jesli nie zgadzacie sie z decyzją którą podjęłyśmy :>


ZGŁASZAĆ SIĘ NA MOJEGO MAILA DO KOŃCA TYGODNIA, BEZ ZGŁOSZENIA, ŻE ZAPOZNALIŚCIE SIE Z TYM POSTEM NIE WYŚLĘ NAGRODY! (wysyłam w poniedziałek)

niedziela

Drżenie - Maggie Stiefvater

     "Gdy drżenie staje się najstraszniejszą z fobii"

     Książka "Drżenie" autorstwa Maggie Stiefvater, z ang. Shiver, to pierwsza część trylogii o wilkołakach tejże autorki . Książka niesłusznie została porównana do "Zmierzchu pani Meyer, z resztą jak wiele ksiażek na obecnym rynku wydawniczym, co działa zdecydowanie na jej niekorzyść, bo gdyby Zmierzch był tak magiczny jak Drżenie, napewno jeszcze przez długi czas byłby serią nie oklepaną i nie przesłodzoną a naprawdę dobrą powieścią o wampirach. Ale mówimy teraz o twórczości Stiefvater a nie Meyer. Książka czaruje. Rzuca na nas zaklęcie i nie uwalnia od niego do ostatniej strony. Czy wy także dacie się ponieść magii Drżenia?

     Grace gdy była dzieckiem została porwana z podwórka przez wilki, zaatakowana przez nie i ugryziona. Wedle wszystkiego w co wierzą wilki żyjące w lesie przy jej domu, dziewczyna nigdy nie zmieniła się w wilka. Jednak mimo, że powinna pałac nienawiścią do najwyraźniej grożnych i niebezpiecznych zwierząt, ona jest nimi zafascynowana... a w szczególności pewnym wilkiem o żółtozłotych oczach, który ją uratował przed śmiercią, w dzień uprowadzenia i teraz co zimę pojawiał się na skraju lasu, aby nawiązać kontakt wzrokowy z Grace... Nigdy do neij nie podszedł, nigdy nie był agresywny, nigdy nie pokazał, że jest czymś innym niż zwykłym wilkiem. Ale Grace wiedziała, że nie jest. Bo gdyby był to nie znikalby na całe lato, prawda? Też stałby na skraju lasu i wpatrywał się w nią. a nie było go tam.

     Nagle ginie Jack, szkolny kolega Grace, chociaż kolega to słowo przesadzone - nie lubiła go, jak z resztą spore grono osób. Zginął. Jego ciało wykradzone zostało z kostnicy. Nikt, nawet Grace nie wie co się dzieje... do chwili kiedy spotyka wilka o oczach Jacka. Wtedy już wie, że wszystkie jej dotychczasowe przypuszczenia są prawdziwe. To nie są zwykłe zwierzęta. To wilkołaki. Jej wilk jest wilkołakiem. Grace panikuje, gdy się dowiaduje, że kilkorga mężczyzn chce wybić wilki z lasu. Marwi się o swojego wilka. Swojego Sama. Nie chce aby umarł... Znajduje go postrzelonego po tym, jak względnie udaje jej sie powstrzymać ekipę przed używaniem broni palnej posługując się pretekstem, że przyjaciółka jest w lesie i robi zdjęcia. Co się stanie z jej wilkiem? Postrzelonym wilkiem. Jakie będą skutki, co Grace postanowi? Zaryzykuje, czy może nie będzie chciała wyrywać się z rutynowego życia?

     Narracja ksiązki jest pierwszoosobowa - czasami opowiadana z perspektywy Sama, czasem Grace. Nie jestem w stanie bez liczenia powiedzieć, czyich rozdziałów było więcej ale wydaje mi się, że Grace, chociaż te które nalezały do Sama były za to niczym ... powiew świerzości zwany pod nazwą "narracja chłopaka w powieściach paranormal", bo do tej pory z takową narracją spotkałam się tylko w Kronikach Obdarzonych. Dzięki dogłębnym przemyślenion Sama i jego wspomnieniom, możemy lepiej utożsamić się z wilkami, ich zwyczajami i charakterystyką. A w Drżeniu wilki zdecydowanie warte były poświęcenia dla nich sporo miejca, bo po raz pierwszy spotkałam się z czymś innym od przemiany podcas pełni księzyca, albo kiedy im się żywnie podobało. W powieści Maggie Stiefvater wilki ulegały transformacji kiedy... było zimno. I nie żyły wiecznie. Przeżywały swoje ludzkie lata a potem... żyły może trochę dłużej niż normalne wilki, gdy już nawet w największy upał nie były zdolne do premiany z powrotem w postać ludzką. Drżące wilki zdobyły moje serce.

     Jak opisać można postaci w Drżeniu, czy chociażby narratorów? Napewno nie byli płytcy. Grace miała swoje melancholijne chwile jak i te gdzieniegdzie nudzące, ale z wizerunkiem dziewczyny wychowywującej sie niemalże bez rodziców, od sześciu lat zakochanej w wilku... była naprawdę bardzo ciekawą osóbką. Co do Sama za to.. nie wiem, czy jest jednym z tych chłopaków zdolnych podbić moje serce, wyciąć je i zachować dla siebie. Jeśli o mnie chodzi to był supersłodki, niby idealny chłopak, ale brakowało mi u niego tego pazura, który tak cenię u chłopaków w literaturze tego typu. Nie był na tyle mdły jak Edward, ale do Jace'a z Darów Anioła było mu daleko. Z postaci drugoplanowych najbardziej przypadła mi do gustu żywiołowa Rachel, opiekuńczy i kochający, z opisów Sama a z niewielu dialogów w książce można wywnioskowac też że naprawdę przyjazny Beck oraz... Isabel. Nie mam pojęcia co urzekło mnie w tej dziewczynie. Nie była niewinna, była tak naprawde typową barbie w loczkach z torebkowym pieskiem, ale mimo wszystko to jak bardzo próbowała pomóc Grace i Samowi naprawdę zasługuje na uznanie.

     Co do oprawy graficznej... prykro mi to mówić, ale wygląda jakby jakaś droga z drzewkami sobie była a w paincie ktoś dokleiłby do niej wilka, parasolkę i jakąś, sztucznie wyglądajaca postać w tyle. Okładka naprawdę nie jest najgorsza, widziałam wiele jeszcze mniej zadowalających, ale mimo wszystko oryginał był bardzo ładny, i szkoda, że wydawnictwo go nie zatrzymało. Oczywiście to tylko i wyłącznie moja sprawa, ale strasznie mnie wkurzyło to, że włożyłam Drżenie do plecaka i prawie po chwili większość napisu się starła... ale mówi się trudno: na półce i tak ładnie wygląda :)

     Podsumowywujac, gdybym nie otrzymała tej książki od wydawnictwa Wilga nie przeczytałabym jej, co byłoby potwornym błędem, bo te 450 stron, to była czysta rozrywka zapisana słowami. Przeżywałam chwile razem z Samem i Grace, napawałam się literackim, pięknie przechodzącym w młodzieżowy slang językiem i pochłaniałam strony na tyle szybko, na ile pozwoliła mi szkoła. Jeśli miałam wątpliwości także co do przezytania innej ksiazki tej autorki - "Lament. Intryga królowej elfów", Drżenie rozwiało je w drobny mak, niemalże każąc mi zakupić "Lament". Gorąco polecam orginalną, współczesną opowieść o wilkołakach i daje ocenę 7,5/10.

Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 455
Cena det.: 39.99

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Wilga za co serdecznie dziękuję!

poniedziałek

KONKURS z Riley Jenson

Witam w pierwszym, i na 100% nie ostatnim moim blogowym konkursie. Z jakiej okazji? A bo ja wiem. Może koniec roku szkolnego? 1500-setny post? Kto z resztą nie chciałby sobie sprawić nowej książki na wczasy? Jesteście gotowi na konkursik z którego możecie wynieść książki z cyklu "Zew Nocy"'? Nie zwlekając dłużej, bo komu się chce to czytać: zaczynajmy :)  






ZADANIE KONKURSOWE
Zadanie polega na wymyśleniu swojej własnej hybrydy* stworzonej z jednej, lub dwóch dowolnych postaci z gatunku paranormalnego/fantasy (bo może być też tak, że jeden paranormal i jedna istota z realnego świata - chociażby człowiek czy jakieś zwierzę) i w max. 20 zdaniach opisać ową hybrydę, to znaczy: napisać o jej wyglądzie, charakterze, upodobaniach... wszystko co tylko Wam przyjdzie do głowy!

WAŻNE: Nie może zabraknąć informacji o wyglądzie i o cechach jakie hybryda odziedziczyła po jednej postaci i po drugiej! Przyjmę prace bez tego, ale to pomaga sobie postać wyobrazić, a do tego zmierzamy, czyż nie ;)?

PYTANIE DODATKOWE:
Jak się nazywa (nick) chomik autorki tłumaczenia Wschodzącego Ksieżyca, Kingi Składanowskiej?

UWAGA: Osobt które odpowiedzą na pytanie dodatkowe mają szansę wygrań komplet - "Wschodzący księżyc" + "Całując grzech" :)

SPOSÓB NA WYGRANĄ
Proste - zaskoczyć mnie! Po co mi mega długa rozpiska, skoro nie będzie o niczym oryginalnym i ciekawym? Oczekuję od was poczucia humoru! Stworzenia oraz połączenia mogą być jak najbardziej absurdalne. Chcę się śmiać w głos! Chociaż oczywiście każdą pracę przeczytam :)

TERMINY, FORMA I JURY
Konkurs trwa do północy 21 czerwca, choć wiadomo - jak ktoś przyśle kilka godzin po czasie to ma szczęście bo zazwyczaj wtedy śpię i zaliczę, hehe :D Wyniki za to ogłoszone zostaną w dzień zakończenia roku szkolenego. Konkurs nie jest długi, ale właśnie o to chodzi. W jury znajduję się ja, Leanne oraz moja koleżanka całkowicie spoza blogowego świata chociaż również fanka książek z gatunku paranormal- Ola. Jesli zaś chodzi o formę to prosze mi prace przysyłać na maila podanego poniżej, tekst nie w załączniku, a w treści. Temat to po prostu "Konkurs". I ostatnie: Prace podpisywać swoimi danymi adresowymi (które oczywiscie użyję tylko do ewentualnej wysyłki nagród! Imię i nazwisko, ulica, miejscowość, kod pocztowy) oraz, jeśli macie konto na lubimyczytac.pl, to nickiem na tym portalu.

NAGRODY
Czyli najważniejsze :)
Dla osoby która odpowie na pytanie dodatkowe i najlepiej z grona tych, którzy na nie odpowiedzą napisze odpowiedź na zadanie: Komplet "Wschodzący księżyc" + "Całując grzech" Keri Arthur
Dla dwóch osób które najlepiej napiszą odpowiedź na zadanie, bez pytania: "Całując grzech" Keri Arthur

KOŃCOWE POSTANOWIENIA
Jeden uczęstnik ma prawo wysłać jedną pracę konkursową. Myślę, że nie trzeba pisać, że praca ma być samodzielna, bo raczej pomysłami na zadanie się dzielić nie będziecie ;)
Bardzo proszę wysyłać mi pracę w miarę poprawione - bez literówek i ortografów. Jakieś interpunkcyjne błędy jeszcze uznam ale nie przesadzajmy :)
Prace wysyłać na maila: paula128@buziaczek.pl

Mam szczerą nadzieję, że do konkursu zgłosi się sporo osób i te sporo osób powiadomi następne sporo osób o okazji do wygrania książek :)

Sponsorem nagród w tym konkursie jest niezawodny Instytut Wydawniczy Erica! Dziękujemy bardzo!



Bannerek :> Bardzo by mi było miło gdyby znalazł
się na czymś blogu reklamując konkurs :)

Wszelkie pytania pod tym postem :)
ZAPRSZAM! :D

*hybryda (moje tłumaczenie, więc może być trochę niezrozumiałe XD) - postać o cechach dwóch różnych stworzeń, gdzie od każdego jakąś cechę przejmuje tak jak na przykład Riley która z wilkołaka miała to, że się wogóle zamieniała w niego a z wampira, że potrafiła się np. okryć cieniem.

niedziela

Całując grzech - Keri Arthur

    "Pogrąż się w świecie w którym grzech to... codzienność"

     "Całujac grzech" to już druga z dziewięciu książek cyklu "Zew Nocy", czyli serii o przygodach pół wampira, pół wilkołaka, Riley Jenson. Bardzo ucieszyło mnie to, że nie dość, że jedna po drugiej części została wydana w 3-miesięcznym odstępie co na powieść liczącą sobie ponad 400 stron jest niezłym czasem, to dostawłam ją predpremierowo. Pierwsza część mimo wszystko wywarła na mnie spore wrażenie i skutecznie zachęciła do entuzjastycznego czytania reszty tomów. Czy "Całując grzech" spełniła moje oczekiwania?

     Riley budzi się naga, cała skąpana we krwi nie dość, że nie wiadomo gdzie, to nie pamięta ostatnich ośmiu dni swojego życia. Wie za to, że musi uciekać. I, że nie była jedyną przetrzymywana w ... kolejnym laboratorium pobierającym od zmiennokształtnch próbki nasienia. Natyka się na koniokształtnego imieniem Kade, postanawia mu pomóc po czm razem z nim udaje jej się uciec. Trafiają do ukrytego domku w górach, z którego dzwonią po pomoc do departamentu, czyli szefa Jacka i brata Rhoana. Ale pomoc przybędzie dopiero za cztery godziny, dlaczego by się przez ten czas lepiej nie poznać? Riley od razu zaczyna darzyć Kade'a sympatią a ten nie jest głupi, i gdy po powrocie do domu niezapowiedzianie spotyka tam Quinna koniokształtny domyśla się co i jak, po czym pomaga Riley wymusić na nim zazdrość. Bo Quinn mimo wszystko, mimo to, że dał Ril do zrozumienia iż ma się odczepić, nadal coś do niej czuje. Ale czy Riley chce podjąć ryzyko sparzenia się po raz kolejny?

      Jednak sprawy jeszcze bardziej się komplikują i zmieniają życie Riley, gdy ta dowiaduje się, że w końcu może zajść w upragnioną ciążę, a Misha, jej były kochanek... chce to wykorzystać, aby stworzyć potomstwo, gdyż podejrzewa, że niedługo umrze. Wilczyca jednak nie jest już zdolna do ufania mu i wymyśla podstęp aby zdobyć od niego informacje, które posiada, a jej są niezwykle potrzebne. Sfora Helki? Powiedz wszystko. Riley ma zamiar wyciagnąć od niego wszystkie potrzebne informacje, aby dowiedzieć się dlaczego i przez kogo została porwana. Jaką rolę Misha odegra w tym wszystkim? Kim tak naprawdę okaże się Kade? Czy Riley i Quinn do siebie wrócą? A może nawet coś głębszego nawzajem poczują? I co to będzie z pociągającym alfą Kellenem... Ach! No i jeszcze pozostaje kwestia, czy być strażniczką czy nie. Jednym słowem cholernie dużo pytań, i nie na wszystkie zdobędziemy odpowiedzi.

     W drugiej części cyklu "Zew Nocy" możemy po raz kolejny śledzić cholernie ciekawe i wciagające perypetie wilkołaczycy Riley Jenson. W tym tomie jest więcej Rhoana, czego tak niecierpliwie wyczekiwałam, pojawia się wiele nowych postaci, głównie męskich no i co można z resztą było przewidzieć po pierwszej części, wraca Quinn. Myślałam, że chwila jego powrotu to będzie takie jedno wielkie "łał", ale było napisane, że Riley nawet czasem się z nim spotykała od zakończenia pierwszej części do rozpoczęcia drugiej, więc "łał" nie było. Bardzo przypodobała mi się postać Kade'a i to, że mimo iż był głównie niezaspokojonym ogierem, potrafił okazac Riley czułość i dobroć. W tej książce, przynajmniej dla mnie największą rolę odgrywają wątki miłosne, czyli można po prostu powiedzieć: romanse Riley. Przez około połowę książki wściekałam się w myślach o to, że przeciez ona jest stworzona dla Quinna, ale Keri Arthur na pewno nie będzie posługiwała się oklepanym schematem, że facet z pierwszej części, który najprawdopodobniej będzie się pojawiał w każdej, w finale będzie z główną bohaterką. Nie ma takiej opcji. Moje nastawienie jednak co do "Riley and Quinn forever" zmieniło się z chwilą wciągnięcia Kellena w fabułę... pociągający alfa, którego w ksiażce nie było dużo. Prawdę powiedziawszy nie wzięłabym go za kogoś ważniejszego gdyby nie cytat (niby spoiler, ale nie jakiś tam zdradzający w najmniejszym stopniu zakończenie czy fabułę):
"W zielonych głębiach jego oczu lśnił głód, ciepło i rozbawienie. I coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że oddech uwiązł mi w gardle, a serce wykonało dziwnego fikołka.
Tym czymś był błysk przeznaczenia.
W tym szczególnym momencie poczułam, że stojący przede mną mężczyzna odegra znaczącą role w mojej przyszłości"*

Ten cytat kazał mi myśleć, że jednak Kellena tak mało jest w tej części, bo ma być go wiecej w następnych czy może nawet ostatniej... kto wie czym nas Keri Arthur zaskoczy Smile Ja w każdym bądź razie chyba tylko kontynuacji "Mechanicznego anioła" nie mogę się doczekać tak mocno jak "Całując grzech".

      Tak jak w przypadku "Wschodzącego księżyca", chodziłam z tą ksiażką wszędzie gdzie tylko się dało, i to nie aby się pospieszyć z czytaniem, bo musiałam się wyrobić z recenzją, tylko dlatego, że tak bardzo chciałam poznać dalsze przygody Riley. Pprzy każdej przerwie na czytanie, która była konieczna, niemalże dgotałam tak bardzo chciałam czytać dalej. No, może trochę przesadziłam, ale bardzo się niecierpliwiłam. Miałam wrażenie jakby w tej części pani Arthur, czy też pani Kinga Składowska, która miała (według mnie Very Happy) zaszczyt przetłumaczyć książkę na język ojczysty uraczyła nas większą ilością opisów, jednak nie rzucało się to w oczy dlatego, że nie opisywały one zbędnych rzeczy i sytuacji, a przedstawiało wszystko w korzystnym i humorystycznym świetle.

     No i na koniec wspomnę o oprawie graficznej. Okładka "Całując grzech" jest bardzo podobna do okładki pierwszej częci, ale oczywiście nie uważam tego za złą sprawę, bo seria przynajmniej ładnie będzie się prezentowała ogólnie i na półce, a nie zawsze tak jest. Zastanawia mnie tylko, że skoro będzie dziewięć części tego cyklu to co wydawnictwo ma zamiar zrobić? Wykombinować jeszcze siedem innych ujęć rudowłosej dziewczyny zakrywającej piersi? Miejmy nadzieję, że im się to uda Smile No i jeszcze, jak w przypadku pierwszej części, chociaż zapomniałam o tym wspomnieć, wkrada się tu nam pewna nieścisłość - na początku obydwóch książek mamy spis wszystkich części, których wymienionych jest osiem, a ponoć w Stanach wydano dziewięć... No nie wiem czemu tak jest, nie wiem Smile

     Podsumowywując, przez Kellena moja miłość do Quinna osłabła, chociaż nadal gdzieś tam jest i może czeka na jego "come back" w następnych częściach, kto wie. Finał książki po raz kolejny mimo wszystko doprowadził do tego, że uroniłam kilka łezek jak i mimo wszystko, że wiedziałam iż to nastąpi, byłam zaskoczona decyzją Riley. Książkę czytało się oczywiście na równi dobrze z pierwszą jeli nie lepiej i spokojnie, z czystym sumieniem mogę dać ocenkę 9.5/10. Polecam dać ją (jeśli czytaliście pierwszą część, a jeśli nie to włąśnie ją) na jedno z pierwszych miejsc na swojej liście książek do kupienia jeśli szukacie lektury z humorem, od której nie można się oderwać! Polecam raz jeszcze Very Happy
* str. 199
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 418
Cena det.: 34.90


Za książkę, bardzo, bardzo, dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica.





I na samiutki koniec pytanko- chciałby ktoś może konkursik z tą książką :D?

piątek

Wschodzący księżyc - Keri Arthur

     "Poczuj żar księżycowej gorączki..."

     Na "Wschodzący księżyc" natknęłam się przez przypadek, bo chomik tej osoby, która przetłymaczyła powieść na język ojczysty jest przeze mnie często odwiedzany i tam właśnie natrafiłam na reklamę pierwszej części przygód o Riley Jenson. Jakiś czas później zaczęłam czytać tą książkę w ebooku, chociaż dokończyłam w oryginale i moge tylko powiedzieć, że mimo iż nie była to zdecydowanie literatura wysokich lotów, niesamowicie mnie wciągnęła i pozwoliła na jakiś czas przeżywać przygody razem z Riley.

     Riley Jenson jest pół wampirem, pół wilkołakiem, chociaż w większym stopniu tym drugim, za to jej brat bliźnak Rhoan - bardziej wampir niż wilkołak. U wilkołaków na tydzień przed pełnią znane jest zjawisko zwane księżycową gorączką. To czas wzmożonego pożądania u wilkołaków, a akcja książki zaczyna się w jej pierwszy dzień, a kończy w ostatni. Riley pewnego dnia, wracając z Departamentu ds. Innych Ras natyka się... na ubłoconego, nagiego wampira przed swoim domem. Ten przedstawia jej sie jako Quinn, przyjaciel Rhoana, którego nie ma już zbyt długo, a Ril nie ma zamiaru stracić jedynej osoby, która jej jeszcze została. Podczas gdy ona lata w tę i we wtę próbując zdobyć informacje odnośnie Rhoana, który już dłuższy czas nie wraca z misji, Quinn nocuje na korytarzu przed jej drzwiami. A co tam!

     Jednak jak długo wilczyca podczas księżycowej gorączki może pozostać obojętna, mając obok tak seksownego faceta. Na to, że ten seksowny facet jest wampirem można przymknąć oko, ale na to, że interesuje się Riley niemalże w równym stopniu jak ona nim nie za bardzo. No i wydaje się mówić prawdę. Czy Quinn pomoże dziewczynie uratować Rhoana, rozwiązać zagadkę? Jaką rolę odegra w tej ksiązce Talon oraz Misha (to facet!)? Co się stanie po uratowaniu Rhona... Czy to już koniec zagadki?.

     We "Wschodzącym księżycu" nie było zamieszania polegającego na wplątaniu w fabułę wielu paranormalnych postaci czy zjawisk. Wampiry, wilkołaki i badania naukowe. Można by powiedzieć, że dość orginalne, a jak tak teraz to podsumowałam to zdałam sobie sprawę, że książka Keri Arthur była tak właściwie trochę podobna do seriii o Kitty Norville autorstwa Carrie Vaughn, chociaż jednak trochę lepsza, bo zawierająca mimo wszystko więcej wątku romantycznego.

     Tą ksiazkę czyta się po prostu ekspresowo. Łaziłam z nią na przerwach, czytałam w autobusie, na przystanku, gdzie tylko się dało. Ponad czterysta stron czystej, niegrzecznej rozrywki, czego chciec więcej? Riley jak można opisać Riley... ona jest po prostu zajebista. Takie charakterki jakim ona została obdarzona plus narracja pierwszoosobowa plus świetny język jakim Keri Arthur potrafi się posługiwać plus jeszcze bardzo dobre tłumaczenie, choć nie rewelacyjne bo dało się spostrzec parę powtórzeń, daje książkę świetną, którą jak wspominałam przedtem, czyta się szybko i o której trudno zapomnieć. Quinn był facetem którego polubiłam jak nie wiem kogo i to chyba własnie przez sympatię do niego i zaciesz na twarzy gdy czytałam sceny dotyczące jego i Riley płakałam na zakończeniu. Ta książka jest jedną z tych których kontynuacji tak bardzo nie możesz się doczekać, o tak. Trochę za mało było Rhoana, nie mogłam się jakoś za bardzo z nim utozsamić, jednak także wydawał się przesympatyczny i na szczęście, teraz aktualnie czytam drugą część, w której jest go o wiele więcej.

      Narracja pierwszoosobowa z perspektywy kogoś myslącego tak jak Riley - rewelacja i gwarancja na to, że czasami możemy się śmiać w głos czy chociaż szeroko szczerzyć do kartek, bo ja właśnie tak robiłam, chociaż zapewne nie wyglądało to normalnie - dziewczyna stoi na przystanku zagapiona w ksiązkę i szczerzy się do literek ułożonych w tak humorystyczne słowa. Książka nie jest arcydziełem godnym oskara, ale pozycjąą jakiej ostatnio potrzebowałam- napewno. Pomaga w czytaniu oczywiście także to, że nie ma w tej książce za wiele zbędnych opisów, chociaż jest ich na tyle dużo, żeby doskonale wyobrazić sobie wszystko co trzeba, a to, że dialogi przeważały nad przemyśleniami Riley wcale nie działało na niekorzyść książki!

     No i na koniec, tak jak w przypadku Trylogi Arturiańskiej muszę podziękować Instytutowi Wydawniczemu Erica nie tylko za przysłanie mi tej książki ale także za to, że po raz kolejny miałam styczność nie z papierem a'la papier toletowy, dwucentymetrowymi odstępami między linijkami jak to czasem ma w zwyczaju robić wydawnictwo Mag, a czcionka miłą dla oka i porządnym papierem. Niby nic, ale nawet nie nie zdajecie sobie pewnie sprawy z tego, że czcionka bardzo ułatwia czytanie.

     Podsumowywujac, pierwsza część z cyklu "Zew Nocy" (a na całe szczęście jest ich aż 9!) jest naprawdę fajną pozycja, leciutką i dośc grubą pozwalajacą nam cieszyć się do kartek dłużej niż kilka godzin. Polecam i daję ocenę 9,5/10.:)

Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 432
Cena det.: 34,90


Ksiązkę otrzymałam od Instytutu Wydawniczego Erica, za co serdecznie dziękuję!

środa

Obudzić szczęście - Susan Wiggs

     "Obudzić szczęście" autorstwa Susan Wiggs jest jedną z niwielu powieści obyczajowych z jakimi kiedykolwiek miałam okazję się zaznajomić. Przeczytałam nie jedną ksiązkę Lauren Weinsberger czy Helen Fielding i nie ukrywam, podobały mi się, jednak "Obudzić szczęście" jest bardziej z gatunku tych mniej komediowych, chociaż na niejedną komiczną sytuację można się natknąć. Czy przeczytanie pozycji Susan Wiggs mnie usatysfakcjonowało, czy ta książka coś we mnie obudziła?

     Sarah Daly jest rysowniczką komiksów, mającą tak jakby dwa wcielenia. Jedno to jest ona, a drugie to Shirl, bohaterka jej rysunkowych opowieści. Nieraz główna bohaterka zadaje sobie pytanie "Co zrobiłaby Shirl?" w najtrudniejszych sytuacjach. Sarah ma kochającego męża, wspólne mieszkanie oraz pracę którą kocha, ale w żaden z wymyślonych przez naukę sposobów nie może zajść w upragnioną ciążę. Co sadzi mąż o jej staraniach o dziecko, którego także pragtnie? A na to, że Sarah powoli dostaje jakieś chorej obsesji na tym punkcie, tak jakby nie robiła tego też dla niego i tłumacząc sie, że nie byli przecież już szczęśliwi, zdradza ją.

     Wściekła i rozgoryczona, rzuca wszystko, po czym podąża do rodzinnego miasteczka w Kaliforni, gdzie, załatwia rozwód na odległość, a potem spotyka się z bratem swojej adwokatki, oraz kumplem z dzieciństwa Willem Bonnerem. Will jest czarujący, niemalże idealny, Sarah właśnie zaczyna się układać kiedy... dowaiaduje sie, że jest w ciąży z Jackiem, byłym mężem. Teraz zacznie się udowadnianie mu, że potrafi być odpowiedzialną, samotną matką bliźniaków. Czy Will pomoże jej, czy okaże się tak idealny jaki być się zdaje? Co na to wszystko powie Jack? Czy teraz, bez męża do którego się przyzwyczaiła będzie umiała założyć nową rodzinę? Jeden plus. Żegnaj paskudne, deszczowe Chicago!

     Głowna bohaterka była naprawdę sympatyczną osobą z poczuciem humoru. Silną i zdecydowaną, twardo stąpającą po ziemi, choć też nie zawsze. Do Jacka brak mi słów. Rozumiem, małżeństwu może nie wychodzić, ale w momencie kiedy żona tak bardzo stara się spełnić marzenie dwojga, on sobie ją zdradził. Bo się nie układało. Kto z takiego powodu zdradza jeszcze będąc w małżeństwie? Przecież to chore, nie wiem co bym sobie zrobiła na miejscu Sarah, ale ona dała sobie radę. Oczywiście następca Jacka, mianowicie Will był dwadzieścia razy lepszy i nie wiadomo czemu, ale zauroczyła mnie postać Aurory. Susan Wiggs tak dobrze wykreowała postaci i przedstawiła sytuacje, że strasznie przeżywałam tą książkę.

     Narracja książki jest trzecioosobowa, ale podczas tej lektury nie za bardzo zwracałam na nią uwagę, bo chciałam tak bardzo wiedzieć co się stanie. Książka podzielona jest na sześć części z czego każda zaczyna sie od króciutkiego komiksu, symbolizującego pracę bohaterki i najprawdopodobniej, choc nie jestem tego pewna, są narysowane przez Susan Wiggs. Co w takim razie mi się podobało, a co nie? Właściwie trudno wymienić minusy tej książki, bo była naprawdę bardzo dobra, jednak po czasie w jakim ją męczyłam mogę śmiało powiedzieć, że takie pozycje mimo wszystko nie są dla mnie. Plusy były za to takie, że dało sie wcielić w postacie dobrze wykreowane przez panią Wiggs oraz uwielbiane przeze mnie zawsze i wszędzie mimo wszystko, szczęśliwe zakończenie.

     Podsumowywując, jeśli ktos lubi czytać literaturę tego typu, a każdy lubić to może, napewno się na tej książce nie zawiedzie, gwarantuję to. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję spotkać się z twórczością Susan Wiggs. Moja ocena to 6,5/10.

Wydawnictwo: Mira Harlequin
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 449
Cena det: 34,99

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira Harlequin za co bardzo dziękuję!

niedziela

Nieprzyjaciel Boga - Bernard Cornwell

     "Nieprzyjaciel Boga" to druga, po "Zimowym monarsze" część Trylogii Arturiańskiej autorstwa Bernarda Cornwella. Tak jak w przypadku pierwszej części przeraziła mnie wielkość oraz grubość książki, ale zachęciła okładka i teraz już wiedziałam przynajmniej czego się spodziewać oraz, powiem szczerze, że druga część bije pierwszą na łeb, na szyję ;)

     Akcja oczywiście na powrót osadzona jest w Brytanii, na przełomie V i VI wieku po narodzeniu Chrystusa, a opowiada ją Derfel, były rycerz służący niegdyś wiernie Arturowi, co dodaje książce tej niepowtarzalnej magii. Akcja tej części jest o wiele żwawsza niż pierwszej - zaginął kocioł Merlina, co nie wróży nic dobrego, bo nikt nie chciał, aby skarb wpadł w niepożądane ręce. Nieprawidłowo i z lekkomyślnością użyty kocioł może doprowadzić do bardzo złych rzeczy i krwistych powodzi. I w dodatku sam Merlin zbliża się już do kresu swojej egzystencji a na dokładkę zbliża się rok pięćsetny a manipulaci Chrześcijańscy pewni są, że to własnie teraz Chrysus zmartwychwstanie.

     Cornwell po raz kolejny doskonale poradził sobie z napisaniem najlepiej jak się da prawie sześcet stronowego tomiska, jednak ja jestem niestety osobą, która przy dużej ilości opisów (no dobra... nie były to duże ilości, ale dla mnie zawsze jest za dużo), czasami je omija i przez to nie zawsze mogłam sie połapać w nowych postaciach i akcji także, ale oczywiście tylko czasami i także dobrze wiem, że to wszystko tylko i wyłącznie wina mojego lenistwa. W drugim tomie tejże trylogii także natykamy się na wiele ładnie wplecionych legendarnych przedmiotów, oraz wątek Tristana i Izoldy, którego nawet ja się dopatrzyłam więc myślę, że każdemu się to uda.

     Jak w recenzji poprzedniej części muszę pochwalić Cornwella za pisanie "Nieprzyjaciela Boga" w miarę współczesnym językiem i również tak samo jak w pierwszej części, w tej nie przeszkadzała mi narracja pierwszoosobowa. Derfel opowiada ciekawie i zwięźle, nie nudzi nazbyt długimi opisami (choć oczywiście dla mnie nawet gdyby były jednoakapitowe co trzy strony byłyby za długie) a mimo to doskonale przedstawia krajobraz Brytanii, chociaż, co oczywiste, mniej przykłada to tego wagę niż w pierwszej części.

     Podsumowywując, druga część Trylogii Arturiańskiej, tak jak pierwsza z resztą spodobała mi się, nawet jesli dużo było odniesień historycznych, to przecież ciągle była fantastyczna i tym motywowałam się do czytania dalej. No i oczywiście zakończenia także nie mogłam się doczekać. Coś mi mówi, że mimo iż ta seria nie zwaliła mnie z nóg, za jakiś czas sięgnę po inne powieści Cornwella :)
Książkę (tak jak z resztą pierwszą część, o czym niestety zapomniałam wspomnieć) otrzymałam dzięki uprzejmości Instytutowi Wydawniczemu Erica za co bardzo dziękuję :)

środa

Zimowy Monarcha - Bernard Cornwell


     "Zimowy Monarcha" Bernarda Cornwella to w równym stopniu pierwsza część Trylogii Arturiańskiej, jak i pierwsza powieść historyczna z jaką miałam okazję się spotkać. Do tej pory książki tego typu kojarzyły mi się jedynie z częstą nudą, strasznie długimi opisami oraz tekstami nie z tej epoki, czy "Zimowy Monarcha" to zmienił?

     Brytania, V wiek. Derfel, narrator powieści to stary już człowiek, jednak aby nie stracić wspomnień za czasów kiedy służył Arturowi będąc jeszcze młodzieńcem,spisuje to co pamięta. Nie jestem fanką książek pisanych z perspektywy pierwszoosobowej, jednak ta książka jest wyjątkiem. Mówi się, że gdy narrator jest siłą wszystkowiedzącą, a nie bohaterem powieści wszystko jest wiele lepiej opisane, więcej uwagi skupia się na otoczeniu i przez to wszystko wydaje się realniejsze, jednak Bernard Cornwell doskonale poradził sobie z opisami, które na szczęście nie były jakieś nazbyt długie i nużące a zdecydowanie ciekawe i zwięzłe, oraz, jak na powieść historyczną było tam dość dużo dialogów. Język także zasługuje na pochwałę, bo nie był aż tak bardzo różniący się od naszego, a przecież w V wieku zdecydowanie inaczej się do siebie zwracali, chociaż oczywiście nie biorę tego za wadę.

     Na początku książka mi się dość dłużyła, i przerażała taką solidną objętością, ale akcja, mimo, że czasami zwalniała, zazwyczaj była dość interesująca i wciągała czytelnika. Legenda, odmienna nieco od orginalnej, stworzona przez Cornwella bardzo mnie zaciekawiła, a lekki dodatek fantastyki jeszcze nieco ją ubarwił. Mimo, że ten sam Artur, to jednak inny, ale czy lepszy? Zależy od gustu.

     Powieść także idealnie trzyma w napięciu - pełno zakazanych romansów, tajemnic i zagadek, więc tak naprawdę, nawet gdy ktoś na ogół nie przepada za powieściami historycznymi, myślę, że nie miałby złej opinii na temat tej pozycji.
 Teraz przechodzimy do ostatniego punktu a zarazem najprzyjemniejszego - oprawa graficzna. Okładki są naprawdę rewelacyjne! Przyciągają wzrok estetycznościa i starannością wykonania, co zdarza się rzadko przy powieściach tego gatunku. Wydawnictwo także odwaliło kawał dobrej roboty idealną czcionka, porządnym, przyjemnym w dotyku papierem oraz bezbłędnością!

     Posumowywując, tą krótką, niestety recenzję, bo nie widzę sensu zwracać uwagi na jakieś poszczególne bitwy których, co prawda, to prawda - było wiele, książka Cornwella jest lekturą wartą sięgnięcia, nawet jeśli nie jesteś zwolennikiem powieści historycznej doszukasz się elementów fantastycznych, czy romansów, które cię wciągną. Polecam jako ksiązkę którą można sobie czytać na kocu w słoneczne dni z okularami przeciwsłonecznymi pod ręką iorzeźwiającym napojem - w sam raz na ten czas! Moja ocena to 6,5/10. Dałabym więcej, ale nie mogę się zmusić, bo mimo wielu pozytywów tej książki, była dość ciężka, a ja teraz jednak wolę zaznajamiać się z lżejszmi powieściami ;) Oczywiście druga część już się czyta :D
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 560
Cena det.: 39.90